Po wypiciu całej butelki wina, okazało się, że Filip przyjechał do Weroniki samochodem i nie miał najmniejszego zamiaru zamawiać taksówki, by wrócić do domu - zdecydował się wprosić do niej na noc. Na początku nie bardzo podobała jej się ta perspektywa - w sobotę rano planowała iść na siłownię, a wiedziała, że w takiej sytuacji raczej nie będzie to możliwe. Zrobiła mu małą awanturę, ale wystarczyło jego jedne spojrzenie w stylu smutnego chłopczyka, a już szykowała im czystą pościel.
- Ty cwaniaku - powiedziała, gdy Filip wrócił z parkingu za blokiem z czarnym plecakiem Nike, gdzie miał ciuchy na zmianę i parę kosmetyków. - Wszystko sobie dokładnie zaplanowałeś.
- Widzisz? Pomyślałem o wszystkim - powiedział, wrzucając plecak do sypialni. Dochodziła północ, byli trochę śpiący, jednak żadnemu z nich nie śpieszyło się do łóżka. A przynajmniej nie po to, by iść spać.
Weronika zrobiła im herbatę i spędzili miłe chwile, rozmawiając na sofie. Filip opowiadał dziewczynie o koncertach, o wycieczkach po Trójmieście i śmiesznych sytuacjach, jakie im się przytrafiły. Z jednego kubka herbaty zrobiło się cztery - tematów do rozmów mieli mnóstwo.
- Ta blizna... - Filip głaskał wewnętrzną część dłoni Weroniki, w poprzek której przebiegała cienka, biała kreska. - Nie boli?
- Nie, nawet mi wcale nie przeszkadza - przyznała Weronika. - Odcisków też już się pozbyłam.
- Proszę, nie rób sobie tego więcej - pocałował ją w dłoń. - Jeśli będziesz wściekła, wyładuj się na poduszce albo coś. A najlepiej to dzwoń do mnie.
- Filip, jestem dużą dziewczynką - uśmiechnęła się. - Umiem o siebie zadbać.
Westchnął ciężko, głaszcząc jej głowę, która spoczywała na jego kolanach.
- To moja wina - wydusił.
- Nawet tak nie mów - wycelowała w niego palcem, robiąc groźną minę.
- Jaka ty jesteś słodka, gdy się denerwujesz - schylił się, by ją pocałować. Po dłuższej chwili milczenia, które nie było niezręczne ani trochę, Weronika powiedziała:
- Na początku sierpnia będę miała dwutygodniowy urlop. Wiem, że to jeszcze trochę czasu, ale może akurat nie będziesz miał wtedy...
- Ale super! - Filip bardzo się ucieszył. - Zorganizuję nam jakąś małą wycieczkę.
- Co?
- No przecież nie będziemy się kisić dwa tygodnie w Warszawie - stwierdził. - Nigdy nie byłem w Barcelonie, co ty na to?
- Eee... - wydawała się być zbita z tropu. - Do tej pory jeździłam raczej w góry.
- Aj tam, góry - machnął ręką. - O, a może Wiedeń? Byłem tam kiedyś, ale mógłbym tam wrócić jeszcze raz.
- Filip, ale ja... - Weronika wiedziała, że to, co zaraz powie, na pewno go trochę zbulwersuje, ale zaryzykowała: - Ja nie mam za bardzo pieniędzy na zagraniczne wycieczki.
- Wspomnij mi jeszcze raz o pieniądzach, a będę cię łaskotał - zagroził, marszcząc brwi.
- Ale...
Zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Odwzajemniła to, jednak kwestia pieniędzy w ich związku nieco ją niepokoiła. On zdecydowanie nie musiał się o nie martwić - kupował jej bukiety z ogromną ilością kwiatów, zabierał na kawę, do restauracji, gdzie zawsze sam płacił, a teraz przywiózł jej drogą bransoletkę. Ona często mu gotowała, ale wartość jedzenia, jakie kupowała do obiadu czy kolacji, nie równała się nawet jednej czwartej pieniędzy, jakie do tej pory wydał na nią Filip.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.