W poniedziałek Filip miał do załatwienia kilka spaw na mieście, zaś we wtorek Jan zorganizował mu kilka spotkań biznesowych. Weronika, aby nie uschnąć z tęsknoty, wybrała się zatem po pracy do ulubionej siłowni McFIT. Była zmęczona, ale ćwiczenia mimo tego, że z natury były męczące, dawały jej jednocześnie niesamowitą siłę.
Będąc w szatni, przebrała się w czarne legginsy Adidasa, ciemnoczerwony, sportowy biustonosz oraz białe buty Nike. Związała włosy w luźnego koka, złapała bidon i poszła na salę. Standardowo zaczynała od bieżni. Kurczowo trzymając się rączek, zaczęła od dość wolnego tempa, w skupieniu wsłuchując się w szybką, taneczną muzykę, płynącą z głośników na siłowni. Raz po raz zwiększała prędkość, wciskając strzałkę do góry na bieżni.
- Dzień dobry pani! - nagle zobaczyła przed oczami mężczyznę z postawionymi na żel czerwonymi włosami. Trochę zmęczona już biegiem, przyjrzała mu się nieco zdziwiona. Przez parę sekund Weronika usiłowała odnaleźć jasność umysłu, próbując sobie przypomnieć, skąd się znają.
- O, Krzysiu - uśmiechnęła się. - Hypeman Kuby.
- Tak, tak, to ja we własnej osobie - wskazał kciukiem na siebie. - Miło cię widzieć!
- Niezły zbieg okoliczności, hm? - zwolniła prędkość na bieżni. Naprawdę była w szoku, że spotkała tutaj Krzysztofa - na setki siłowni w Warszawie, on wybrał akurat tę? I to parę dni po ich spotkaniu? Bywając tu regularnie, Weronika mniej więcej kojarzyła twarze wszystkich osób. A Krzysztof zdecydowanie się do nich nie zaliczał.
- Na imprezie wspominałaś, że tu przychodzisz najczęściej - wyjaśnił.
- Aha, więc to dlatego! - pokiwała powoli głową. - Zaczynam czuć się osaczona.
- Nie przesadzaj - zaśmiał się i wszedł na bieżnię obok. Ustawił sobie tempo i zaczął od niezbyt szybkiego marszu.
- Masz jakiś ustalony trening, czy lecisz na spontana? - zapytał Krzysztof, patrząc na Weronikę.
- Biegam jakieś dwadzieścia minut, czasem pół godziny - odpowiedziała, znów zwiększając prędkość. - Później biorę hantle i trochę podnoszę, jeszcze idę na rower, a jak nie padam na twarz, to na koniec atlas.
- Nieźle - przyznał Krzysztof. Weronika kątem oka widziała, jak wpatruje się w dekolt jej stanika. Poczuła się nieswojo. - Pewnie po tak morderczej serii jesteś padnięta.
- Morderczej serii? Nie żartuj - zaczęła się śmiać. - Kuba spala więcej kalorii po jednym koncercie.
- W sumie to masz rację - przyznał. Rozmowa zeszła na tematy związane z siłownią, choć głównie to Krzysztof zadawał pytania, a Weronika udzielała wyczerpujących odpowiedzi.
- Uff - w pewnym momencie wyłączyła bieżnię i otarła dłonią pot z czoła. Zrobiła kilka skłonów i przeciągnęła się w prawą i w lewą stronę. Krzysztof tak się w nią zapatrzył, że stracił równowagę i wylądował na ziemi.
- Matko Boska, nic ci nie jest? - Weronika kucnęła obok niego.
- Żyję - powiedział zawstydzony i powoli się podniósł. Stanęli naprzeciwko siebie. - Wiesz co... a może olejemy siłownię i pójdziemy na jakąś kawę?
Weronika zamrugała oczami. Czy to była propozycja randki? Co ten Krzysztof kombinował? Przecież wiedział, że jest z Filipem.
- Sorry, ale nie olewam siłowni - pokręciła głową z uśmiechem. - Zwłaszcza, gdy już ją odwiedzam.
- Jasne, rozumiem - odparł. - To co, idziemy pobawić się hantlami?
- One nie służą do zabawy - powiedziała Weronika śmiertelnie poważnie. Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Chodź, przygotuj się na wycisk.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.