Fanki Quebo pewnie będą niepocieszone, ponieważ dzisiaj w opowiadaniu występuje tylko Taco. Za to w kolejnym rozdziale poświęcę więcej uwagi Kubie. Miłej lektury :)
***
No i nadszedł ten wielki moment, pomyślała Weronika, stając w sobotę przed swoją szafą. Filip obiecał jej spacer i coś mocniejszego niż kawa. I weź tu się człowieku zdecyduj - pogoda była dziwna, kiedy świeciło słońce, można było się usmażyć, a gdy zachodziło - zamarznąć. Weronika nie chciała znów zakładać sukienki - jeszcze wyjdzie na to, że się specjalnie stroi. Spódniczka? O nie, na jedno wyjdzie. No więc spodnie. Dżinsy nie - zbyt niechlujnie. Czarne, obcisłe? O, to będzie strzał w dziesiątkę. Ale skoro będą opinać jej tyłek, to góra powinna być mniej seksowna... cholera, dlaczego Hania musiała dziś pracować do wieczora, inaczej mogłyby się spotkać i wybrać coś odpowiedniego. Hanka zawsze świetnie dobierała jej stroje.
A zresztą, kij z tym! To jest randka. Weronika wyciągnęła z dna szafy dawno nienoszony, również obcisły, czerwony longsleeve z dużym dekoltem. Przymierzyła wybrany zestaw - longsleeve ciut za długo leżał w szafie i musiała go wyprasować. Szybko ściągnęła go z siebie i podłączyła żelazko do kontaktu. Zaraz, przecież jeszcze buty. Weronika pobiegła do przedpokoju, gdzie stała jej skromna kolekcja butów i stwierdziła, że do tego zestawu idealne będą czarne botki na grubej platformie i jeszcze grubszym obcasie. Dodawały jej kilka centymetrów, a przy tym były wygodne.
Czarny zegarek na silikonowym pasku, którego nie zdejmowała od rana, wskazywał siedemnastą czterdzieści pięć. Filip miał pojawić się za piętnaście minut. Wyprasowała longsleeve i pospiesznie założyła go na siebie. Przejrzała się w dużym lustrze na szafie - no, chyba było nieźle. Zdążyła już wcześniej zrobić może odrobinę za mocny makijaż, bowiem zrobiła kreski na powiekach i wykonturowała twarz. Zrobiła sobie selfie w lustrze i wysłała je Hani z pytaniem, jak wygląda. Wiedziała, że przyjaciółka ma przerwę i powinna niedługo odpisać. I tak się stało:
Jeśli on się dziś na ciebie nie rzuci, to jest pizda, nie facet.
Roześmiała się i wysłała jej uśmieszek. W międzyczasie odczytała wiadomość od Filipa, który poinformował ją, że jest w drodze i za pięć minut będzie po blokiem. Serce Weroniki zabiło ciut szybciej. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze - no lepiej się nie da. Chwyciła czarną torebkę listonoszkę i wrzuciła do niej portfel z telefonem. Możliwe, że wyglądała na ciut za bardzo odpicowaną, ale postanowiła aż tak się nie przejmować. Niech Filip widzi, że się stara.
***
Filip przyjechał taksówką prosto pod blok Weroniki. Nie brał samochodu, ponieważ planował zabrać dziewczynę do pubu Delirium, który znajdował się całkiem niedaleko. Był tu tylko raz, i to ponad rok temu, ale pamiętał, że atmosfera była w porządku, nikt nie szalał na jego widok, no i mieli świetne trunki.
Kiedy wysiadł, jeszcze jej nie było. Tym razem nie przyniósł jej kwiatów - nie chciał być zbyt ckliwy, raz wystarczy. Dziś również założył koszulę - czarną, w której podwinął rękawy, do tego jasne dżinsy i te same buty, co na poprzednim spotkaniu. Nie wiedział, o której będzie wracał, zatem wziął ze sobą jeszcze szarą bluzę, którą trzymał w ręku.
W końcu Weronika wyszła z mieszkania. Pod Filipem ugięły się nogi - wyglądała niesamowicie, jak z okładki. Aż ciężko było mu uwierzyć, że to właśnie on jest tym szczęściarzem, który idzie z nią na randkę.
- Cześć - uśmiechnęła się nieśmiało. Tak się w nią zapatrzył, że nie mógł przez chwilę wydusić słowa. - Hm... Filip? Halo?
- Hej - potrząsnął głową i zszedł na ziemię. - Przepraszam, ja... yy... cóż...
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.