W poniedziałek Weronika nie była w stanie iść do pracy. Chciała pracować, ale gdy tylko podniosła się z łóżka, za chwilę z powrotem na nie opadła. Perspektywa spędzenia ośmiu godzin na nogach wydawała się nierealna. Wzięła urlop na żądanie, co nie do końca spodobało się jej szefowej, ale nie miała wyboru. We wtorek również nie czuła się najlepiej, ale mogła już normalnie chodzić. Najgorzej było z ręką - rana wciąż wyglądała paskudnie, mimo że codziennie ją przemywała i starannie zmieniała opatrunek.
Tak jak obiecał, Filip zadzwonił do niej w poniedziałek, jednak odmówiła spotkania. Bardzo tego chciała, ale nie miała siły nawet podnieść ręki. We wtorek po pracy czuła się jak wrak człowieka i poinformowała go, że się do niego odezwie, jak będzie czuła się lepiej. Cały czas dociekał, co takiego się jej stało, aż w końcu napisała, że miała mały wypadek na siłowni i spotkają się, aż wydobrzeje. W środę wysłał jej tylko SMSa rano, że życzy jej miłego dnia i ma nadzieję, że szybko wróci do zdrowia.
Jego niedzielna wizyta była dla niej prawdziwym zaskoczeniem, choć może powinna się spodziewać tego, że nie odpuści. To Weronice imponowało, gdyż uznała, że było sporo prawdy w tym, co mówił - gdyby mu na niej nie zależało, po co miałby za nią chodzić i błagać o wybaczenie? Niemniej jednak wciąż miała przed oczami sytuację z tamtego wieczora. Na skórze czuła jego ręce, których dotyk ją palił w niejprzyjemny sposób. I ten jego wzrok, kiedy mu odmówiła - chyba już nigdy tego nie zapomni.
Gdy przyszła do pracy w czwartek rano, zauważyła na wejściu do restauracji kartkę Przepraszamy, nieczynne. Zapraszamy w sobotę. Uniosła brwi. Coś musiało się chyba stać - inaczej Iwona nie zamknęłaby restauracji od tak. Weronika użyła magnetycznej karty pracownika, by wejść do środka i miała wrażenie, jakby znalazła się w jakimś innym miejscu. Hałas, porozstawiane reflektory, kamera i zabiegani ludzie, których pierwszy raz widziała na oczy. Co, do cholery?
- Kuba? - na widok rapera ubranego w jasnoniebieską koszulę, krawat i spodnie od garnituru, Weronika zmarszczyła brwi.
- O, hej Werka! - przywitał się z uśmiechem. No jasne, teraz sobie przypomniała w jakich okolicznościach poznała Filipa. Przecież Taconafide mieli nagrywać teledysk w Casa Italia. Tylko daczego akurat dzisiaj? I dlaczego Filip nic jej nie powiedział? Dlaczego szefostwo jej o tym nie poinformowało?
- Cześć - powiedziała niepewnie, nadal rozglądając się dookoła, szukając wzrokiem Iwony lub kogokolwiek ze znajomych z pracy. Już chciała zadać mu pytanie, jednak ktoś go zawołał i Kuba pobiegł w tamtę stronę. Nagle Weronika napotkała wzrokiem Filipa. Stał pod ścianą i rozmawiał z jakimś facetem w czapce z daszkiem. Miał na sobie szarą koszulę, czarny kwarat i szare, garniturowe spodnie. Weronice serce zabiło kilka razy szybciej. Wyglądał w tym stroju niesamowicie. Tęskniła za raperem, ale nie miała pojęcia, że aż tak. Miała ochotę do niego podejść, jednak nie miała na tyle odwagi. Zamiast tego powędrowała w stronę kuchni.
- Iwona? - wreszcie ujrzała szefową, rozmawiającą o czymś z Pawłem, szefem kuchni. - Iwona, co tu się dzieje?
- Cześć, Wera - przywitała się. Weronika dopiero po chwili zauważyła, że w kuchni znajduje się tylko ona, szefostwo i trójka kucharzy. Żadnej kelnerki. - Chłopaki nagrywają dziś teledysk.
- Zdążyłam zauważyć - kiwnęła głową. - Chodź ze mną - złapała ją za łokieć i odciągnęła w głąb kuchni, żeby nikt ich nie słyszał. Weronika nie miała pojęcia, co się dzieje, ale miała zamiar zmusić Iwonę, by jej to wyjaśniła.
- Wera, jestem zajęta teraz, nie widzisz, że jest urwanie głowy? - Iwona próbowała zawrócić.
- Dlaczego nic nie mówiłaś wczoraj o tym, że dzisiaj będą kręcić tu klip? - Weronika była nieco zdenerwowana. - Nie uwierzę, że zapomniałaś.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.