Za chwilę dwudziesty odcinek, a ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że tylu z Was czyta tę opowieść. Kiedy zaczęłam publikować, nie sądziłam, że będę miała w ogóle czytelników, ale jednak! Jednocześnie chciałabym przeprosić fanki Quebo, że ostatnio mało poświęcam mu uwagi, ale szykuję coś ekstra, daję słowo :)
***
Filip chyba nigdy w życiu nie miał takiego kaca. Kiedy tylko otworzył oczy, poczuł, że wszystko go boli, ale najbardziej głowa i plecy. Przez moment nie wiedział, co się w ogóle działo i gdzie się znajduje, ale dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że leży na kanapie, przypomniał sobie, co się wczoraj wydarzyło. Przyłożył sobie dłoń do czoła, delikatnie je rozmasowując. Czy to, jak paskudnie potraktował wczoraj Weronikę tylko mu się przyśniło? Niestety nie. Gdyby tak było, nie spałby tutaj na kanapie, tylko razem z nią w łóżku.
Co mu w ogóle odbiło? Jego głowę zaprzątały setki retorycznych pytań. Jak mógł być tak nachalny, a po wszystkim jeszcze strzelać fochy? O nie, musiał to wszystko zaraz naprostować. Duży zegar z białą tarczą i czarnymi wskazówkami wiszący nieopodal przejścia do kuchni wskazywał godzinę jedenastą pięć. Filip szybko wstał z łóżka i podniósł leżące na dywanie dżinsy oraz białą koszulkę, które natychmiast na siebie założył. Wybiegł z salonu jak oparzony i powędrował w stronę sypialni. Za chwilę wszystko naprawi i będzie jak dawniej. Wierzył, że szczera rozmowa z Weroniką - przeprowadzona na trzeźwo - to najlepszy pomysł, żeby wszystko sobie wyjaśnić.
Zapukał delikatnie do drzwi, mając nadzieję, że dziewczyna już nie śpi. Cisza. Zapukał głośniej - dalej nic. Ostrożnie otworzył drzwi i stwierdził, że w środku nikogo nie było. No nie. Serio? Filip obszedł całą sypialnię, ale po Weronice nie było śladu. Wybiegł z sypialni i zauważył, że w przedpokoju nie ma białych conversów. Poszedł do łazienki, do kuchni, wyszedł na balkon - nic. Zauważył, że drzwi wejściowe nie są zamknięte na klucz - czyli jednak musiała wyjść, zanim się obudził.
- Kurwa! - Filip trzasnął pięścią w ścianę i syknął z bólu. Dłoń zrobiła się czerwona, a z jednego knykcia zaczęła lecieć krew. Raper jednak w ogóle się tym nie przejął. Usiadł z powrotem na kanapie w salonie i ukrył twarz w dłoniach. Ale ze mnie kretyn, pomyślał. Był pijany, ale co z tego? Wszystko schrzanił i nie miał pojęcia, jak to teraz odkręcić. Na szafce przy kanapie leżał jego telefon - bez większego namysłu chwycił go i wybrał numer do Weroniki. Jeden sygnał, drugi, trzeci... aż w końcu poczta głosowa. Wściekły jak osa Filip rzucił iPhone'a na kanapę i wstał. Chodził w tę i we w tę, nie wiedząc, co ma zrobić. Po chwili znów złapał telefon i próbował dodzwonić się do dziewczyny, ale nic z tego. Czuł, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to chyba eksploduje z bezsilności.
Pozostawało mu do niej pojechać, jednak wiedział, że szła dziś do pracy, tylko nie pamiętał, na którą godzinę. Oparł się o ścianę przy szafce i uderzył w nią kilka razy potylicą. Ale z ciebie idiota, Fifi, powtarzał w myślach. Znali się trzy tygodnie, a on już ciągnął ją do łóżka - na pewno Weronika pomyślała sobie, że Filip jest jak typowa gwiazda. Możliwe, iż uznała, że to, co powiedział jej wczoraj przed całą aferą, było tylko pustymi słowami, które miały przekonać ją do seksu. A on był całkowicie szczery. Naprawdę się w niej zakochał i zrobiłby dla niej wszystko. Zanim ją poznał, okrutnie tęsknił za Kaśką, a teraz była mu zupełnie obojętna. Kochał Weronikę. Bardzo.
Znów wziął do ręki telefon, ale tym razem postanowił sprawdzić, czy jest może na messengerze. Ostatni raz logowała się dwie godziny temu. Zrezygnowany, postanowił zadzwonić raz jeszcze, jednak tym razem w ogóle nie było sygnału. Weronika musiała wyłączyć telefon. Filip o mały włos nie roztrzaskał telefonu o podłogę. Wrócił do sypialni, gdzie z szuflady biurka wyciągnął paczkę czerwonych malboro, które kupił chyba z dwa miesiące temu i jeszcze jej nie otworzył. Teraz jednak był tak wściekły na samego siebie, że wypalił prawie pół paczki. Bał się, że przez własną głupotę straci Weronikę, a bezsilność wykańczała go z minuty na minutę.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.