Cóż to była za noc! Dobry humor nie opuszczał Filipa od samego rana. Wreszcie zdobył się na odwagę i pocałował Weronikę. W usta. Z języczkiem. Boże, jakie to było cudowne. Przez pierwsze kilka sekund po pocałunku zastanawiał się, czy nie zdenerwował tym Weroniki, czy zaraz nie odwróci się i trzaśnie mu drzwiami przed nosem. Ale tak się, na szczęście, nie stało.
Nie mógł się na niczym skupić. Do wyjścia pozostało jeszcze dużo czasu, a on krzątał się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Musiał zająć czymś myśli, toteż włączył sobie fifę, w którą grał dobre kilka godzin. W końcu przyszła pora, by się zbierać - musiał jeszcze skoczyć po jakieś wino i kwiaty. Tym razem postanowił kupić dużo większy bukiet z dwóch powodów - po pierwsze, będą siedzieć w domu, więc Weronika nie będzie musiała z nim chodzić, a po drugie... dla takiej dziewczyny jak ona mógłby kupić nawet cały ogród botaniczny.
Dziś Filip postanowił nie stroić się w koszulę, postawił na coś luźniejszego. Tym razem był to cienki, szary sweter i ciemne dżinsy. Spryskał się delikatnie ulubionymi perfumami Hugo Bossa, założył zegarek i wyszedł z domu. W sklepie winiarskim niedaleko jego bloku kupił butelkę czerwonego wina Giusti Augusto, a następnie poszedł do najbliższej kwiaciarni i poprosił o bukiet dwudziestu czerwonych róż. Trochę go to kosztowało, ale gdy wyobraził sobie reakcję Weroniki, pieniądze przestały być najważniejsze.
Wsiadł do zamówionej wcześniej taksówki. Taksówkarz nie omieszkał skomentować zakupów Filipa:
- Co pan takiego przeskrobał, że te kwiaty zajmują mi pół samochodu?
Raper roześmiał się.
- Jeszcze nic, na szczęście. Na Świętojerską 9 poproszę.
- To musi być anioł, nie kobieta - taksówkarz ruszył.
- A żeby pan wiedział - odparł Filip rozmarzonym głosem. Całą drogę miał w głowie swoją własną piosenkę Deszcz na betonie, a konkretnie jej refren, który dawno temu pisał z myślą o swojej byłej dziewczynie. Teraz ten tekst idealnie pasował do Weroniki.
Nie widział jej ledwie od wczoraj, a już strasznie za nią tęsknił. Zakochał się po uszy. Tak, teraz mógł to przyznać. Cały ten tydzień chodził uśmiechnięty od ucha do ucha i nic nie było w stanie zepsuć mu humoru. Z kolei od pierwszej randki z Weroniką nie przestawał o niej myśleć ani na moment. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Powodzenia - powiedział taksówkarz, gdy Filip wysiadał z taksówki.
- Dziękuję, do widzenia - raper wysiadł z samochodu. Zerknął na zegarek - za pięć czwarta. Idealnie. Przycisnął przycisk w domofonie pod numerem dwadzieścia osiem i z niecierpliwością oczekiwał, aż usłyszy głos Weroniki. Niestety, nie odezwała się - jedyne, co usłyszał, to dźwięk otwierania drzwi.
Trzecie piętro - i to jeszcze bez windy. No i weź tu wtargaj te kwiaty i butlę wina. Przyzwyczajony do windy Filip powoli szedł schodami, a jego żołądek zawinął się w supeł. Dlaczego tak się denerwował? Przecież to nie pierwsza randka.
Zadzwonił dzwonkiem do drzwi w kolorze czekolady, ze złotym numerem 28. Trzymając w jednej dłoni bukiet kwiatów i butelkę wina, palcami drugiej ręki przeczesał włosy. Gdy usłyszał dźwięk przekręcania klucza w zamku, podskoczył - na szczęście, ani kwiatom, ani butelce, ani jemu nic się nie stało.
Gdy otworzyła drzwi, ponad bukietem zobaczył tylko jej głowę. Była tak zaskoczona, że nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa - patrzyła to na Filipa, to na kwiaty.
- Cześć, Werka - powiedział Filip i wysunął dłoń trzymającą bukiet w jej stronę. - Proszę.
- Jejku... dziękuję, są przepiękne - była zachwycona bukietem. Odsunęła się, by Filip mógł przejść. Bez większego namysłu podszedł do niej i pocałował ją delikatnie w usta. Bez języczka, ale trwało to dłuższą chwilę.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.