49. Ja tu tylko tańczę

1.1K 73 12
                                    

Weronika nie spodziewała się, że Park Güell będzie robił na niej aż tak piorunujące wrażenie. Mimo niewielkiego rozmiaru, miejsce te było pełne magii i niesamowitego uroku. Najbardziej przypadł jej jednak do gustu taras widokowy, czyli długa ławka z mozaiką zaprojektowana w ten sposób, aby każdy na niej siedzący mógł mieć zapewnioną prywatność.

Prawie czterdzieści stopni ciepła boleśnie dało się odczuć we znaki. Weronika niemalże dusiła się w zwiewnej, białej bluzce i cienkich, granatowych szortach. Marzyła o tym, by znaleźć się na plaży, ale rano wspólnie z Filipem podjęli decyzję, że pójdą tam wieczorem. Teraz dziewczyna bardzo tego żałowała, jednak widoki z tarasu widokowego w parku rekompensowały jej dyskomfort.

Kiedy robiła zdjęcie telefonem, pojawił się Filip z kolejną butelką wody w ręku. Postawił ją na ławce i objął swoją dziewczynę dłońmi w pasie. Weronika lekko drgnęła, jednak zachowała spokój, by nie wypuścić telefonu z ręki.

- Możemy tu zamieszkać? - spytała po chwili, gdy już schowała samsunga do torebki i odchyliła głowę, kładąc ją na ramieniu Filipa.

- Może kiedyś... - westchnął, patrząc na panoramę miasta i Morze Śródziemne w oddali. Weronika podniosła głowę i spojrzała na niego.

- Mówisz serio? - spytała.

- Jak będę miał dość muzyki, wyjadę z Polski i zaszyję się w jakimś dużym, europejskim mieście - odparł i dodał po chwili: - Przy szczęściu z tobą.

Zaśmiała się onieśmielona i powiedziała:

- Ciekawi mnie, co byś robił w takim miejscu. Albo co ja bym robiła?

- Na pewno znalazłabyś lepszą robotę, niż kelnerowanie.

- Ej, ja lubię swoją pracę - Weronika podniosła z ławki butelkę wody i pociągnęła kilka łyków. - Dobra, idziemy dalej? Robię się głodna.

- Przecież niedawno jedliśmy - zauważył raper.

- Lody? - dziewczyna westchnęła i ruszyła w stronę wyjścia z parku, ciągnąc go za rękę. Ich celem była restauracja Viana, serwująca kuchnię lokalną. Wybrali ją ze względu na rekomendacje Kuby, który odwiedził owe miejsce w czasie pobytu w Hiszpanii kilka lat temu.

Po drodze zahaczyli o malowniczy park de la Ciutadella. Okazało się, że właśnie odbywał się tutaj jakiś jarmark, o którym jednak ani Filip, ani Weronika nie mieli pojęcia. Było sporo ludzi, grała muzyka, dookoła unosiły się rozmaite zapachy jedzenia. Wszędzie porozstawiane były kolorowe stragany z rękodziełem, biżuterią, figurkami i tego typu rzeczami. Weronika zaczęła uważnie przyglądać się fontannie na małym jeziorku i dostrzegła niedaleko mały stragan z kolorową biżuterią.

- Chodźmy tam! - poprosiła, ciągnąc rapera w kierunku obiektu jej zainteresowań. Zaczęła przyglądać się przepięknym bransoletkom z multum różnokolorowych koralików. Nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy - zewsząd biły wszystkie rodzaje biżuterii i kolory tęczy. Zaczęła zatem przeglądać wszystko po kolei i nawet nie zauważyła, gdy Filip się od niej odłączył. Gdy zrobiła małe zakupy, składające się z dwóch naszyjników, czterech bransoletek i jednej pary kolczyków i odwróciła się, zdała sobie sprawę, że rapera nie ma w zasięgu jej wzroku. Lekko zaniepokojona zaczęła powoli iść do przodu, rozglądając się na boki. Co mu przyszło do głowy, by zostawiać ją samą w tłumie ludzi?

Kiedy już miała wyciągnąć telefon, by do niego zadzwonić, pojawił się znienacka z uśmiechem na twarzy. Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak Weronika nie pozwoliła mu na to:

- Oszalałeś? Dlaczego zostawiłeś mnie w tłumie?Wiesz, jak się wystraszyłam? A gdyby tak ktoś...

- Relax, chica - usłyszała głos jakiegoś chłopaka, który przechodził obok i wydawał się być rozbawiony jej reakcją.

Kawa i xanax w hotelu Marmur | TaconafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz