ninety-seven | hoseok

284 66 11
                                    

Myśląc o grupie wsparcia, wyobrażałem sobie coś, co znałem z filmów, w których występowała grupa terapeutyczna osób uzależnionych od czegoś. Siedzenie w kółeczku, opowiadanie o sobie i swoim problemie. I może tak naprawdę powinno być, jednak w szpitalu, w którym zapisałem się na leczenie i przy okazji do tej całej grupy, zupełnie inaczej wszystko przebiegało.

W grupie było, łącznie ze mną, 14 osób. W tym psycholog, który okazał się sympatycznym, niewiele ode mnie starszym mężczyzną, w lekko ubrudzonym fartuchu. Gdy mi się przedstawił, dowiedziałem się, że pracuje na oddziale pediatrii. Miał bardzo dobre podejście do najmłodszych pacjentów (czego dowiedziałem się od recepcjonistki, która mnie do niego skierowała), co pomagało mu w pracy z takimi przypadkami, jak mój. Nie do końca rozumiałem, w jaki sposób. Czy byliśmy jak dzieci, którymi trzeba łagodnie się zajmować? Czy po prostu przyzwyczajony do najokrutniejszych przypadków śmierci, potrafił pomóc nam się zmierzyć z naszymi słabościami? W każdym razie, już po pierwszym spotkaniu poczułem się dużo lepiej.

Grupa wsparcia nie spotykała się na terenie szpitala, lecz w małej kawiarni, którą specjalnie dla nas na dwie godziny zamykano. Te specjalne względy wynikały z faktu, iż nasz doktor był synem właścicielki, która przynosiła nam kawę. Nie chciała od pacjentów pieniędzy, ale i tak każdy płacił za nią, wdzięczny za dobroć serca kobiety. Sama musiała zmierzyć się z nowotworem męża. Mężczyzna zmarł, a ona nauczyła się rozumieć cierpienie osób chorych. Jej syn również, dlatego postanowił pomagać w bardziej praktyczny sposób, jako psycholog. O tej rodzinnej historii dowiedziałem się już od jednej z osób z mojej grupy.

Spotkanie przy kawie nie miało tylko rozrywkowego charakteru, bo każdy z nas siadał przy stoliku z losowo wybraną osobą i dyskutował o tym, co obecnie go dręczy w związku z chorobą. A ponieważ byłem tu pierwszy raz, poprosiłem o rozmowę naszego psychologa. Opowiedziałem mu szczerze o mojej relacji z Jiminem i obawach, jakie męczyły mnie każdego dnia. O strachu przed jego odejściem, ale jednocześnie przed samotnością i nie poradzeniu sobie z chorobą samemu. Okazało się, że nie tylko ja miałem ten dylemat. Zresztą, była to dość oczywista informacja, a jednak nieco dała mi nadzieję.

- Jestem pewny, że twój chłopak też cię kocha. I jeśli nie chcesz, by był nieszczęśliwy, to walcz. Pokaż mu, że ci zależy, że chcesz, by czas, który macie dany, był przez was jak najlepiej wykorzystany. Nie mogę kłamać i mówić ci, że to wystarczy. Będą przeszkody, kłótnie, zdarzą się gorsze dni. Ale musisz pamiętać, że warto. Zawsze warto walczyć.

Po tej podbudowującej rozmowie, pierwszym co zrobiłem, było udanie się do szpitala, gdzie poprosiłem recepcjonistkę o skierowanie mnie do osoby, która mogłaby ze mną porozmawiać o tym, jak wygląda cały proces spowalniania choroby i uśmierzania pojawiającego się przy niej bólu, a gdy dostałem się do lekarza po odczekaniu kilku godzin, usłyszałem dość szczegółowy plan, dający więcej nadzei. Powrót do mieszkania był więc znacznie łatwiejszy, bo mogłem pokazać Jiminowi, że naprawdę mi zależy. Na nas i na naszym wspólnym życiu. Nawet jeśli będzie ono trwało cholernie krótko. Bo warto walczyć dla jego uśmiechu.

close enough | Min Yoongi / Park Jimin / Jung Hoseok / Jeon JeonggukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz