Gdy pukam do biura szefa i słyszę jego charakterystyczne: „Wejść", bez wahania wchodzę do środka.
- Lena? - Jest wyraźnie zaskoczony. - Co cię do mnie sprowadza?
- Szefie, bo jest sprawa - odpowiadam, stając przy biurku zawalonym papierami. - Dzwoniła do mnie niedawno moja siostrzenica, Frania i... Wydaje mi się, że wpadła w jakieś kłopoty.
- Kłopoty mówisz? – Zarębski przygląda mi się uważnie.
- Tak – odpowiadam. – Była zaniepokojona, mogłabym nawet przysiąc, że przestraszona. Nie wróciła do domu. Powiedziała, że jak to zrobi, to ona ją znajdzie. Muszę jechać i sprawdzić, o co chodzi, dlatego przychodzę do szefa. Potrzebuję wolne na żądanie.
Zarębski kiwa ze zrozumieniem głową.
- No dobra, to leć – oznajmia. – Ale jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to wiesz.
- Wiem – odpowiadam krótko. – Dzięki, szefie.
- Nie ma za co – mówi z uśmiechem, a ja opuszczam jego gabinet.
Pod szkołą Frani zjawiam się pół godziny później. Pierwszą osobą, na którą wpadam, jest jej wychowawczyni.
- O, pani Leno, dobrze, że pani jest – wita mnie. – Możemy chwilę porozmawiać?
- Gdzie jest Frania? – odbijam piłeczkę, chcąc jak najprędzej dowiedzieć się, co się stało.
- No właśnie o niej chcę pomówić – wyjaśnia kobieta. – Proszę, niech pani pójdzie ze mną.
Idziemy do pokoju nauczycielskiego.
- Jakąś godzinę temu do szkoły zatelefonowała pani siostra, że chce Franię odebrać. Wiedzieliśmy jednak, że Frania jest pod pani opieką, więc powiedzieliśmy jej, że mała ma dzisiaj dłużej lekcje i będzie mogła ją odebrać dopiero po szesnastej. Wtedy ona powiedziała, że nie da rady po nią przyjechać i spotka się z małą u pani w domu. To jest chyba jakaś grubsza sprawa, bo w głosie pani siostry było słychać wyraźne zdenerwowanie. Mam wrażenie, że była zła, iż lekcje się przeciągnęły.
Milknie na moment, a ja czuję jak blednę. Anka? Zadzwoniła do szkoły? Ale po jaką cholerę? Dlaczego nie zadzwoniła do mnie? O co w tym wszystkim chodzi?
- I co dalej? – dopytuję, starając się za żadne skarby nie okazywać emocji.
- Chciałam o tym powiedzieć małej, ale na przerwie chyba jej mama do niej również zadzwoniła. Musiała jej przekazać coś, co Franię wyprowadziło z równowagi. Strasznie krzyczała, że się nie zgadza, że chce zostać z panią... No a potem zadzwoniła do pani. Pielęgniarka dała jej coś na uspokojenie i zaprowadziliśmy ją do świetlicy.
- Rozumiem – odzywam się. – Mogę do niej pójść?
- Tak, oczywiście – odpowiada nauczycielka. – Zaprowadzę panią. Proszę za mną.
* * *
Jak myślicie, o co może chodzić?
CZYTASZ
Lena i Krystian - Po trupach do celu
Fiksi PenggemarNa samym początku, dziękuję @Martikan, za zrobienie okładki. :) Ta historia będzie o Lenie i Krystianie, parze z Gliniarzy. Niech Was nie przestraszy tytuł, to tylko metafora. :) Czy Krystian zdobędzie serce Leny? Czy Lena zrozumie wreszcie, że Krys...