Perspektywa Danielle
Na wyjście z dziewczynami wyłączyłam telefon. Wiedziałam, że rodzice po ostatniej akcji będą chcieli uziemić mnie w domu. Mam już osiemnaście lat! Poza tym, to mogły być jakieś żarty. Nawet jeśli nie to moje umiejętności pozwolą mi się obronić. Po wyjściu z kawiarni stwierdziłam, że nie ma co czekać na środek transportu. Zaczynało się ściemniać. Przyspieszyłam kroku. Im szybciej dotrę do domu, tym mniejszą karę dostanę. Nie wierzę żeby serio mówili serio z tymi imprezami. Wiedzą, że w ostatnim czasie ich zwyczajnie potrzebuję.
Skręciłam by dojść do domu skrótem. Skrót prowadził ścieżką na tyłach sklepów. Więc ludzi nie było tu w ogóle. Zatrzymałam się w pół kroku. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jednak nie jestem sama. W zaułku obok sklepu wyglądała na mnie postać rodem z horroru. W tamtej chwili wyglądał jak Pennywise wyglądający z kanału. Miał czarny kaptur. Może mi się wydawało. Zaczęłam ponownie iść tym razem szybszym krokiem skręcając do głównej ulicy. Wolałam chyba dłużej iść niż co krok mieć takie niespodzianki. Od razu jak weszłam w zaułek między monopolowym a starym kinem wpadłam na coś twardego. Gdy chciałam się wyrwać facet mnie przytrzymał. A drugi, który zmaterializował się za mną przyłożył mi coś do twarzy. Nie mogłam walczyć. Próbowałam, ale moje ruchy były przytłumione, a jakikolwiek próba oswobodzenia się kończyła się niepowodzeniem. Opadłam bezwładnie w ramiona oprawców...
Otworzyłam oczy. Udawanie, że nie robi to na mnie wrażenia byłby nie na miejscu. Robi i to cholerne. Porwali mnie do cholery. Rany, po co mi był ten skrót? Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie byłam związana, z resztą po co jeśli zamknęli mnie w tym pokoju. Było całkiem ciemno. Siedziałam na jakimś materacu, dlatego wcale nie byłam taka obolała. Po za tym, że czuję się ospała to nic mi nie zrobili. Co z nich za porywacze? Brak okien. Zimna mokra podłoga. Lepkie ściany. Dostałam gęsiej skórki ohyda. Mieszkając z moimi braćmi przyzwyczaiłam się do syfu, ale to miejsce napawało mnie autentycznym obrzydzeniem. Danielle to jakaś piwnica, a nie hotel! To bezczynne siedzenie zaczynało doprowadzać mnie do białej gorączki.
Wstałam stawiając powoli kolejne kroki do przodu wystawiając ręce przed siebie w celu wymacania potencjalnych drzwi. Niby je znalazłam, ale nie miały nic co przypominało klamkę. Popchnęłam je. Oczywiście nic się nie stało. Miałam ochotę przybić sobie piątkę w czoło. Spróbowałam jednego z moich wykopów. May mnie nauczyła różnych takich sztuczek. Ponownie kopnęłam je z całej siły. Zobaczyłam, że na wskutek wykopów przez szczeliny przedzierało się więcej światła. Odsunęłam się i ponownie kopnęłam oporne drzwi. Moim oczom ukazał się lekko oświetlony korytarz. Ściany były w kolorze rdzy. Ktoś kto urządzał te wnętrza za grosz nie miał gustu. Danielle będziesz z nich kpić, dopiero gdy uda ci się stąd wydostać. Rozejrzałam się ostrożnie. Droga wolna. Ruszyłam w lewo. Biegłam ile sił w nogach nie wiedząc nawet, gdzie. Po prostu biegłam. To co zobaczyłam zbiło mnie całkowicie z nóg. Dwóch mężczyzn wynosiło z pokoju ciało. Przyjrzałam się jego twarzy czując jak moje ciało ogarnia odrętwienie a serce na chwilę staje. To był Cole. Zabili Cole' a. Chciałam do niego ruszyć, utwierdzić się w przekonaniu, że to kto inny. Zabili go. Zamiast tego stałam tam jak cielę i patrzyłam na martwą twarz chłopaka. Trupio bladą, nieruchomą. Z kulką między oczami. Nie chciałam jego śmierci. W gruncie rzeczy nadal go kochałam. Nogi się pode mną ugięły. Faceci nie mieli po co zawracać sobie mną głowy, rzucili mi tylko spojrzenie i wrócili do wynoszenia ciała. Byli pewni, że się stąd nie wydostanę. Po chwili poczułam dłonie na ramionach. Wyrwałam się z uścisku mierząc postać spojrzeniem. To co ukazało się moim oczom całkowicie mnie sparaliżowało. Odsunęłam się od niego. Napotykając przy tym ścianę za plecami. Może mi się to śni? Po raz kolejny spojrzałam stronę Cole' a. Nie było już go. Miałam ochotę się rozpłakać. Co ja tu kurwa robię. Zabili go i ciągnęli martwego po podłodze.
- Co ty tu kurwa robisz?- zapytałam go. Na zewnątrz byłam wściekła, ale w środku czułam przerażenie.
- Danielle, wytłumaczę ci to, tylko nie teraz- powiedział pochylając się nade mną ciągnąc do góry bym wstała. Byłam w takim w szoku, że się nie wyrywałam.
Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Nic więcej nie mówiąc wepchnął mnie tam i zamknął drzwi. Robi się coraz ciekawiej. Pokój też bez okien. I zamiast materaca było jako takie normalne łóżko. We wnęce były drzwi. Otworzyłam je. Łazienka. A raczej sedes i prysznic. W pokoju poza łóżkiem żarówką na suficie nie było zupełnie nic. Przeczesałam dłońmi swoje krótkie włosy. Zaraz tu oszaleje. Ruszyłam do drzwi waląc w nie jak wariatka. Nie będę tu bezczynnie siedzieć, podczas gdy ci popaprańcy wyrzucają ciało mojego byłego do rzeki, a chłopak mojej przyjaciółki okazał się być jakimś pieprzonym gangsterem. Kiedy skonana opadłam na ziemię pozwoliłam sobie na łzy. Będąc tutaj jestem całkowicie bezradna. Nie mogę ostrzec May, że jej chłopak może być wmieszany w morderstwo Cole' a, a może i nawet innych osób. Nie mogę stąd wyjść i pochować Cole' a tak jak należy. Boże... Cole nie żyje. Mnie też zabiją? A moja rodzina? Jest w niebezpieczeństwie? Alexis powinna być bezpieczna, Kenji jest mądry i nie wpakowałby się w żadne bagno narażając na to Al. Kath razem z Nate' em też powinna być bezpieczna. Mimo że w zasadzie niewiele było wiadomo o Tristanie. Ale May... Przecież on może jej coś zrobić. Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić tę myśl z głowy. Hayden może mieć swoje za uszami, ale w gruncie rzeczy kochał May. Dobra Dani, koniec płaczu. Myśl ty lepiej jak wydostać się z tego małpiego gaju...
CZYTASZ
Four
Teen FictionJedna przyjaźń, cztery różne dziewczyny i cztery perspektywy. Danielle, May, Kath i Alexis tworzą zgraną paczkę, mimo że tak bardzo różnią się od siebie. Czy własne problemy, własne związki będą w stanie je od siebie oddalić? Czy niebezpieczeństwo...