Rozdział 53

126 10 0
                                    

dwa tygodnie później

Perspektywa Danielle

Otworzyłam oczy. May spała zawinięta w koc jak w burrito. Przewróciłam oczami. Wstałam nakrywając ją swoim kocem kierując się do drzwi. Po raz kolejny odwróciłam się kontrolnie by upewnić się, że śpi, żeby nie była zła, że ją zostawiłam samą. Pochrapywała nadal zakopana pod dwoma kocami. Otworzyłam drzwi oczywiście musiały solidnie skrzypnąć, ponownie się odwróciłam. Jak spała, tak śpi. Zamknęłam drzwi. Na korytarzu nikogo nie było. Jak zawsze. Poszłam jednak w przeciwną stronę niż ostatnio. Dotąd nic mi nie zrobili. Czemu by się w między czasie nie rozejrzeć. W sumie... nie jest tu tak źle. Nie budzą mnie wcześnie rano, nie muszę chodzić do szkoły... nie stop Danielle, to tu zabili Cole'a i jeśli stąd nie wyjdziesz zginiesz również ty i May.

Zatrzymałam się gwałtownie, gdy przede mną przeszło stado tych gigantów. Wstrzymałam oddech. Jeden z nich mnie zauważył i zatrzymał resztę.

- A ty tu czego?- zapytał.

Graj twardą, graj twardą.

- Zaprowadź mnie do swojego szefa- odparłam próbując ukryć ogarniający mnie lęk. 

Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem wskazując ręką bym poszła za nim. Reszta patrzyła na mnie jak cielę na malowane wrote. Nie mogąc się powstrzymać spojrzałam na nich i mrugnęłam do nich zalotnie. Mistrzyni flirtu ze mnie. Pognałam za wielkoludem. Otworzył drzwi wchodząc do środka. Poszłam w jego ślady nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Szefie, panna Sheeran do pana- odezwał się na wstępie spuszczając głowę z szacunkiem. Zlustrowałam starszego faceta wzrokiem. Wyglądał niepozornie. Odstawiony jak na niedzielę, ale z resztą tak jak wszyscy tutaj. Oprócz Haydena. Ten to zazwyczaj chodził w ciemnych jeansach, białej koszulce i skórzanej kurtce. Przy nich prezentował się jak dziecko w piaskownicy. 

- Usiądź Danielle- powiedział beznamiętnie nadal mierząc wzrokiem tamtego.

Zrobiłam tak jak kazał.I spojrzałam nań niepewnie. 

- Wszedłeś bez pukania- odezwał się po chwili nadal wypalając dziurę wzrokiem w jego głowie.

- Przepraszam szefie- odparł szczerze skruszony jeszcze niżej schylając głowę. Czułam się niezręcznie. 

- W dodatku nie zapytałeś, czy możesz komukolwiek pokazywać, gdzie mam gabinet- każde jego słowo brzmiało jak wymierzany w niego sztylet- jak przyjdą psy też staniesz w progu i zapytasz, czy oprowadzić ich po naszej siedzibie?!- wrzasnął wstając z krzesła zrzucając przy tym dokumenty na podłogę waląc pięścią w stół. Jego twarz w jednej chwili z beznamiętnej zrobiła się czerwona z gniewu. Wyglądał teraz jak przerażające połączenie Grincha i Freddy'ego Kruegera. 

- Wybacz szefie- sapnął niespokojnie wyczuwając zapewne gniew starca. 

W mgnieniu oka wyciągnął pistolet zza paska i wycelował w niego. Stłumiłam krzyk przyciskając się ze swoim krzesłem najbliżej ściany. 

Osiłek spojrzał na niego z niemym przerażeniem w oczach. Patrzył na niego starając się jednak nie okazać strachu. Czułam się bezradna. Jeśli się wtrącę zabije mnie a potem jego. Tak źle i tak niedobrze. Przełknęłam ślinę. Kiedy podszedł do niego przykładając mu broń do skroni, zamknęłam oczy oczekując wystrzału chcąc wyprzeć to z głowy. Jednak zamiast wystrzału usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy. Moim oczom ukazał się chłopak na oko dwudziestoparoletni. Miał czarne włosy ułożone lekko na bok, był umięśniony, ale nie przesadnie jak sługusy tego starca. Pierwsze co przyciągnęło mój wzrok, to jego oczy. Stalowoszare podchodzące w błękit. Rany julek.

- Giddens- zwrócił się zapewne do tego, który dzięki niemu uniknął kulki w łeb. Na żarty ci się wzięło... Jego głos był taki wow- zabieraj się do roboty- zwrócił się do niego. Na co ten od razu skłonił się i pospiesznie wyszedł.

- Co to kurwa było?!- wrzasnął wuj Haydena- chcesz by mój autorytet zmalał?- zapytał, pewnie nie oczekiwał odpowiedzi bo ponownie zabrał głos- za dużo sobie pozwalasz, młodzieńcze- odpowiedział zimno.

Chłopak roześmiał się.

- A Hayden? To ten dzieciak lata tu wymachując do wszystkich pięściami rozkazując na prawo i lewo- odparł unosząc jedną brew do góry. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Rany koguta miałam ochotę wsadzić rękę w jego włosy...- Rozbestwiłeś go!- powiedział mierząc go surowym spojrzeniem- pamiętaj tylko kto to wszystko odziedziczy... ojcze.

- Hayden to tylko chłopiec do brudnej roboty- odezwał się ponownie siadając na fotelu. Teraz to się dopiero czułam niezręcznie- Myśli, że to wszystko jest w połowie jego, że nic mu tu nie grozi- roześmiał się bez cienia wesołości patrząc posępnie na syna- Pozbędziemy się go- odparł opierając się na  oparciu fotela- w swoim czasie... jeszcze nam się do czegoś przyda.

Czułam jak krew odpływa mi z twarzy. Dali się pobawił Haydenowi, a teraz chcieli się go pozbyć? Ten świat jest jeszcze bardziej porypany niż myślałam. Morgan jest święcie przekonany, że jego wujek nie podniesie na niego ręki. Czuje się pewnie, więc na dużo sobie pozwala, podczas gdy jego wujaszek planuje go zlikwidować. 

- Ciekawe do czego miałby ci się przydać- parsknął - po czym spojrzał na mnie. Przez ten moment czułam jakby wejrzał w moją duszę. Nie odwracając ode mnie wzroku dalej mówił do swojego ojca. Mam nadzieję, że udało mi się powstrzymać wkradające się na policzki rumieńce, sądząc po jego uśmieszku zapewne nie- zwłaszcza, że przysparza nam ostatnimi czasy sporo kłopotów...

- Kłopotów?- zapytał przeglądając jakieś pliki dokumentów- błagam cię, jakich ten gówniarz może przysporzyć nam problemów? - zapytał z kpiną- to dziecko. Tu na moje polecenie kogoś pobije, tu wyda towar, tu pobawi się w dilera, tu komuś pogrozi- to dobre dziecko- odparł sarkastycznie- za głupie by zrobić coś co by nam zaszkodziło.

Czemu mówią o tym przy mnie? Nie mówią żebym wyszła. Siedzę tu już tyle czasu. Widzę szefa zgrai po raz pierwszy i do tego dowiaduję się, że ma syna. Zabójczo przystojnego w dodatku. 

- A słyszałeś o tych z południa? Zbliżają się do nas. Podkopują nam dołki. Sabotują nasze przekręty...

- I co do tego ma mój nieszczęsny bratanek- zapytał patrząc na niego jednym okiem.

- A to że zna sporo ludzi od nich- powiedział niezobowiązująco.

- Ryder zamilknij w końcu- odpowiedział mrożąc go spojrzeniem- zabierz stąd pannę Sheeran i opowiedz jej na wszystkie pytania, jestem zajęty i od teraz nie przyjmuję gości... jeszcze raz przerwiesz mi w trakcie karania niesubordynowanych ludzi, to ty dostaniesz tą kulką zamiast niego- zagroził.

- Oczywiście ojcze- mówiąc to przewrócił oczami- moja pani- odparł podając mi swoje ramię bym je chwyciła. Aż zakręciło mi się w głowie z natłoku wrażeń. 

FourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz