Rozdział 52

119 7 0
                                    

Perspektywa May

Przechadzałam się od kąta do kąta. Danielle udało się na chwilę zasnąć. Ja nie mogłam zmrużyć oka. Rozglądałam się niespokojnie po pomieszczeniu. Dobrze o tyle, że nie dawali mi oddzielnej celi, może dlatego że nie pytałam nikogo o zdanie... Tutaj miałam chociaż pewność, że jest cała. Na samą myśl o ciele, które znaleźliśmy z Masonem za budynkiem wstrząsnął mną zimny dreszcz. Nie wiem, czy bardziej mną wstrząsa to, że widziałam trupa, czy to że tym trupem był Cole. Jeden z goryli dołożył do pokoju drugie łóżko. Zwinęłam się na nim w kłębek zamykając oczy. Miałam cały czas ochotę znowu je otworzyć. Non stop przewijały mi się obrazy wczorajszego dnia.

Po tym jak uciekliśmy gdzie pieprz rośnie od martwego ciała, znaleźliśmy się we wnętrzu fabryki. Była niepozorna. Okna były zabite dechami. Nikogo nie było. Jednak, kiedy spostrzegłam dwóch gości zmierzających w naszym kierunku, spojrzałam spanikowana na Masona. Ten nic nie mówić skinął na mnie i kiwnął głową na drzwi, którymi weszliśmy. Chciałam tamtędy uciec i zawołać pomoc, jednak uniemożliwiły mi to masywne ramiona trzymające mnie w żelaznym uścisku. Mason próbował walczyć z pozostałą dwójką, jednak został potraktowany paralizatorem. Otworzyłam szerzej oczy, trzęsąc się ze strachu.

- Mason?- zawołałam do niego niepewnie, gdy przestał się miotać pod wpływem paralizatora i leżał nieruchomo na brudnej od pyłu podłodze.

Ten niewyraźnie uśmiechnął się do mnie zostając wynoszony przez dwóch osiłków, którzy zaciągnęli nas na sam dół. Mówili coś po drodze, że szef wyjechał z bazy i muszą zapytać zastępce, co ma z nami zrobić. Czułam jak na ramionach zaczynają mi się robić sińce od uścisku tego gościa. Po drodze nie byłabym sobą, gdybym się nie potknęła rozbijając sobie kolana i robiąc sobie przy okazji dziurę w spodniach. Zostałam sprowadzona do pionu i ponownie prowadzona luj wie gdzie. Spojrzałam na Masona. Wydawał się być już świadomy tego co się dzieje. Zbladł nieco, ale poza tym nie zarejestrowałam żadnych innych zmian. Złapał moje spojrzenie i uśmiechnął się do mnie chcąc dodać nam obojgu otuchy. W coś my się wpakowali? Droga strasznie mi się dłużyła. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co mogą nam teraz zrobić, co się z nami stanie, zginiemy... byłam przerażona. W końcu zatrzymali się, jeden z nich otworzył drzwi. Myślałam, że mi się wydawało za drzwiami była Dan! Cała i zdrowa. Wyszarpałam się z trudnością z uścisku olbrzyma i ruszyłam niemal biegiem do Dani prawie nas przy tym przewracając. 

- Co mamy z nimi zrobić?- zapytał osiłek nr.2. 

Spojrzałam na postać obok Dan. Mimo otaczającego mroku rozpoznałam Haydena. Czułam jak grunt usuwa mi się spod nóg. Mason patrzył na brata w całkowitym szoku. Chociaż tyle, że nie jestem jedyna, która jest tak zaskoczona. 

- Masona na razie odstawcie do mnie- powiedział na co jeden trzymający go skinął głową i ruszył w nieznanym mi kierunku- Danielle odprowadźcie do jej kwatery- od kiedy mówisz "kwatera" głąbie- A May zajmę się sam- dokończył. Nie wiem czemu, ale poczułam gęsią skórkę i zimno na całym ciele. Otuliłam się mocniej bluzą. Danielle spojrzała niepewnie na Haydena rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie i ruszając z wolna w stronę drzwi. Od razu, gdy przekroczyła próg drzwi do pomieszczenia zamknęły się. 

Nim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch zostałam zamknięta w szczelnym uścisku. Czułam bijące od niego ciepło. Takie znajome, a zarazem tak obce. Nie wiedziałam, czy mam się wyszarpać i go uderzyć, czy uciec stąd i schować się przed nim, czy może wtulić się w niego jeszcze mocniej. Odkąd tu jestem nieustannie czuję łzy na policzkach. Nadal widzę przed oczami martwego Cole'a. Zakrwawionego, bladego, z na wpół otwartymi oczami. 

- Dlaczego Hayden?- zapytałam nie wiedząc do końca o co go pytam- dlaczego to robisz- dodałam cicho.

Pogłaskał mnie dłonią po policzku, a ja czułam jakby wypalał mi tym dziurę w skórze. 

- Dlaczego zabiłeś Cole'a?- zapytałam głośniej kiedy odpowiedziała mi cisza.

- To nie ja go zabiłem słońce- odpowiedział patrząc na mnie spokojnie nadal przyciskając mnie do swojej piersi. 

Rozmowa jak ze ścianą. Ciągnięcie tych pytań nie miało sensu, nawet jeśli bym o coś zapytała to albo zaprzeczy, albo mi nie odpowie. 

- Nie zrobisz nic Masonowi, prawda?- zapytałam czując lęk na samą myśl, że zginie kolejna osoba. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie Mason bardziej mnie wspierał niż mój chłopak, który wolał zajmować się tym całym syfem. 

- Oczywiście, że nie- odparł wplątując palce w moje włosy- to mój brat, nie zrobię mu krzywdy- zapewnił. Mimo to czułam obawę o Masona. Nie ufałam Haydenowi. Czułam jego oddech na twarzy a po chwili jego usta na swoich. Czuję się zagubiona. Wiedząc już, że te sprawy Haydena nie dotyczyły zdrady, ani żadnej pracy, tylko jakiejś cholernej mafii, nie wiem. Za cholerę bym nie powiedziała. Kurczę, takie rzeczy dzieją się w filmach! Oddałam pocałunek czując jak przygarnia mnie mocniej do siebie gładząc drugą dłonią moje plecy. Nie powinnam. Wiem, że nie. Zwłaszcza, że niby byliśmy razem, a jeszcze parę dni temu byłam gotowa z nim zerwać. Miałam dość jego kłamstw. A teraz dowiaduje się, że był zmieszany w porwanie mojej przyjaciółki, zabójstwo Cole'a... 

Kiedy oderwałam się od niego ponownie mnie przytulił. Nie wiem, czemu to robi? Boi się, że odejdę. Zrobię to. Chcę póki co wyciągnąć Dan i mnie z tego bajzlu. No i co? Przez cały pobyt tutaj będziesz udawała, że jesteście w szczęśliwym związku? Że wszystko jest zajebiście? Przymkniesz oko, że jest cholernym gangsterem?

W końcu wyrwałam się z jego uścisku, co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem Haydena. 

- Hayden- zaczęłam- powiedz mi tylko po co to wszystko- powiedziałam stanowczo.

Westchnął przeczesując włosy dłonią. Był nieogolony. Włosy chyba po raz pierwszy miał w totalnym nieładzie jakby nie widziały grzebienia od tygodni. 

- To nie jest mój wymysł skarbie, tak już jest, nie myśl sobie że to ja to sobie wszystko wymyśliłem- powiedział patrząc na mnie- Nie zabiłem Cole'a, ani nie porwałem Danielle.

Nie mogąc dłużej się powstrzymać uderzyłam go. Nie było to lekko. Dla mojej ręki z pewnością. Czułam jak pulsuje z bólu. Nawet nie wiedziałam w co wcelowałam. 

- Do cholery May- krzyknął czując uderzenie, prawdopodobnie, gdzieś na twarzy- mówię, że to nie ja to zrobiłem!

- Ale wiedziałeś o tym!- przekrzyczałam go czując wzbierającą się złość- Jesteś podobno, jakimś pieprzonym zastępcą. Nie chrzań, że nie miałeś na to żadnego wpływu, Hay- odparłam naciągając rękawy bluzy na dłonie- do kurwy musiałeś mieć- dodałam z goryczą- Nie wiem, jak ty to sobie wyobrażałeś...- zaczęłam czując jak zaczynają drżeć mi ręce- dla mnie to za dużo Hayden- powiedziałam robiąc krok w tył. 

Patrzył na mnie jeszcze przez parę sekund. Zerwał się z miejsca waląc pięścią w pierwszą lepszą ścianę. Zerwałam się do biegu otwierając na oślep drzwi i wpadając na korytarz. Zmrużyłam oczy, przede mną stała Dani.

- Chodźmy stąd- odparła ciągnąc mnie za rękaw bluzy.

I właśnie tak to było. Jesteśmy tu już parę godzin. W międzyczasie, zapewne na polecenie Morgana jeden z jego sług przyniósł tutaj składaną wersalkę. Czuję się jak na jakimś pieprzonym piżama-party. Coraz mniej rozumiem. Mimo że Dan wtajemniczyła mnie w to, czego sama się dowiedziała. Okłamywał mnie od początku. Wciągnął moim przyjaciół w to gówno a potem mówi, że to nie on jest za to odpowiedzialny. A to przecież jego wujcio jest szefem tego cyrku. Westchnęłam zirytowana przekręcając się na drugą stronę nakrywając po uszy zatęchłym kocem. Zapewne jest środek nocy. Obraz martwego Cole'a nieustannie przewija mi się w głowie. Czy zabiją więcej ludzi? Moich znajomych? Przyjaciół? Rodzinę? Mój mózg nieustannie wymyślał kolejne scenariusze, mimo że byłam wyczerpana nie byłam w stanie zmrużyć oka. Szykuje się długa noc...

FourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz