Rozdział 49

118 7 0
                                    

Perspektywa Danielle

Warknęłam pod nosem. Ten dupek, którego postawili przed drzwiami coraz bardziej mnie irytuje. Jest niezniszczalny. Jestem tu dopiero od dwóch dni, a wymieniali drzwi już cztery razy. Ten typek dwa razy nimi dostał. I nic. Jestem jeszcze bardziej wkurzona, że on się nie wkurzył. Pewnie jego szef mu zabronił. FRAJER. Miałam się już dawno widzieć z ich szefem, ale się nie doczekałam. Cały strach, gdzieś wyparował. Byłam wściekła. Nikt mi nie powiedział, co ja tu do cholery robię. Nikt mi nie powiedział, czemu do kurwy nędzy zabili mi mojego Cole'a. Nikt mi nie powiedział, dlaczego do jasnej cholery w tym pieprzonym galimatiasie znalazł sobie miejsce jeszcze ten idiota Hayden. Mnie zaraz szlak trafi!

Usłyszałam, że ciężkie buty mojego bodyguarda stają się coraz mniej słyszalne. To była moja szansa, by w końcu dotrzeć do króla tych szympansów. Zdziwiło mnie, że klamka ustąpiła, gdy ją nacisnęłam. Miałam ochotę uderzyć się dłonią w czoło. Co za bezmyślny gamoń. 

Ruszyłam już nieco lepiej mi znanym zatęchłym korytarzykiem. Wszędzie panowało poruszenie. Słyszałam ze wszystkich stron kroki, jednak żadne nie kierowały się w moją stronę. Jeśli coś się dzieję, będą zbyt zajęci by mieć oko na kamery. Doskonale wiedziałam, że tu są. Były dobrze ukryte, dobrze że jestem czasem spostrzegawcza. Przyśpieszyłam bieg kierując się do innego korytarza. Czuję się jak jakaś Alicja z krainy czarów. Ten korytarzyk był znacznie dłuższy, mniej oświetlony, znajdował się parę stopni niżej niż ten, z którego tu dotarłam. Na cholerę im ten labirynt korytarzy? Oni się sami w nim nie gubili? Lustrowałam wzrokiem, każde napotkane drzwi.  Każde wyglądały zwyczajnie. Mój wzrok napotkał w końcu ciemnozielone drzwi z gałką zamiast tradycyjnej klamki. Tylko te wyglądały inaczej od reszty. Korciło mnie. Ale z drugiej strony mogłam wpakować się w jeszcze większy bajzel. 

Danielle ty tchórzu, otwieraj te przeklęte drzwi. 

I otworzyłam. Jak mogłam wpakować się w jeszcze większe bagno, skoro już tkwię w nim po uszy. Za drzwiami pomieszczenie przypominało bardziej jaskinię. Było ciemno, zimno i specyficznie pachniało. Weszłam wgłąb pokoju. Moim oczom ukazały się różnorodne drążki, worki treningowe, maty, ciężarki, bieżnia... Przypominało to jakąś salę treningową. Klimat zupełnie nie pasował do przeznaczenia tego miejsca. Podskoczyłam ze strachu, kiedy robiąc krok do tyłu spotkałam się z oporem. Odwróciłam się szybko by zobaczyć kto zaszedł mnie od tyłu. 

- No w końcu! Miałeś mi powiedzieć co tu robisz kochanieńki- spojrzałam na niego patrząc na niego spode łba. Nie sprawiał już zupełnie tak sympatycznego wrażenia, jak będąc z May. Obecnie widziałam w nim tylko kłamcę i totalnego dupka.

- Danielle, im mniej wiesz tym lepiej śpisz- odparł unikając mojego wzroku. Chciał mnie przestraszyć. Ale wiedziałam, że nie miał tyle odwagi, by mi coś zrobić. Wiedział, że jeśli to zrobi nieodwracalnie straci May. 

Oparłam dłonie o biodra patrząc na niego wyczekująco. Nie zamierzałam ulegać. Zwłaszcza, dopóki ten tu delikwent udaje kogoś kim nie jest narażając tym moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Zamknął drzwi przed tym rozglądając się po korytarzu. Przewróciłam oczami ze zniecierpliwienia.

- Musisz coś zrozumieć- odparł posępnie- to nie jest plac zabaw, nie możesz się tu jakby nigdy nic przechadzać bo tunelach- popatrzył na mnie ostro. Miałam ochotę pokazać mu język. Byłam od niego starsza o parę miesięcy. Miałam ochotę mu to wykrzyczeć prosto w twarz, ale jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, to powinnam zamilknąć- ci ludzie nie są tacy pobłażliwi, nawet jeśli nie nadepnęłaś im na odcisk.Zrozum Cole, nie jest pierwszym którego zabili- na samą wzmiankę o Cole' a wzdrygnęłam się- nie chcesz poznać ich osobiście Danielle.

- Ale co ja tu robię- zapytałam nie kryjąc frustracji w głosie- i czemu robisz to May?- zapytałam widząc jak na dźwięk jej imienia zaciska dłonie w pięści.

- Byłaś kartą przetargową, wuj zagroził temu chłopakowi, że cię zabije jeśli nie powie mu kto się u niego zadłużył- wyjaśnił.

Wytrzeszczyłam oczy.

- Szefem tego całego gówna jest twój wujek?- zapytałam mając ochotę wybuchnąć śmiechem. Wszystko stało się jasne, czemu tu jest, dlaczego jest taki pewny siebie będąc tutaj. Czuje się nietykalny. Co za bufon- Hayden co ty odwalasz?- zapytałam- jeśli miałeś bawić się w gangstera, po co wciągałeś w to nas?- zapytałam z pretensją- Sam powiedziałeś "to nie plac zabaw"- zacytowałam naśladując jego ton- a ty co- tyknęłam go palcem w pierś- zachowujesz się jak pan klocków lego! Jesteś ulubieńcem tego zasrańca, więc do kurwy napraw to co zepsułeś- powiedziałam patrząc jak jego twarz przybiera purpurowy odcień, mimo panującej wokół ciemności. W szkole wcielał się w rolę. Rolę pieprzonego ideału. Chłopaka, który jest popularny, bogaty, umie się bronić, trenuje, jest silny, mądry... sranie w banie. To wszystko było przykrywką. A w rzeczywistości wykorzystywał swoje przywileje, władzę... Założę się, że jego zadanie tutaj i to, że to nie w żadnym klubie trenował tylko w tej norze, oznacza że te umiejętności były mu tutaj potrzebne. 

- Nic się wam nie stanie- zapewnił nadal nie mogąc się opanować- Nie wmieszałem w nic May- zapewnił- ona o niczym nie wie, i oni nie wiedzą o niej- powiedział. Co do tego mogłam być pewna, że nie kręci- tobie też się nic nie stanie- dodał- dopóki będziesz grzeczna, nie będzie miał powodu by się ciebie pozbyć...

Miałam ochotę go uderzyć. 

- Hayden, zrozum ja nie chcę tu być, moja rodzina się martwi, moi przyjaciele, twoja May... nie mam zamiaru tu siedzieć. To nie jest mój świat, to twój świat Hayden. Nie mieszaj w to ani mnie ani tym bardziej May.

- To nie ja cię w to wmieszałem- bronił się .

- A przepraszam... twój kochany wujaszek- odparłam z przekąsem- nie zrobiłam nic by tu trafić- powiedziałam- i doskonale o tym wiesz- skinął ledwo dostrzegalnie głową- nie robisz nic z tym, że masz wpływ na decyzję swojego wuja.Przestań myśleć tylko o sobie Hayden- nie wiedziałam jak do  niego trafić. Nie zamierzałam być miła. Zachowywał się jak egoista. Wiedział, że mam swoje życie, wiedział że Cole też je miał... mógł się temu jakoś sprzeciwić. Nie zrobił nic.

Moje przemyślenia przerwały jednak nasilające się tupoty stóp, aż w końcu drzwi samotni Morgana otworzyły się a w nich zjawiło się trzech osiłków trzymających mocno za ramiona brata stojącego obok mnie palanta i... zapłakaną May.

- Dani!- krzyknęła patrząc na mnie. Jej twarz mimo łez rozpromieniła się na mój widok. Wyrwała się z uścisku jednego z goryli. Może wpływ na to miało gromiące spojrzenie Haydena na gościa, który ją przytrzymywał.

Uścisnęłam ją mocno czując jak i mnie wzbierają się łzy w oczach. Najchętniej rozpieprzyłabym tą budę i zabrała dupę troki, by May była jak najdalej od niego.

FourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz