Rozdział 30

150 9 0
                                    


Perspektywa Haydena

Kiedy postanowiłem do niej przyjść, nie myślałem za dużo. Chciałem ją zobaczyć i to wystarczyło, aby po prostu wsiąść do samochodu wprost z zawodów i przyjechać do niej. Teraz czując jak wtula się we mnie ściskając swoimi drobnymi dłońmi moją koszulkę, wiem że właśnie po to przyjechałem. Aby ją zobaczyć, poczuć i nacieszyć się kolejnymi chwilami spędzonymi wspólnie z nią. Wcześniej nie czułem niczego podobnego z żadną dziewczyną. Wcześniejsze związki zaczynały i kończyły się tak samo, polegały dokładnie ma tym samym i przebiegały według ściśle określonego schematu. May taka nie jest. May jest wyjątkowa. Nieprzewidywalna. Mam wrażenie, że doskonale ją znam, zarazem nie wiedząc niczego o jej przeszłości. Ale znając każdy szczegół dotyczący teraźniejszości.

Objąłem ją ciasno ramionami i oparłem brodę o jej głowę. Spojrzałem na nią i to co zobaczyłem przez chwile mnie zamroczyło. Była wczepiona w moją koszulkę, mimo że twarz miała przyciśniętą do mojej piersi to i tak wiedziałem, że płacze. Bałem się, że może przeze mnie. Pocałowałem ją w głowę i pomyślałem. Myślenie w tamtej chwili naprawdę wiele mnie kosztowało, bo nie przychodziło mi zupełnie nic do głowy przez co Maya mogłaby się smucić.

- May, skarbie co się stało?- szepnąłem jej do ucha. Ta na dźwięk mojego głosu lekko drgnęła, ale nie zmieniła pozycji i nadal stała mocno wtulona we mnie.

- Nic- odparła zadzierając lekko głowę do góry. Jej długie rzęsy wydawały się jeszcze dłuższe od łez, a jej policzki były lekko zaczerwienione tak samo jak jej oczy. Sam ten widok sprawiał, że czułem ból w sercu. Pochyliłem się lekko nad nią całując delikatnie w jej mały obsypany drobnymi piegami nosek.

- Widzę, że coś się stało- powiedziałem z westchnieniem- jeśli coś zrobiłem, co sprawiło ci przykrość to wystarczy, że powiesz, a więcej tego nie zrobię- nie zamierzałem owijać w bawełnę. Od kiedy ją poznałem nie byłem w stanie myśleć o nikim innym. To że mogę na nią patrzeć i ją dotykać czyni ze mnie najszczęśliwszego człowieka na całej kurwa ziemi. Widziałem, że nie jestem wobec niej obojętny. Widziałem jak na mnie patrzyła, tak samo jak ja patrzyłem na nią. Starałem się robić wszystko małymi krokami. Na imprezie trochę za bardzo sprawa posunęła się do przodu, ale nie żałuję. Bynajmniej. Na samo wspomnienie zeszłego weekendu sprawia, że znowu robię się twardy. A kiedy widzę jak jest smutna, to mnie też robi się smutno. Ale się ze mnie cipa zrobiła...

Pokręciła delikatnie głową wtulając się we mnie jeszcze mocniej. Posłała mi delikatny uśmiech, przez który poczułem jak mięknie mi serce. Wyglądała tak pięknie, kiedy się uśmiechała. Kiedy się uśmiechała, kiedy się śmiała, kiedy spała, kiedy była zła, kiedy jadła, kiedy dochodziła... mógłbym wymieniać bez końca. Ale... jej uśmiech sprawiał, że nie mogłem sam się nie uśmiechnąć.

- Nie sprawiłeś mi niczym przykrości- zapewniła. Odetchnąłem z ulgą. Ale mimo to nie dawało mi spokoju przez co jest smutna. Chcę ją uszczęśliwiać, i móc ją pocieszać, śmiać się razem z nią i płakać razem z nią.

- To co się stało?- założyłem jej włosy za ucho i objąłem dłońmi jej policzki.

- Boję się, że mnie zostawisz- powiedziała zawstydzona odwracając głowę na bok unikając mojego spojrzenia. Tym razem chociaż wiem, że mówi szczerze. Ale czemu miałbym ją zostawić? I czemu się tego tak bardzo boi?

- Nigdzie się nie wybieram- odparłem szczerze odwracając delikatnie wierzchem dłoni jej twarz w moją stronę.

Stanęła na palcach sprawiając, że nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości. Położyła dłonie na moich ramionach. A ja nie mogłem się ruszyć. Śledziłem wzrokiem, każdy jej ruch. Położyłem dłonie na jej biodrach czekając na jej kolejny ruch. Przybliżyła delikatnie twarz ku mojej. Poczułem jej miękkie usta na swoich. Na początku po prostu mnie nimi muskała powodując u mnie dreszcze podniecenia. Co ta dziewczyna ze mną wyprawia? Oboje mieliśmy przymknięte oczy i ciężej oddychaliśmy, mimo że nasze usta ledwo się stykały. Gdy już miałem naprawdę ją pocałować drzwi frontowe się otworzyły, a my odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. W drzwiach stał tata May wraz z jej dziadkiem. Mieli siatki pełne zakupów. Oboje przyglądali się nam z zaciekawieniem. Zwłaszcza dziadek May, który zaśmiał się pod nosem.

- Nie chłopak, co?- spojrzał na zszokowaną May, której odpłynęła krew z twarzy, cały czas się uśmiechał co ona niepewnie odwzajemniła. Sam miałem ochotę się roześmiać. Ale nie ukrywam, że byłem sfrustrowany, że jej nie pocałowałem.

Jej tata zmierzył mnie bacznym spojrzeniem. Poczułem się nieco niekomfortowo, ale mogłem się tego spodziewać skoro jej rodzina składa się z samych mężczyzn: tata, dziadek i kuzyn Kenji. Nie wiem nic o matce May. W sumie nikt nie wie. Nie jest to na pewno nic czym chciałaby się chwalić i nie podejrzewam żeby jej rodzice się rozwiedli, bo jeśli tak, widywałaby się z nią. A May unika tego tematu jak ognia.

Nawet nie zauważyłem, kiedy jej ojciec znalazł się obok mnie. May w tym czasie wymieniała konspiracyjne szepty z dziadkiem po drugiej stronie kuchni. Świetnie, zostałem sam na placu boju. Jej tata był nieco wyższy ode mnie. Nie sprawiał wrażenia surowego, ale w tym momencie nie powiem, że nie wyglądał przerażająco.

- Tylko spróbuj ją skrzywdzić, a pożegnasz się z przyrodzeniem- ostrzegł nadal mierząc mnie wzrokiem po czym odwrócił się do May diametralnie zmieniając ton głosu- Kochanie kupiliśmy ci mleko czekoladowe- jego córka od razu się uśmiechnęła jak mała dziewczynka.

Siedzieliśmy na łóżku w jej pokoju. Wiedząc, że jej opiekunowie są w domu z początku czułem się nieco spięty, ale z czasem o tym zapomniałem i nie czułem na sobie już palącego spojrzenia jej ojca. To dobrze, że był opiekuńczy w stosunku do niej. Widać, że bardzo ją kocha i, że o nią dba. Ja również chcę ją kochać i o nią dbać. I kupować jej mleko czekoladowe w sklepie. Tak, to właśnie chcę robić w przyszłości.

- Co porobimy?- zapytała opierając głowę o moje ramię siedząc obok mnie po turecku. Włosy miała po bokach upięte małymi spineczkami i przebrała się w jedną ze swoich ulubionym czarnych bluz z kapturem z lekko startym nadrukiem. Objąłem ją ramieniem.

- Może film?- podsunąłem tłumiąc ziewnięcie, które zauważyła i sama ziewnęła, zakrywając usta ręką.

- Chodźmy spać- posumowała.

Położyłem się płasko na plecach przyciągając ją do swojej piersi. May ułożyła na niej głowę i objęła mnie ręką w pasie. Obejmowałem ją ramieniem kreśląc na jej łopatce małe kółeczka. Patrzyłem w sufit. Tak chcę właśnie spędzać resztę mojego wolnego czasu. Nie musimy rozmawiać. Nie musimy nic robić. Wystarczy, że będzie ze mną. Kocham ją. Jej wady, które w moich oczach i tak są zaletami, jej drobne gesty i jej odruchy. Lubię patrzeć jak je. Widzę, że nie patrzy na kalorie. Uwielbia słodycze i non stop mogłaby je podjadać. Lubi czytać tandetne romansidła aby następnie się z nich śmiać i przerabiać na ciekawsze. Mówi, że nie umie gotować, ale to co umie przygotować wychodzi jej rewelacyjnie. Nie potrafi grać w gry, które wymagają u niej szybkości, bo zanim cokolwiek zrobi myśli. A przemyślenie ruchu trwa u niej dłużej niż sam ruch. Nigdy nie związuje całych włosów. Może zrobić kucyka ale połowa włosów musi opadać na kark. Jest strasznym zmarźluchem. Jest uparta nawet jeżeli wie, że nie ma racji. Ale ja i tak to kocham. Bo te małe rzeczy tworzą całą May Sheridan. Ale za nic nie zrozumiem tego, że nie potrafi otwierać drzwi. 

FourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz