Rozdział 54

248 13 0
                                    

Perspektywa Alexis

Co może stać się przez dwa tygodnie? Na pewno przez dwa tygodnie wasz świat nie może stanąć na głowie (mhm luj prawda). Policja nadal próbuję podjąć kontrofensywę z mafią, brzmi to komicznie zwłaszcza, że wiadomo co oni mogą zrobić... prawie nic. Zapewnili nas, że dziewczyny są całe i zdrowe, rodzice Danielle nadal próbują działać samodzielnie w tej sprawie, tata May i Kenji chcą rozprawić się z nimi sami, czekają tylko aż Mason wydobrzeje by wraz z nim ruszyć do ich siedziby. To wydaje się być wszystko jakimś mało śmiesznym żartem. Ale prawda jest taka, że wystarczy minuta by wasze życie nieodwracalnie się zmieniło. Dostałam stypendium naukowe i sportowe do jednej z najlepszej uczelni w kraju. Rodzice na tę wieść przyjechali do domu, przywieźli nawet babcię. Powiedzieli, że nie mogę zmarnować takiej szansy, i że i tak myśleli by się stąd przeprowadzić, bo jak powiedziała moja mama "LA nie jest już tak bezpieczne jak kiedyś". Wiem, że muszę tam pojechać. Ale nadal martwię się o dziewczyny, musiałabym zostawić z tym wszystkim Kath... zostawić Kenji' ego. Najchętniej bym została, ale moi rodzice by mi nie wybaczyli. Nie mogę niszczyć ich marzeń. Mam iść w ich ślady, od zawsze tego chcieli. Pozostaje mi jedynie powiedzieć o tym Kenji' emu. Kath dowiedziała się od razu po tym jak dostałam tą propozycje. Uczelni nie przeszkadzał fakt, że nie skończyłam ostatniego roku nauki proponując, że mogę skończyć rok u nich i od razu przygotowywać się do studiów. Kathie była załamana, zwłaszcza po tym jak dziewczyna jej brata została zamordowana, zrobiło się jeszcze bardziej niebezpiecznie. Powiedziała, że nie będzie mnie zatrzymywać, postawiła warunek, że mam się odzywać przynajmniej raz w tygodniu i na święta przyjeżdżać tutaj chociaż na kilka dni. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Jestem rozdarta. Z jednej strony szansa na lepszą przyszłość, duma rodziny, a z drugiej, zostawienie przyjaciół w chwili, gdy potrzebują mnie najbardziej. I zostawienie chłopaka, którego tak bardzo kocham. 

Byłam dziś wyjątkowo nerwowa. Musiałam się już pakować, by za tydzień móc zacząć zajęcia na uniwerku. Rodzice zdecydowali, że wyjeżdżamy już jutro. Mój kontakt z Kenji' im bardzo się osłabił przede wszystkim przez zaginięcie Danielle i May. Może wcale nie będzie tak bardzo wstrząśnięty? Przemierzałam korytarze podczas długiej przerwy by znaleźć chłopaka. Dotychczas nie mogliśmy spokojnie porozmawiać, bo tu ma trening, tu ma coś, trochę się pokłóciliśmy po tym jak odmówiłam "przeprowadzki" do niego. Nie chcę być od niego zależna, i wiecznie pilnowana, oboje wiedliśmy własne życie i nie odpowiadało mi już mieszkanie razem. Czuł się urażony, dlatego szukał byle wymówki by teraz nie móc ze mną porozmawiać. Rozumiałam, że się martwił, ale on też musiał zrozumieć, że nie chcę być od niego zależna, ani od nikogo. Dlatego właśnie chcę zająć się swoją przyszłością. 

Kiedy w końcu jego czerwona czupryna pokazała się na horyzoncie ruszyłam niemal biegiem łapiąc go za rękaw bluzy. Odwrócił się patrząc na mnie zaskoczony. Czułam jak moje serce przyśpiesza. 

- Hej Ali- odparł jak gdyby nigdy nic, wkurzało mnie to, że nie jest w stanie zaakceptować moich decyzji i że chce mieć nade mną kontrolę, jestem jego dziewczyną a nie dzieckiem.

- Kenji- zaczęłam- Chciałam z tobą porozmawiać już wcześniej- powiedziałam czując, że tylko to mam na swoją obronę przed tym, że mówię mu to dzień przed wyjazdem- Dostałam stypendium na Yale- powiedziałam patrząc na niego, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Przecież to wspaniale! Czemu wyglądasz na smutną?- zapytał patrząc nic nie rozumiejąc- To ogromna szansa- powiedział chyba podekscytowany nader by wyciągnąć wnioski wynikające z tego co powiedziałam.

- Ale ja wyjeżdżam Kenji- powiedziałam czując jak oczy mi wilgotnieją. Alexis do cholery opanuj się- Jutro wyjeżdżam, mam dokończyć u nich rok i potem zacząć studia- wyjaśniłam przeczesując nerwowo włosy- przeprowadzam się- podsumowałam.

Reakcja Kath przy tym to było nic. Kenji wyglądał na sprowadzonego na ziemię, dość brutalnie. Momentalnie uśmiech przerodził się w chłodną uprzejmość. Chciał wyglądać na nieporuszonego. Jakby miał do mnie o to pretensje.

- Kiedy wyjeżdżasz?- zapytał tylko odwracając ode mnie wzrok. To też zabolało. 

- Jutro- szepnęłam czując, że to jest właśnie nasze pożegnanie. 

Przełknął ślinę kiwając głową jakby sam próbował to przyswoić. Nie może powiedzieć, że to niedaleko. Do New Haven w najlepszym wypadku podróż zajmuje czterdzieści dwie godziny samochodem, samolotem zaś siedem. Obawiam się, że ta odległość zadecyduje o naszym związku. 

- Byłbym idiotą, gdybym zakazał ci jechać- odstawił obojętną maskę na bok, miałam ochotę odetchnąć z ulgi. Chyba on tak samo jak ja nie chciał rozstawać się, mając żal do drugiej strony- Jestem z ciebie dumny- powiedział przygarniając mnie do piersi. Moje powieki nie mogły zatrzymać już spływających łez- Kocham cię Alexis- powiedział całując mnie w czubek głowy- pamiętaj o tym... jeśli chcesz to nie musi być koniec, mogło być gorzej... nie dzieli nas chociaż ocean- próbował się zaśmiać jednak wyszedł mu jedynie zduszony dźwięk- powiedz, proszę, że to nie koniec.

Położyłam dłonie na jego piersi patrząc mu w oczy. 

- Jeśli ty nie chcesz tego kończyć, to ja również nie- powiedziałam. Żadne z nas nie chciało powiedzieć na głos "zerwać", jakby to było jakieś słowo zakazane.

Przytulił mnie mocniej do siebie, a ja rozkleiłam się na dobre. Cofam to, łatwiej byłoby mi się żegnać, gdyby powiedział, że mnie nienawidzi. 

- Nie płacz Lexi- powiedział ścierając kciukiem moje łzy- mamy skype' a, mamy telefony, będę cię odwiedzać- zapewnił- znajdę jakiś uniwerek blisko ciebie, może University of New Haven, czy coś takiego- powiedział- skończę szkołę tutaj zanim się obejrzysz- powiedział. Był już w ostatniej klasie, więc w sumie chwila dzieliła go od wyboru kierunku na studiach- Powalczę o stypendium sportowe, podciągnę oceny- zaśmiałam się, widząc jego determinację. Za to go kocham, że nie poddaje się od razu, tylko niezależnie od wszystkiego walczy o to- Za pół roku będę tam razem z tobą- powiedział całując mnie delikatnie w usta. Z jednej strony pół roku, sześć miesięcy, niby mało, a z drugiej strony to przecież mnóstwo czasu. Może jak się skupię na nauce to szybciej mi zleci ten czas bez niego?

Odprowadził mnie po szkole pod sam dom, obiecując mi że przyjdzie jutro by się ze mną pożegnać. Na samo słowo "pożegnanie" skręca mnie w środku. Niby nagły wyjazd sprawił, że nie byliśmy już skłóceni, a z drugiej strony oddzieli nas od siebie o parę tysięcy mil. Niezależnie od wszystkiego nie poddam się, będę walczyła o nas.

***Dziękuję wszystkim co wytrwali do końca mojego pierwszego opowiadania, dziękuję za gwiazdki i komentarze, i zapraszam na kontynuację pt. Three, do następnego ;)***

FourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz