Rozdział 31

3.8K 203 92
                                    



Bucky

     Straciłem nadzieję, że przeżyjemy, wycieńczeni czekaliśmy na powolną śmierć. Ja i Alex mieliśmy niewyobrażające szczęście, że nas to nie zabiło, ale skały ułożyły się w ten sposób, że stworzyły nad nami kopułę. Fizycznie nas nie przygniotło, byliśmy cali, jednak utknęliśmy. Miałem wrażenie, że minęły wieki zanim nas wyciągnęli spod gruzów budynku i udzielili potrzebnej pomocy medycznej. Teraz tajna baza Hydry była kupą gruzów i kurzu, odkryli nas. Wszystkich więźniów i żołnierzy wyprowadzili z budynków i opatrzyli rannych.

Wyprowadzili nas, gdzie stało parę wozów straży pożarnej, około dziesięć wozów policyjnych i dwa razy więcej karetek. Jeszcze nigdy to miejsce nie było tak oblegane. Patrzyłem jak kryjówka, która służyła mi przez ostatnie trzy lata za dom teraz jest rozbijana w pył. Siedziałem przed karetką w której opatrywali złamany nadgarstek Alex, wcześniej kiedy podwinęła rękaw dostrzegłem na jej przedramieniu blizny ciągnące się aż po bark. Blizny po oparzeniu były bardziej czerwone od jej normalnej skóry i wyglądały jak delikatny materiał satyny. Poczułem ucisk w klatce piersiowej, te blizny miała przeze mnie. Próbowała mnie uratować w pożarze, który wywołała Hydra. Byłem na siebie zły, mogłem się założyć, że za każdym razem jak na nie patrzyła przypominała sobie ten dzień.

Dzień mojej śmierci.

Widok dziewczyny, która potrafiła się sama bronić wywarł na mnie nie małe wrażenie, nigdy nie przypuszczałem, że będzie uczestniczyć w misjach i stanie się jedną z nich. Odnosiłem wrażenie, że moje odejście przyłożyło do tego. Musiała dużo trenować, przecież trzy lata temu nie wiedziała jak trzymać broń. Teraz była w Avengers i byłem z niej bardzo dumny.

Kiedy wtedy tam na dole wypowiedziała moje imię, to uczucie było porównywalne do wylania na mnie kubła z zimną wodą. Moje serce niebezpiecznie załomotało, patrząc jej prosto w oczy przypomniałem sobie każdą chwilę z nią. Przypomniałem sobie jej uśmiech, który kiedyś mi posyłała. Jej miękkie usta, które kiedyś całowały mnie z wielką namiętnością. Oczy, które kiedyś patrzyły na mnie jakbym był jedynym mężczyzną na tym świecie. Jedynym, którego ona kochała. Widząc jej zaszokowanie zrobiło mi się wstyd. Co mogła sobie o mnie pomyśleć? Zostawiłem ją. Zdradziłem. Wybrałem to wszystko zamiast niej. Na wspomnienie o moim poprzednim życiu poleciała mi pojedyncza łza. Byłem bezradny odnośnie mojego losu, jednak ona o tym nie wiedziała. I to było w tym wszystkim najgorsze.

Zza jednej z karetek wyłonił się Steve, który wyraźnie kogoś szukał. Uśmiechnąłem się mimo woli. Dobrze go było zobaczyć, tęskniłem za nim. Zauważyłem, że był jeszcze bardziej rozbudowany niż ostatnio a jego rozczochrane włosy przybrały ciemniejszego odcienia.

Kapitan na mnie spojrzał i odetchnął z ulgą. Podszedł do nas szybkim krokiem uśmiechając się przy tym.

- Buck - powiedział z ulgą i mnie przytulił klepiąc po plecach. - Ty żyjesz - stwierdził.

- Najwidoczniej - potwierdziłem.

- Dlaczego? Jak..? - powiedział marszcząc brwi i lustrując mnie pytającym wzrokiem. Mój uśmiech spłynął z mojej twarzy.

- To bardzo długa i skomplikowana historia. - westchnąłem spuszczając wzrok na biały śnieg pod nogami.

- Liczę na wyjaśnienie, nie tylko ja - zapewnił z niezbyt przyjazną miną.

- Steve, myślisz, że gdybym miał jakiekolwiek inne wyjście wybrałbym właśnie to? - spytałem marszcząc brwi. - Nawet nie wiesz czym mi grozili i co musiałem zrobić by nie pozabijali wszystkich, których kochałem. Musiałem oddać swoje życie w zamian za ocalenie waszych. - przyznałem drżącym głosem.

Winter Soldier • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz