Rozdział 17

6.2K 288 197
                                    

Bucky

Załadowanie.

Błaganie o litość.

Cel. Strzał.

Jęk rozpaczy.

Cel. Strzał.

Stałem po środku ciemnego pomieszczenia z karabinem w ręku, półmrok sprawiał, że nie widziałem tożsamości ofiar. Rozkaz był prosty.

Zlikwidować.

Obok mnie stali inni. Rozpoznałem Heidi i Josepha. Po mojej drugiej stronie stał mężczyzna z urodą typowo azjatycką, miał na imię Michael. Obok niego stał Aaron, jego zapamiętałem, młody chłopak o ciemnej karnacji. Najbardziej z prawej stała rudowłosa kobieta z burzą piegów na twarzy i mocno zielonymi oczami. Nie znałem jej imienia.

Ludzie do których strzelałem klęczeli na kolanach po drugiej stronie niewielkiego pomieszczenia. Mieli związane ręce i unieruchomione nogi, większość z nich miało poobijane lub zakrwawione twarze. Nie znałem tych osób, jednak nawet mnie to nie obchodziło. Byli moim rozkazem. A ja nie kwestionowałem rozkazów.

Załadowanie.

Cel.

Cisza.

Pokój przeszedł dźwięk karabinu, który spadł na ziemię.

Reszta spojrzała na mnie obserwując moje zachowanie, jednak nie to było teraz dla mnie najważniejsze.

Alex. Moja Alex.

Co ona tu robi? - spytałem sam siebie w myślach.

Patrzyła na mnie ze strachem w oczach, na jej zaróżowionych policzkach dostrzegłem pojedynczą łzę mieszającą się z zaschniętą krwią.

Związana, bezbronna i przestraszona.

Z mojego powodu.

- Skarbie? - spytałem drżącym tonem. Czułem na sobie ciężkie spojrzenia reszty żołnierzy. Starałem się znieść ich ciężar.

W odpowiedzi dziewczyna cicho zaszlochała.

- Pomóż mi - powiedziała cicho przez łzy.

- Zrób to - powiedziała ruda dziewczyna podchodząc bliżej mnie i podając i karabin. Nie mogłem tego zrobić, nie potrafiłem i nie chciałem. Wbiłem w rudowłosą mordercze spojrzenie.

- Nie. - odrzekłem hardo wyrzucając karabin parę metrów od siebie.

- Nie powinieneś tego mówić - syknęła ruda. Mignął mi tylko moment wyjmowania pistoletu przez dziewczynę.

- Nie!! - krzyknąłem.

Strzał.

**

Obudziłem się oddychając ciężko z pulsującym bólem głowy, zamrugałem parę razy by mój wzrok przyzwyczaił się do światła, po chwili zauważyłem podłączoną kroplówkę. To był tylko zły sen. Jedną ręką wymacałem założony opatrunek nad lewym łukiem brwiowym. Zegarek obok mojego łóżka wskazałam 12:46. Przecierając oczy rozejrzałem się dookoła, pomieszczenie było jasne i przestronne, pomimo profesjonalnego sprzętu, który stał obok mojego łóżka wiedziałem, że nie jestem w szpitalu. Musiałem być w domu Starka. Po chwili doszły wczorajsze wydarzenia i pokoju weszła młoda pielęgniarka.

- Dzień dobry, panie Barnes. Jak się pan czuje? Coś pana boli?- spytała wysokim tonem głosu.

- Jedynie głowa - odpowiedziałem obserwując jak odłącza kroplówkę i zmienia opatrunek.

Winter Soldier • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz