Rozdział 1

10.2K 481 416
                                    

James Barnes


- Za wszystko będzie razem siedemnaście dolarów - powiedziała kasjerka. Zapłaciłem za produkty i wyszedłem ze sklepu. Wtopiłem się w tłum, mając na sobie bordową koszulkę, ciemną kurtkę i czapkę z daszkiem miałem większe szanse na pozostanie nieodnalezionym przez upadłą Hydrę. Moja intuicja podpowiadała mi, że hydra nigdy tak naprawdę nie upadnie, zawsze znajdą się osoby popierające takie poczynania. Nie raz udowodnili, że potrafią się ukrywać i być anonimowi. Jednak jedna rzecz dawała mi przewagę, ja potrafiłem to robić lepiej.

Skręciłem w mniejszą uliczkę i wszedłem do starszej kamienicy i udałem się na drugie piętro, otworzyłem mieszkanie, które wynajmowałem od niedawna, zdjąłem czapkę, kurtkę i rękawiczkę z metalowej ręki, poukładałem produkty na odpowiednie miejsce i włączyłem codzienne wiadomości.
Od dwóch miesięcy moje życie wyglądało w miarę normalnie, myślałem nawet nad znalezieniem stałej pracy, która by nie polegała na zabijaniu ludzi.
W ten sposób mógłbym odciągnąć myśli od Niego. Steve Rogers. Miałem wrażenie, że go znam, jednak trudno mi było cokolwiek sobie przypomnieć. Podczas ostatniego starcia z facetem o mało go nie zabiłem. Właśnie. O mało.
Coś we mnie pękło gdy spojrzał mi w oczy, może Rogers miał racje?
Nazwał mnie przyjacielem, jednak czy można nie pamiętać przyjaciela? Czy ja miałem kiedyś normalne życie? Jeszcze zanim stałem się maszyną do zabijania?
Wiem kto znał na te pytania odpowiedź. Właśnie jego zamierzałem znaleźć. On mi pomoże.

***

Alex

- Halo? - powiedziałam gdy podniosłam słuchawkę.

- Cześć, tu Steve. Wybieramy się z Natashą i Clintem na kolacje, chcesz się przyłączyć? - spytał.

- Z wielką chęcią, o której?

- Dziewiętnasta pod fontanną.

- Będę na czas, do zobaczenia - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.

Od niedawna Avengersi zaczęli patrzeć na mnie z nieco innej perspektywy, kiedyś uważali mnie za niezdarną, młodą dziewczynę z zapałem na studia artystyczne. Jednak odkąd Steve zaczął mnie trenować, zobaczyli we mnie kogoś innego. Z Natashą Romanoff nawiązałam bardzo dobry kontakt, mogłabym rzec, że stałyśmy się dobrymi koleżankami. Pod maską świetnie wyszkolonego agenta skrywała się zabawna i miła kobieta. Wiem, że miała nieciekawą przeszłość i próbowała się oczyścić przyłączając się do Tarczy. Byłam z niej dumna, że się nie załamała i dała radę pomimo opublikowania tajnych wiadomości na jej temat. Była dla mnie wzorem do naśladowania. Podobnie jak reszta.

***

- Jak ci idzie Alex na treningach ze Stevem? - spytał Clint sącząc piwo.

- Mam nadzieje, że coraz lepiej - powiedziałam patrząc z uśmiechem na Steve'a.

- Ostatnio tak mi przyłożyła, że dwa dni nie mogłem ruszać szczęką - zaśmiał się kapitan.

- Mogę jej pomoc w treningach do tego stopnia, że następnym razem zamiast mieć obitą szczękę będziesz miał ją złamaną - powiedziała z chytrym uśmiechem Natasha.

-  Uważasz, że jesteś lepszym nauczycielem? - spytał wyzywająco.

- Ja tak nie uważam - zaśmiała się melodyjne - Ja to wiem!

- Może Natasha będzie w stanie zrobić ze mnie kolejnego agenta Tarczy? - zaśmiałam się.

- Oj nie chciałbym być w jej skórze gdyby Tony się o tym dowiedział - dodał Clint.

- Natasha to jedna z niewielu osób, które nie boją się Starka, gdy wpadnie w furię - powiedział Steve.

- Do Starka trzeba odpowiednio podejść, popatrzcie na taką Pepper. Ustawiła go jak w zegarku, teraz prawie nie przypomina gbura - dodała Natasha, na co parsknęliśmy śmiechem.

W tym czasie podeszła do nas kelnerka.

- Coś jeszcze podać? - spytała niska blondynka z pulchną twarzą.

- Nie, poprosimy rachunek - powiedział Steve - dzisiaj ja stawiam - dodał, gdy kelnerka poszła po rachunek. 

Zamknęliśmy za sobą drzwi restauracji i wolnym krokiem szliśmy koło pięknej starej fontanny, którą podświetlały kolorowe światła.

- Następnym razem zaproszę was do siebie. Dzieci strasznie się stęskniły za tobą, Natasho. Alex nawet ich jeszcze nie poznała.

- Alex ma taki charakter, że każdy ją pokocha - słodziła mi Romanoff.

- Ciocia Natasha będzie miała konkurencje - zaśmiał się Steve.

***

Jeszcze przez godzinę chodziliśmy i rozmawialiśmy w oświetlonym Central Parku po czym Steve zaproponował, że mnie odprowadzi. Pożegnaliśmy się z Natashą i Clintem, zapewniając Romanoff, że zgłoszę się do niej na morderczy trening.

Szliśmy z Rogersem mniejszą uliczką gdy usłyszeliśmy strzały. Spojrzeliśmy po sobie i zaczęliśmy biec w kierunku z którego szedł hałas. Gdy dotarliśmy na miejsce dwóch uzbrojonych cywilów biło się z mężczyzną postury Steve'a. Jednak było w nim coś, dzięki czemu miał przewagę nad resztą. Jego metalowe ramię lśniło się w słabym świetle ulicznych lamp. W jednym momencie uzbrojony mężczyzna wyjął broń i zranił dwukrotnie faceta z metalowym ramieniem. Jedna kula trafiła w prawy obojczyk, druga w brzuch. Postrzelony padł na ziemię wijąc się z bólu. W tym momencie byliśmy w stanie zobaczyć jego twarz. Ciemne włosy do szyi okalały jego ostro zarysowaną szczękę. Z jego oczu wyczytałam jedynie dzikość i ból.

- Bucky .. - powiedział Steve, który skądś wytrzasnął swoją tarcze. W mgnieniu oka Kapitan Ameryka podbiegł na pomoc. Jednym ciosem powalił strzelca, drugi chciał mu przeszkodzić jednak tarcza Rogersa wbiła się w klatkę piersiową drugiego napastnika. Mężczyzna wydał z siebie ostatni krzyk po czym padł martwy na ziemię. Steve podbiegł do zwijającego się z bólu mężczyzny.

- Bucky? Bucky! Słyszysz mnie? - spytał z przerażeniem w głosie. Skąd Rogers znał tego faceta?

- Steve? - spytał z trudnością brunet.

- Trzeba go zanieść w bezpieczne miejsce - powiedział próbując zatamować krwawienie kolegi.

- Zawieźmy go do szpitala - zaproponowałam.

- Nie nie nie, żadnych szpitali, wtedy odrazu go znajdą - powiedział Rogers. Znajdą? Czy właśnie Kapitan Ameryka chciał pomóc przestępcy? Jednak serce mi się krajało patrząc na wyczerpanego nieznanego.

- Zanieśmy go do mnie - powiedziałam i podeszłam żeby pomoc go podnieść.

- Jesteś pewna? Tony nie może się o tym dowiedzieć.

- Trzeba mu pomoc, to najlepsze miejsce żeby doszedł do zdrowia bez ingerencji reszty.

Kapitan spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

- Dziękuje, Alex. Jesteś wielka - powiedział i udaliśmy się niezauważeni do mojego mieszkania.

Nie wiedziałam kim jest ten człowiek. Co robił, ani skąd jest. Jednak wiedziałam jedno, jeśli Steve Rogers walczy o kogoś, to znaczy że ta osoba jest wiele warta.

***

Witam w kolejnym rozdziale, nie chciałam za bardzo przedłużać niepotrzebnych wątków wiec wyszło mniej więcej .. tak. Miłego czytania!
Nie zapomnijcie o gwiazdkowianiu, to naprawdę motywuje! :) do następnego.

Winter Soldier • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz