Rozdział 4

8.4K 402 360
                                    

Alex


Przebudziłam się z cichym jęknięciem, od stóp do głów bolało mnie dosłownie wszystko. Chyba będę musiała nakleić na lodówkę przypomnienie, żeby nie wyprowadzać James'a z równowagi. Miałam ogromne szczęście, że skończyło się tylko na tym, wolałam sobie nie wyobrażać sytuacji, w której Steve pojawiłby się dziesięć minut później.

Poczułam burczenie żołądka, pora coś zjeść. Niezdarnie zwlokłam się z łóżka, ze względu na kostkę musiałam skakać na jednej nodze by dotrzeć do kuchni. Wczorajsze obicie kręgosłupa mi w tym nie pomagało, doskoczyłam do blatu w kuchni i usiadłam na krześle po morderczym dystansie. Nagle spod ziemi wyskoczył Bucky, miał w ręku patelnię i miskę z jajkami.

- Chyba nie chcesz rewanżu? - spytałam patrząc na patelnie, która wczoraj wylądowała na jego skroni.

- Kusi mnie, jednak dam ci się zregenerować - powiedział i włączył kuchenkę.

- Jak się czujesz? Nadal boli? - spytałam i wskazałam na rany postrzałowe.

- Jestem już jak nowy, mam zaprogramowane przyśpieszone gojenie się wszelkich ran.

- Ale bajer. - powiedziałam unosząc brwi - Z tego co wiem, to Tony Stark ma maszynę do takiego zabiegu czy coś w tym stylu.

- A ty skąd wiesz takie rzeczy? - spytał i uniósł jedną brew.

- Jestem jego bratanicą - powiedziałam.

- To poproś, żeby Stark zastosował to na twojej pękniętej kostce, zamiast półtora miesiąca będzie goić się parę godzin - zaproponował Bucky.

- Że też na to nie wpadłam, dzięki.

- To moja wina więc próbuje się trochę odkupić.. Co byś chciała na śniadanie? - spytał.

- Potrafię sama sobie zrobić śniadanie we własnej kuchni - powiedziałam lekko się uśmiechając.

- Siadaj przy stole i nie dyskutuj, tosty francuskie pasują?- spytał i wyciągnął z chlebaka pieczywo - pokiwałam w odpowiedzi głową i wydałam z siebie westchnienie poległego.

- Ledwo się znamy, a ty już się rządzisz w mojej kuchni - powiedziałam oburzona.

- Dzisiaj nad ranem przypomniało mi się jak dobrze kiedyś gotowałem, chciałem spróbować czy nadal mi idzie to tak gładko.

Obserwowałam jak James robił dla nas śniadanie, w jego oczach widziałam ekscytację, to miłe widzieć jak proste czynności kogoś tak cieszą. Wyciągnęłam do tostów syrop klonowy i cynamon.

- Co to za proszek - spytał Bucky niepewnie wąchając.

- Cynamon.

- Cyna co? - spytał zdziwiony. - Ładnie pachnie.

- Cynamon - poprawiłam - Możesz go posypać na tosty i zalać syropem, bardzo dobrze smakuje.

Mężczyzna zrobił zgodnie z moimi zaleceniami.

- Rzeczywiście dobre - powiedział biorąc następnego kęsa.

- Tak właściwie, to gdzie jest Steve?

- Podjechał do Starka powiadomić go o gościach co mnie ścigają.

- Po co odrazu wciągać w to Tony'iego? Może się zorientować, że jesteś w to wplątany, a wtedy do gry wkroczy tarcza.

- W sumie, to właśnie o to nam chodzi. Wtedy się zorientują, że jestem po ich stronie - powiedział.

- A jesteś..? - spytałam niepewnie. Mężczyzna spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem.

Winter Soldier • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz