Rozdział 40

3.1K 189 51
                                    

Bucky

Rozległ się huk pistoletu co sprawiło, że gwałtownie usiadłem na łóżku ciężko dysząc. Przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek, dochodziła czwarta nad ranem. Od kiedy uratowaliśmy Alex co noc miewałem koszmary, co noc coraz bardziej okrutne i bardziej krwawe. Jednak były to bardzo specyficzne sny, wszystkie były wspomnieniem ludzi, których zabiłem z polecenia wiadomo kogo.

Zimowy Żołnierz nie miał litości.

Stałem po środku pokoju patrząc się na ich martwe ciała, zastanawiałem się co takiego zrobili, że kazali ich zlikwidować. Z czasem nawet zacząłem przypuszczać, że kazali zabijać tych, którzy byli jedynie podejrzani, nie koniecznie musieli się czegoś dokonać jakiegokolwiek czynu, Hydra wolała się zabezpieczyć i zabić za dużo, niż za mało.

Kiedyś myślałem, że będę w stanie uciec przed przeszłością, jednak stała się nieodrębną częścią mojego życia, nie wnosiła niczego dobrego, jedynie torturowała i doprowadzała do szaleństwa. Innym ludziom bardzo łatwo mówić:  Zostaw za sobą przeszłość, nie przejmuj się, nie myśl o tym, to już było i niczego nie cofniesz. Jednak co oni wiedzieli? Nie wiedzą jak to jest budzić się w środku nocy i widzieć twarz martwych ludzi, którzy zginęli z mojej ręki. Wszyscy myślą, że nie byłem świadomy swoich czynów jednak ja wszystko pamiętam. Mój umysł zapamiętał każdy nawet nie istotny szczegół.

Pamiętam jesień 1962 roku, gdzie musiałem zabić całą rodzinę w Petersburgu, widziałem ich przerażone twarze, które błagały na litość, jednak wtedy nie znałem takiego słowa.

Pamiętam ostatnią łzę spływającą po policzku mężczyzny, który uciekł ze szpon Hydry za tęsknotą za normalnym, spokojnym życiem. Kiedy umierał patrzyłem mu w oczy, były przepełnione bólem, rozpaczą a także współczuciem tak jakby rozumiał, że nie miałem wyjścia.

Pamiętam cichy płacz dziecka, które było świadkiem jak pociągnąłem za spust w stronę jego rodziców.

Pamiętam rodzinną fotografię na komodzie w domu swojej ofiary, która była starszą kobietą, która niegdyś pracowała dla biura śledczego. Musiałem ją zlikwidować, ponieważ wiedziała za dużo. Prawdopodobnie miała dzieci, wnuki i kochającą rodzinę, która napewno popadła w wielką żałobę odkrywając, że skończyła martwa, leżąc na podłodze w salonie z włączonym telewizorem uduszona z mojej ręki.

Pamiętam ostatnie słowa Howarda Starka, który błagał o pomoc dla swojej żony, która chwilę później podzieliła jego los. Pamiętam też przerażone miny rodziców Alex, którzy już wiedzieli, że zaraz równo zginął. Ostatnie ich słowa brzmiały jak przysięga i jednocześnie pożegnanie.

- Kocham cię, kochanie. - powiedział przerażony mężczyzna.

- Ja ciebie też. - wyjąkała kobieta dławiąc się własnymi łzami.

Potem rozległ się huk pistoletu. Nie mogłem zmienić przeszłości, musiałem z nią żyć a każdy oddech przynosił mi wielki ból, który wyniszczał mnie od środka.

***

- Alex? - spytałem ostrożnie spoglądając na nieobecną dziewczynę, która siedziała obok przy kuchennym blacie. Zauważyłem, że jej dłoń kurczowo ściska kubek, jakby chciała się na nim wyżyć.
Od piętnastu minut w salonie rozprzestrzeniała się głucha, wyniszczająca cisza, która z każdym momentem wywiercała w moim sercu jeszcze większą dziurę, która bolała jak diabli.
Doskonale rozumiałem jej reakcje, zdałem się na odwagę i powiedziałem jej prawdę. Prawdę, która jej się należała od bardzo dawna. O jej rodzicach, dziadkach, i ich powierzchownie przypadkowej śmierci.
Gdy jej powiedziałem na początku na jej twarzy pojawił się uśmiech niedowierzania, myślała, że żartuję. Alex w tamtym momencie wyczekiwała aż również się zaśmieje i powiem, że to nieprawda. Jednak nic takiego nie wypłynęło z moich ust. Patrzyłem na nią z poważną miną czekając na dalszą reakcje. Jej uśmiech zniknął a płomyk w jej oczach zgasł, teraz został zastąpiony nieobecną mgłą. Wbiła swój nieobecny wzrok w jasny blat, jej oddech delikatnie przyspieszył.

- Alex, powiedz coś - powiedziałem niemal błagalnie. Położyłem dłoń na jej przedramieniu, jednak odruchowo cofnęła rękę jakby mój dotyk parzył.

- Co chcesz, żebym powiedziała, James? - powiedziała przenosząc swój wzrok na mnie. Po jej policzkach spływały łzy. - Co chcesz usłyszeć? - spytała drżącym głosem.
Poczułem nieprzyjemny ucisk w mojej klatce piersiowej. Otworzyłem usta jednak sam nie wiedziałem co powiedzieć, nie miałem żadnego wytłumaczenia i nie miałem prawa wymuszać na niej zrozumienia. Westchnąłem z bezsilności i spuściłem wzrok.

- Przepraszam cię Alex. - powiedziałem cicho.
W tej sytuacji nawet przeprosiny brzmiały niedorzecznie, to nie przywróci jej bliskich, to i tak nic nie zmieni,  jednak tylko to mogłem w tej chwili zrobić.
Nie potrafiłem cofnąć czasu, zawiodłem ją, nieświadomie odebrałem jej wszystko. Czułem się jak gówno, jak śmieć. Przysporzyłem jej tyle cierpienia, nie zasługiwałem na nią.
Byłem potworem w ludzkiej skórze.
Usłyszałem jak Alex głośniej zapłakała i po chwili wstała i szybko wyszła z kuchni. Powinienem być dla niej kimś dobrym, jednak miałem wrażenie, że tylko ją krzywdzę. Nienawidzę sam siebie za to co zrobiłem.

Wyszedłem na korytarz i oparłem się o ścianę Alex w tym momencie schodziła po schodach z dużą torbą. Moje serce płakało widząc ten widok.
Miała ubrane buty i założony płaszcz.
Zeszła z ostatniego schodka i stanęła naprzeciwko mnie, była tak blisko a jednocześnie tak daleko. Chciałem ją teraz wziąć w ramiona i błagać o przebaczenie, jednak to wszystko byłoby na nic.
Alex spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym cierpieniem.

- Przepraszam, Bucky. - wyjąkała z trudem. - Ja tak nie potrafię. Ja.. - powiedziała i przeczesała długie włosy dłonią. - Zrozum, proszę. - dodała, po jej twarzy spłynęła nowa fala łez. Moje serce krzyczało, żeby nie odchodziła, potrzebowałem jej jak powietrza. Była dla mnie wszystkim. Nie chciałem jej tracić, jednak musiałem dać jej odejść. Byłbym egoistą, gdybym postąpił inaczej. Po mojej twarzy spłynęły łzy.

Zamknąłem oczy kiedy Alex powoli mnie wyminęła i wyszła na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi. Ten dźwięk był niezwykle bolesny, zacisnąłem zęby i zacząłem się trząść ze złości i bezsilności.
Chwyciłem za moje włosy ciągnąc je z całej siły, ból nie był nawet porównywalny do tego co przeżywałem w środku. Nie wiele myśląc krzyknąłem i uderzyłem metalową dłonią w ścianę tworząc w niej dużą dziurę. Kawałki posypały się po podłodze na którą potem się osunąłem, byłem bezsilny. Zapłakałem nad swoim losem dając się ponieść emocjom.

Moje serce złamało się na milion pojedynczych kawałków i tylko ona była w stanie je naprawić.

*~*~*~*

Mam nadzieje, że podobał wam się rozdział 😎
Ależ ja kocham pisać z perspektywy Buckiego, ahhh ♥️
Nie zabijajcie mnie proszę 😅
Jak wam się podobało to dajcie znać i zostawcie gwiazdkę!

Za jakiekolwiek błędy przepraszam, proszę mnie poprawiać jak coś zauważycie
Do następnego 😎♥️

Winter Soldier • Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz