AlexBędąc małą dziewczynką zawsze w swojej bujnej wyobraźni planowałam swój idealny ślub. Rozmyślałam o miejscu, o odpowiedniej porze roku i jaką sukienkę będę mieć. Planowałam nawet rozkład stolików, pamiętając o tym, że Tony nie lubił się z wujkiem Fredem, dlatego należało ich rozsadzić jak najdalej od siebie.
Jednak będąc małym brzdącem nie potrafiłam wyobrazić sobie twarzy mojego ukochanego. Nigdy nie wiedziałam czy to będzie wysoki blondyn z iskrą w oku, czy może szatyn z uśmiechem, wartym milion dolarów.
Teraz moja wyobraźnia już nie musiała się męczyć i tworzyć idealnego mężczyznę, bowiem właśnie na niego patrzyłam.
Jeszcze parę minut temu moje całe ciało było sparaliżowane przez strach, jednak ten odpłynął wraz z momentem gdy go zobaczyłam.
- Skarbie? - usłyszałam zza pleców tak dobrze mi znany głos. Jego ciepły oddech wywołał przyjemne ciarki na mojej szyi.
- Tak? - uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż do niego.
- Czyżbym wyrwał kogoś z zamyślenia? - spytał powoli całując moją szyję co wywołało jeszcze większe dreszcze.
- Ten dzień zawsze miło powspominać. - mruknęłam cicho ponownie przyglądając się zdjęciu. Byłam ubrana w dopasowaną suknię ślubną obok mężczyzny, który pokazał mi co to znaczy naprawdę kochać. To dzięki niemu definicja miłości ma w końcu sens.
- To był wspaniały dzień - przyznał James i jednym ruchem sprawił, że byliśmy twarzą w twarz. - A każdy kolejny jest już tylko lepszy. - przyznał z iskierkami w oczach.
- Tyle czasu minęło, a ty nadal się podlizujesz - zaśmiałam się cicho całując go w kącik ust.
- Pamiętasz jak kuzyn Tony'ego wpadł do basenu po paru drinkach? - prychnął cicho śmiechem.
- Ciężko zapomnieć widok wieloryba próbującego wydostać się z basenu - przyznałam.
- Tony i Happy o mało sami tam nie wpadli próbując mu pomóc.
Z uśmiechem na twarzy wróciłam myślami do tamtego wieczoru. Głośna muzyka, masa gości i jeszcze więcej tańców. Wesele w starym dobrym stylu.
- Kocham cię, James. Najmocniej - powiedziałam patrząc w iskierki w jego oczach.
- Ja ciebie też, miłości moje. - powiedział po czym mnie przytulił. Z uśmiechem na twarzy chłonęłam woń jego skóry i spokojny oddech, który działał wręcz kojąco. - Czynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, Alex. Nigdy nie znajdę odpowiednich słów, by wyrazić jak bardzo jestem za to wdzięczny. Za twoją miłość, bezinteresowność, dobre serce. To wszystko czyni cię najcudowniejszą kobietą i mamą na świecie. - powiedział, następnie lekko się odsunął kładąc rękę na moim brzuchu.
Już miałam odpowiedzieć jednak do salonu wparował istny harmider w postaci zagorzałych niań do dzieci.
- Nie dogonicie nas! - krzyknął Peter mając Fallon na barana. Dziewczynka śmiała się z ekscytacji, że wygrała właśnie kosmiczny wyścig z wujkiem Stevem i małym Chrisem.
- Wygraliśmy, wygraliśmy, mamo! - krzyknęła Fallon w moją stronę.
- Brawo, kochanie - pochwaliłam pięciolatkę. Gdy już Parker postawił ją na ziemi przybiegła i wtuliła się w moje nogi. - Nie kłóciłaś się z Chrisem? - spytałam kucając i poprawiając jej brązowe loki, które wydostały się z kucyka.
- Nie - odpowiedziała z uśmiechem kręcąc głową.
- Bawiły się jak nigdy - dodał Steve tarmosząc synowi włosy. Chris byli w tym samym wieku co Fallon, jednak z charakteru było z niego niezłe ziółko. Wiedziałam, że Steve również w jego wieku lubił dać w kość. Jaki ojciec, taki syn.
- Dziękuje Steve, że wpadłeś. Fallon uwielbia jak przyjeżdżacie.
- Wiesz, że uwielbiam dzieci, to dla mnie sama przyjemność. - odrzekł z uśmiechem.
- Tak, tak wszyscy wiemy, że najchętniej byś sobie zrobił gromadkę bachorów, ale kto by to później wychowywał? - mruknął siedzący na kanapie Tony z drinkiem w ręku.
- To chyba oczywiste, że ty, Tony. Wszyscy wiemy, że w głębi duszy jesteś wiecznym dzieckiem, świetnie byś się z nimi dogadał.
- Debila nie dam z siebie zrobić, co to to nie - prychnął z Stark teatralnym gestem.
- Tato, a co to znaczy debil? - spytała Fallon lekko sepleniąc.
Natychmiast wzrok wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu padł na Tony'ego, który zrobił się czerwony na twarzy.
- Wujek Tony ci napewno wytłumaczy, skarbie. - powiedział łagodnym głosem Bucky. Cała reszta parsknęła śmiechem.
- Kochani, kolacja! - krzyknęła z kuchni Pepper.
Po sekundzie usłyszeliśmy tupot biegnących dzieci, następnie sami udaliśmy się do jadalni zjeść rodzinny posiłek.
Bucky
Miłość.
Jedno słowo, jednak jak trudno określić czym tak naprawdę jest. Coś tak pięknego i potężnego jak miłość zasługuje na coś więcej niż dwusylabowe słowo składające się z sześciu znaków.
Miłość nie jest tylko zwykłym uczuciem względem drugiej osoby. Miłość to oddanie, ból, płacz, śmiech, cierpienie, radość, kłótnie, zrozumienie.
Miłość jest wtedy, gdy na pierwszym miejscu stawia się dobro tej drugiej osoby. To nie ty jesteś najważniejszy, to nie ty jesteś w centrum. Wszystko inne przestaje mieć jakikolwiek sens. Bo ona stała się wszystkim.
Od kiedy pamiętam byłem skazany na samotność, miałem wrażenie, że miłość po prostu nie była mi pisana. Byłem tak zajęty pracą pod skrzydłem Hydry, że nie zawracałem sobie głowy uczuciami, w mojej branży zawsze kończyło się to niepotrzebną katastrofą. Po kilkudziesięciu latach moje emocje najzwyczajniej zamarły, musiałem się pozbyć współczucia i zrozumienia drugiej osoby, by móc zabijać bez mrugnięcia okiem. Wtedy wcale mi to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiłem się do tego trybu życia i było mi z tym dobrze. Miłość była rzeczą zbędną, którą wręcz gardziłem. Uważałem, że tylko nieudacznik może się zakochań i stracić dla kogoś głowę.
Czas pokazał, że ja sam okazałem się być tym nieudacznikiem. Alex wydobyła ze mnie uczucia, o których istnieniu nawet nie miałem pojęcia. Była to dla mnie nowa sytuacja, przez to tak wiele razy ją zraniłem. Nie raz naraziłem jej życie, doprowadzałem do płaczu i załamania, jednak ona i tak zawsze potrafiła mi wybaczyć. Miała zdecydowanie za dobre serce i nerwy ze stali.
Od siedmiu lat z dumą nosi moje nazwisko, od pięciu jest wspaniałą mamą, a od ośmiu miesięcy nosi pod sercem naszego syna, czy mogłem wyobrazić sobie piękniejsze życie?
Dopilnuje, by już zawsze było tak jak teraz - cudownie i beztrosko.
Na zawsze.
*~*~*~*
Kochani moi czytelnicy! Mam jedną dobrą wiadomość, drugą złą.
Dobra jest taka, że po paru ciężkich dla mnie miesiącach udało mi się napisać rozdział, a zła - że był to epilog.
Pragnę z całego serca podziękować moim wszystkich czytelnikom, którzy czytali moje wypociny. Ponad rok temu postanowiłam napisać to opowiadanie, nigdy nie sądziłam, że będę w stanie je skończyć, jednak wasze wsparcie mi w tym wiele pomogło. Jesteście naprawdę wielcy, kocham Was.
Żegnam się z tym opowiadaniem, w które włożyłam całe moje serce. Narazie chcę sobie zrobić przerwę od pisania, maturę zdałam więc narazie odpoczywam. Trzymajcie kciuki, żeby za jakiś czas coś mi do głowy znowu weszło.
Do zobaczenia w przyszłości.
<3
CZYTASZ
Winter Soldier • Bucky Barnes
Hayran KurguPo upadku Hydry Bucky pragnie powrócić do spokojnego życia, ma zamiar poznać swoją przeszłość. Steve z pomocą Alex chcą mu pomóc odzyskać wspomnienia. Gdy jego życie wychodzi na prostą coś co ciągnie się za nim od pół wieku upomina się w najmniej oc...