7

8.5K 166 42
                                    


Zostało jeszcze jedno pudełko z pizzą, ale Justin dostał jakiś telefon i musiał  gdzieś pojechać wzią ze sobą też Natha, bo w drodze powrotnej mieli zrobić zakupy. Leżeliśmy z Lukiem na leżakach i gadaliśmy o jakiś drobnostkach. Zjadłam jakieś dwa kawałki pizzy nawet tego drugiego to nie  dokończyłam.

- Ile ty wogule zjadłaś?

Zapytał Luke.

- Wystarczająco dużo, najadłam się.

- No nie wydaje mi się.

- A mi tak.

- Albo zjesz jeszcze sama, albo Cię nakarmię. Wybieraj.

- Mi to obojętne, bo i tak nie zjem.

- Jeszcze zobaczymy, ja cię karmię.

- A to se karm.

Usiadł na mnie okrakiem i wziął kawałek pizzy.

- Zamknij oczka otwórz buźkę.

Zrobiłam to o co poprosił i lekko rozchyliłam wargi. Poczekałam chwilę, lecz zamiast pizzy poczułam jego ciepłe i cudowne wargi. Pocałował mnie, a ja oczywiście oddałam pocałunek, nie mogłam mu odmówić. Całował delikatnie, jakby chciał mi pokazać tęsknotę, uczucie którym mnie darzy. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Gdy zabrakło nam powietrza oderwaliśmy się od siebie lekko dysząc. Patrzyliśmy sobie w oczy, panowała między nami cisza ale taka przyjemna. Chyba nic więcej mi nie trzeba było, aby zrozumieć, że chyba się zakochałam.

- Ej mam pomysł.

Powiedziałam przygryzajac wargę i  uśmiechając się jednocześnie poprawiając na leżaku.

- Hmm...

Boziu jaką on ma zajebistą chrypkę.

- Może pogramy w kosza?

- No okej, a umiesz?

- Właśnie w tym problem, że nie, nie widzisz jaka ja jestem niska, jesteś ode mnie wyższy nawet więcej niż o głowę.

- To w niczym nie przeszkadza.

- Ta... no nie wcale.

- Chodź.

Pomógł mi wstać i poszliśmy w stronę boiska.

- Zobacz, bierzesz piłkę w ten sposób - pokazał mi jak powinnam się za to zabrać - i rzucasz w ten sposób.

Pokazał mi jeszcze kilka razy co i jak po kolei. Teraz moja kolej. Wzięłam piłkę w ten sposób jaki mi pokazał i ja rzuciłam, jak możecie się domyślić nie trafiłam. Spróbowałam jeszcze kilka razy ale nic z tego nie wyszło.

- Nie no poddaję się, jestem za niska.

Luke tylko westchnął na moje słowa i kucną przede mną.

- Właź.

- Jestem za ciężka. Nie wejdę.

- Właź albo sam cię wsadze.

- No dobra dobra.

Weszłam na jego barki, a on podszedł pod kosz.

- Rzucaj.

- Okej

Rzuciłam  i się udało. W końcu. Nachyliłam się i dałam mu buziaka. Pograliśmy jeszcze chwilę, oczywiście nie obyło się bez wygłupów.

- Ale się zmęczyłem.

- No ja też, ale to twoja wina, bo to ty mi kazałeś na  siebie wchodzić i dlatego się jeszcze bardziej męczyłeś.

💕Przyjaciel mojego brata💕Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz