40

2.8K 84 1
                                    

Przyjechaliśmy pod adres tego całego niby naszego brata. To znaczy jesteśmy pod jego firmą, jestem ciekawa tej rozmowy, ale coś czuję, że mogę być nie miła. Za dużo emocji jak na dziś. Weszliśmy do środka budynku, a właściwie do ogromnego holu, gdzie stała recepcja i jakiś gościu elegancko ubrany.

- Dzień dobry, w czym mogę wam pomóc?

Emm... Mam pytanie, czemu on się tak dziwnie na mnie lampi? O nie mój drogi koleszko, nie będę twoja i nie wyskoczę na twój widok z ubrań. 

- Szukamy Logana.

Powiedział Justin, boję się tego spotkania, w chuj się boję. 

- A byliście umówieni?

- Posłuchaj koleś, albo nam go tu przyprowadzisz lub pozwolisz nam do niego pójść, albo tak ci obrobię dupę, że w tym mieście będziesz skończony, a uwierz, że ja mam znajomości.

- Dobra poczekajcie chwilę - wywołał go przez jakąś słuchawkę - Nie panie Loganie, nie byli umówieni... Dobrze przekażę.

- I co?

- Pan Logan mówi, że was nie przyjmie.

- Mnie nie interesuje co mówi pan Logan, masz nas do niego wpuścić.

- Nie przyjmuje dziś gości.

- Połącz się z nim. 

- Nie, po co?

- Powiedziałam coś, połącz się i powiedz, żeby wpuścił nas, bo jego babcia przyjechała. Widzę jak na mnie patrzysz, więc jak to zrobisz to może pójdę z tobą na kawę czy coś.

- No dobra. - znów wziął słuchawkę i się połączył, ma się ten urok osobisty - Panie Loganie, babcia do pana przyjechała, czy mogę ją wpuścić?

Jeszcze chwile o czymś tam gadali, a gdy się rozłączył spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.

- Oj będą z tego kłopoty.

Powiedział i wyszedł  zza swojego biurka i nas wpuścił do środka. 

- Idźcie korytarzem prosto i na prawo. 

Zrobiliśmy tak jak  nam powiedział, staliśmy przed drzwiami zapewne do biura Logana, najprawdopodobniej, jak wynikało z papierów naszego brata. Zapukałam delikatnie. Usłyszeliśmy ciche proszę, więc powoli weszliśmy do środka. Logan wyłonił się zza komputera.

- Dzień dobry, a wy to kto? Byliście na dziś umówieni?

- Taa, cześć stary.

Powiedział Justin, widziałam, że nie przejmował się tym aż tak bardzo jak ja.

- Ej nie pozwalaj sobie gówniarzu, nie przeszliśmy jeszcze na ,,ty''. Nie znamy się.

- Obawiam się, że się jednak znamy, bardzo dobrze się znamy.

- Nasłała was konkurencja?

- Logan, bo ja... Znaczy my... Tak jakby... Jesteś naszym bratem. 

- Co? A no tak pewnie kase chcecie wyłudzić.

- Jeśli nam nie wierzysz to przejrzyj zawartość tej teczki. Wychowywała ciebie babcia, dawała ci pieniądze, byliśmy dziś też u niej, bo to też nasza babcia. 

- O czym wy w ogóle mówicie. Przychodzicie do mnie bez pytania i gadacie takie głupoty. Moi rodzice mnie nie chcieli, babcia mnie przygarnęła. 

- Logan, nasi rodzice zginęli.

- Nie obchodzi mnie to.

- Proszę przejrzyj to teraz albo później, my już pójdziemy. 

- To chociaż zostawcie jakiś kontakt do siebie. Jak to przejrzę to do was zadzwonię i powiem co o tym wszystkim myślę, dajcie mi czas. Dziś wieczorem to na spokojnie przejrzę, a teraz żegnam, bo zaraz mam poważnego klienta. 

- Dobra cześć. 

Nie ma co, liczyłam na to, że będzie chamem, wyrzuci nas, a tak na prawdę przemyślał to i chce się z nami skontaktować.

* wieczorem*

Siedziałam sobie u siebie w pokoju razem z Lukiem i gadaliśmy o Aaronie i Camelii. Może nie ładnie obgadywać, ale obstawialiśmy czy im się uda czy nie. Ja trzymam za nich kciuki, oj coś mi się wydaje, że będzie z tego cos wielkiego w przyszłości. Przerwał nam jakiś telefon, dokładniej obcy numer, nie wiem kto to, ale odebrałam.

- Cześć to znowu ja.

- Ja? Czyli kto?

- Wasz braciszek.

- Przejrzałeś tę teczkę?

Luke szturchnął mnie żebym wzięła na tryb głośnomówiący. W sumie to nic dziwnego, jest moim chłopakiem, więc chce wiedzieć co dzieje się w moim życiu.

- Tak, przepraszam, mieliście rację. Tylko nie mogłem do siebie dopuścić tej myśli, początkowo myślałem, że dowiedzieliście się o nowym dużym kontrakcie i chcecie kasy. Teraz już wiem, że mówiliście na prawdę, strasznie mi głupio jak was potraktowałem.

- Nie ma problemu, a jeśli chodzi o kasę to mamy jej trochę. Nie musisz się nad nami litować czy coś. Tak na prawdę dowiedzieliśmy się o tobie zupełnie przypadkowo.

Przez ten czas Luke zawołał Justina, a ten przyszedł zaciekawiony całą tą sytuacją.

- Jak to przypadkowo?

- Powiedzmy, że zaczęliśmy szperać w sytuacji sprzed lat, chodzi o porwanie i tak dalej, ale nie będę teraz tego wspominać i pojechaliśmy do naszej babci i dowiedzieliśmy się, że ojciec był w jakimś gangu. 

- I co, dlatego mnie z matką porzucili?

- To są dobrzy ludzie, po prostu mama dość wcześnie zaszła z tobą w ciążę, pogubiła się. 

- To dlaczego mnie nie szukała, nie pytała się gdzie jestem, co się ze mną działo?

- Nie chciała ci mieszać w głowie, a teraz już oboje nie żyją, została nam tylko babcia i dziadek, a no i jeszcze ciotka.

- Może spotkalibyśmy się jutro u mnie w domu na kawie i byśmy tak na spokojnie pogadali, obawiam się, że mogę wam pomóc z tym gangiem.

- Co masz na myśli?

- Wiecie co ja muszę już kończyć, bo dzwoni do mnie klient, pa pa.

- Emm... Cześć.

Przez prawie pół nocy nie mogłam zasnąć po tym co powiedział nam na pożegnanie. Wybrałam się na spacer do parku zaraz obok naszego domu. Mówią, że czasami bywa tu niebezpiecznie od czasu gdy zdarzały się coraz częstsze napady na różnych ludzi. W sumie to nie miałam gdzie pójść, a musiałam przemyśleć kilka spraw. Usłyszałam dźwięk przychodzącej widomości.

💕Przyjaciel mojego brata💕Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz