57. Czemu żyjesz?

3.1K 75 2
                                    

Pow Oscar
Upadłem na tylne siedzenie pasażerów. Chwyciłem za broń i już miałem strzelać, gdy zobaczyłem... Jego...

Jakim cudem on żyje?! Zabiłem go przecież! To niemożliwe! Nie wierzę w to! To jakiś koszmar z którego napewno się zaraz obudzę...

Jedną reką mierzył w skron nieprzytomnej dziewczyny, drugą natomiast obsługiwał kierownicę. Moje ciało zmarło.

- Jaden ruch i bum hahaha. - obrzydliwie się zaśmiał
- Jeśli ją zabijesz nie będziesz mógł jej krzywdzić i co wtedy? - starałem się go odciągnąć od pomysłu strzału
- Wtedy pójdę razem z nią do piekła! - cały czas obserwował mnie w lusterku - Teraz grzecznie otworzysz drzwi i wyskoczysz z auta. Nie będziesz nigdy nas szukał, zapominając o mojej Mint! - wkurwił się i odwrócił na chwilę wzrok ode mnie, aby spojrzeć na drogę.

To była moja szansa.

Rzuciłem się na broń. Starałem się mu ją zabrać. Puścił kierownicę, a pojazd stracił kierowcę. Niestety był kurwa silny. Nie chciał puszczać. Szybko wstałem i na niego upadłem. Obijałem jego głowę o szybe dzięki czemu stracił trochę orientacji co się dzieje i mogłem wyrwać pistolet. Auto wpadło w poślizg. Wróciłem na tylne miejsce i kazałem mu kierować mierząc w niego jego i swoją machiną do zabijania. Wykonał polecenie

- Czemu żyjesz? Wątpię by Bóg dał ci kolejną szansę. - spytałem

Nic. Cisza. Strzeliłem wprost w kolano tego dupka.

- AAAA! Ty skurwesynie! - przygryzł mocno wargę aż polała się z niej krew - Sadziłeś, że nie mam planu B?... Aaa... Kurwa. W zamian za narkotyki mój brat bliźniak zobowiązał się... Mi pomóc.
- Nie jest ci chodz trochę żal? Nie cierpisz przez śmierć brata?! To przez ciebie nie żyje!
- Liczę się tylko ja! Aaaa... Mój brat od zawsze mmmm... Był nieudacznikiem. Nic nie potrafił zrobić... Jedyne w czym był dobry... To wygląd... Aaa. Łódząco podobny do mnie... - wychrypiał obolałym głosem

On był chory psychicznie. I to w takim ogromnym stopniu. On nigdy się nie zmieni i wyleczy. Nigdy. Zawsze będzie miał świra na punkcie tej niewinnej istoty jaką jest moja kobieta. Nic się dla niego nie liczy oprócz Mint Fur. Z chorobliwej miłość poświęcił wszystko. Mimo to nie oddam Minty puki krew płynie w moich żyłach.

- Teraz czas na moje warunki. Zatrzymaj się. - na mojej twarzy nie było żadnych emocji

Nie zrobił tego. Strzeliłem tusz przy jego nosie.

- Drugi raz już nie powtórzę.

Zatrzymał się.

- Wysiadaj, ale bez żadnych sztuczek. Strzelam na tyle dobrze by cie trafić z dużej odległość. - zagroziłem

Ledwo co wypełz z wozu. Wysiadłem za nim. Dostał pare kopów w najczulsze miejsca. Zwijał się z bólu. Mnie już nie interesował ból jaki mu wymierzam. Chodziło o to by jak najdłużej cierpiał przed śmiercią. Zużyłem w niego całą amunicje jego strzelby. Nie mogłem się już powstrzymać. Nie miał już prawa żyć.

Nie z taką zbrodnią na karku.

Sprawdziłem mu jeszcze puls. Był niewyczuwalny. Byliśmy na kompletnym zadupiu lasu. Nikt nie powinien go tu znaleźć. Szczególnie, że jest tu pełno dzikich wilków i niedźwiedzi ,które odrazu go zerzrą. Odciągnąłem zwłoki bardziej w las. Musiałem spierdalać, bo jak mówiłem zwierzęta przybywały po pokarm. Jak najszybciej wróciłem do auta i powędrowałem w stronę szpitala. Z głowy dziewczyny leciała krew. To bardzo źle wyglądało.

Obym dotarł do szpitala na czas.

Nie mogę jej stracić. To jedyna kobieta, która się nie boi związku ze mną...

***

Witajcie 💕

Przylatuje z kolejnym rozdziałem.
Jak wam się podoba nowa okładka?

Do następnego 💕

Buziaki xx

In The Light Of Love  ||| ZAKOŃCZONE |||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz