Rozdział 15

1.3K 119 19
                                        

   Spokojnym krokiem szliśmy pomiędzy rzędami białych nagrobków. Nie było ich tak wiele. W porównaniu do poprzedniego cmentarza, który odwiedziłem, ten był naprawdę niewielki. Znajdował się w sporej odległości od innych zabudowań. Gdzieś pomiędzy polami i lasami. Zapewne dlatego właśnie było tu tak cicho. Zupełnie jakby czas się zatrzymał. Nie było słychać śpiewu ptaków, a nawet szum wiatru jakby ucichł. Jakby przyroda chciała dać zmarłym nieco spokoju. A może odwiedzającym bliskim nieco ciszy i prywatności. Lub po prostu to miejsce opanowane przez śmierć i jakiekolwiek oznaki życia nie są tu mile widziane.

   Najprawdopodobniej to tylko przypadek. Ale kto wie. Tym światem rządzi przecież magia. Może wiara w przesądy nie jest tutaj czymś głupim.

   Skręciliśmy w kolejną alejkę według wskazówek udzielonych nam przez Sophie. Doszliśmy niemal do samego końca, nim zacząłem czytać imiona zapisane na białym kamieniu. Zatrzymałem się, dopiero gdy dostrzegłem piękne linie imienia mojej matki.

   Obok nagrobka leżał bukiet kwiatów o delikatnie różowych płatkach. Był piękny, bogaty, elegancki i każdy listek wydawał się na swoim miejscu. Związano go piękną srebrzystą wstęgą zawiązaną w skomplikowaną kokardę.

   Spojrzałem na pstrokaty bukiecik polnych kwiatów w moim ręku. Zerwałem go po drodze. Mijaliśmy wiele łąk, a wszystkie kwiaty w Niebie wydają się piękne na swój własny sposób. Dlatego zrywałem każdy, który wpadł mi w oko. Dlatego w moim zbiorze znajdowały się między innymi duże kwiaty o czerwonych płatkach, drobne, lecz liczne, białe kwiatki, ale też takie w kolorze delikatnego błękitu, kilka jaskrawo żółtych oraz moje ulubione w kolorze indygo, przypominające lilie. Znalazłem tylko trzy takie, ale najbardziej rzucały się w oczy. Bukiet przewiązałem białą wstążką, którą na dodatek wyjąłem z ozdobnych rękawów mojej bluzki. Tak więc w porównaniu do eleganckiego różowego bukietu, który wyglądał, jakby był wykonany przez najlepszego florystę w Niebie, mój wyglądał... dość... powiedzmy, że oryginalnie. Żeby nie użyć słowa „żałośnie".

   Ariel co prawda zaproponował, abyśmy najpierw odwiedzili jakąś kwiaciarnię... jednak bałem się, że rozmyśliłbym się gdym odłożył wizytę tutaj, chociażby na godzinę. Poza tym... mam wrażenie, że mój bukiet spodobałby się jej bardziej. Jest przynajmniej ciekawy. No i ładnie pachnie. Tak intensywnie i... orzeźwiająco. Może i te jaskrawe kolory nie pasowały do panującej tu atmosfery... ale może to właśnie plus. To miejsce i tak jest już wystarczająco przygnębiające.

   Ułożyłem kwiaty po drugiej stronie nagrobka i przyjrzałem mu się jeszcze raz. To dziwne uczucie... wiedzieć, że pod warstwą ziemi leżą szczątki kobiety, która cię urodziła. Że ta piękna uśmiechnięta twarz, która wyryła się w mojej głowie, już nie istnieje... bo moja matka jest tylko kupką popiołu. Niczym więcej. Nigdy... nigdy jej nie dotknę... nie przytulę... Nigdy nie usłyszę jej głosu. Mogę jedynie patrzeć na jej portret.

   Wiedziałem to już od dłuższego czasu. Wiedziałem, że moja matka nie żyje i nigdy już jej nie spotkam. Więc dlaczego... dlaczego nagle to tak strasznie boli? Dlaczego tęsknie za kimś, kogo nawet nie znam... Przecież poza tym, że mnie urodziła i... i ponoć darzyła mnie jakimś matczynym uczuciem... nic mnie z nią nie łączy. Nie mamy żadnych wspólnych wspomnień. Nie wiem o niej prawie nic, a ona nie wiedziała jakim człowiekiem ja w przyszłości będę.

   Więc dlaczego płaczę? Dlaczego łzy spływają mi po policzkach, skoro nie znam tej kobiety? Dlaczego tak bardzo boli mnie serce, skoro nie łączy mnie z nią praktycznie nic? Przecież... nawet nie wiem, co by o mnie myślała, gdyby mnie teraz zobaczyła. Może byłaby rozczarowana... może nawet zniesmaczona tym, kim stało się jej dziecko.

Alexis IVWhere stories live. Discover now