Rozdział 50

1.1K 103 74
                                    

   Okazało się, że Layla i jej ojciec mieszkają w trzecim kręgu i posiadają własną winnicę oraz dość rozległy teren pól, na których rosły winogrona. Ich dom natomiast przypominał jakąś włoską willę.

   Budynek był niski. Zaledwie jednopiętrowy. Jednak duży i przestronny. Wnętrza były urządzone raczej prosto, a jednocześnie szykownie. Niespecjalnie mnie całość zszokowała. Raczej spodziewałem się czegoś w tym stylu.

   Drzwi otworzyła nam rozpromieniona Layla w lekkiej bladoróżowej sukni. Na to zarzuciła śliwkowy, połyskujący szal. Dość lekkie to ubranie jak na zimę no ale cieniutkie ramiączka i głęboki dekolt robiły swoje. No i jak się później okazało, wewnątrz domu było wystarczająco ciepło na takie fatałaszki.

   Kobieta zaprowadziła nas do przestronnej jadalni, gdzie stół był już zastawiony różnymi daniami. Podejrzewam jednak, że nie było tam jeszcze dania głównego. Z jednego z krzeseł wstał wysoki mężczyzna. Domyśliłem się, że to musi być Barachiel. Ojciec Layly i dawny mistrz Ariel.

   Tak jak wszystkie anioły wyglądał dość młodo. Nie dałbym mu więcej niż trzydzieści pięć lat. Można było dostrzec delikatne zmarszczki wokół oczu... ale u aniołów wieku nie poznaje się po wyglądzie... a raczej po aurze. To po prostu się czuje. Na początku średnio mi to szło, ale teraz... jakoś się chyba przestawiłem.

   W każdym razie ojciec i córka byli do siebie trochę podobni. Mężczyzna miał te same szare oczy, ale jego długie, proste włosy były w odcieniu ciemnego blondu. Miał poważne rysy twarzy, ale na jego ustach widniał przyjazny, serdeczny uśmiech. Ariel rozpromienił się na jego widok a ja... no próbowałem wyglądać, najniewinniej jak się dało. Tak na wszelki wypadek. Czułem się bowiem jakbym miał właśnie po raz pierwszy spotkać ojca swojego chłopaka.

- Mistrzu... dobrze cię widzieć.

   Ariel skłonił się delikatnie. Najwidoczniej szacunek do starszych (lub do nauczyli) jest silniejszy niż jakieś tam emocjonalne więzi... Ale z drugiej strony mam dobrze wychowanego chłopaka. Barachiel podszedł jednak do Ariela i bezceremonialnie go uściskał.

- Ciebie również Arielu. A to zapewne... twój... partner jak mniemam?

   Skłoniłem się delikatnie tak jak Ariel. Nie chciałem wyjść na gorszego.

- Miło mi pana poznać. Ariel dużo o panu mówił... Mam na imię Alexis, ale może pan mówić mi Sky.

- To... ciekawe imię. A może pseudonim?

- Posługiwałem się nim gdy żyłem wśród ludzi.

- Ależ tak... Ariel coś o tym wspominał. Musiałeś przeżyć wiele interesujących przygód. Z chęcią o nich posłuchamy. Nie byliśmy nigdy w ludzkim świecie. W każdym razie na początek usiądźcie, proszę.

   Posłusznie usiedliśmy przy stole. Ja obok Ariela, naprzeciwko mnie Layla a obok niej jej ojciec. Świetnie. Z takimi widokami to już na pewno nie będę miał apetytu.

   Tak jak się spodziewałem, po chwili cała trójka zaczęła o czymś dyskutować, a ja skupiłem się na jedzeniu minikanapeczek i na wydłubywaniu z nich pomidora. W pewnym momencie zapadła cisza, a gdy podniosłe wzrok zorientowałem się, że wszyscy się we mnie wpatrują. O cholera.

- Emm... przepraszam, zamyśliłem się.

   Barachiel uśmiechnął się ewidentnie rozbawiony.

- Rozmawialiśmy o tym, jak kiedyś Ariel trenował pod moim okiem... i zastanawiałem się, czy ty masz może jakiegoś mistrza. Kto wie, może go znam.

Alexis IVWhere stories live. Discover now