Rozdział 62.5 cz 1/3

1.3K 97 29
                                    

Lucyfer

   Przyglądałem się jak Mammon porywa Zadkiela do tańca. Samael krążył już po pomieszczeniu z Asmodeuszem a Belzebub jakoś skończył z Zafiel. Wszyscy poruszali się w rytm szybkiej i skocznej melodii wygrywanej przez Rafaela.

   Przyznam... nie spodziewałem się aż tak dobrego obrotu spraw. Liczyłem na to, że w najlepszym wypadku uda nam się trochę pogadać i pośmiać w przyjemnej atmosferze. A tu proszę.

   Tylko Uriel uparcie siedział i chyba planował się konkretnie upić. Nie dziwię mu się. Byłem szczerze zaskoczony tym, że w ogóle się pojawił. Sadząc po tym, jak Gabriel przykleił się do niego i nie opuszcza go, na krok podejrzewam, że to on namówił go do przyjścia. Jakby nie patrzeć... wciąż nosi żałobę po swoim synu. To wciąż świeża rana po ogromnej stracie. Niemniej uważam, że odrobina odciągnięcia od problemów dobrze mu zrobi. Gabryś chyba podziela moją opinię.

   W każdym razie... Uriel jest teraz w dobrych rękach, więc wątpię, żeby się zachlał. Mogę chyba zostawić ich samych sobie a samemu zająć się własnym samopoczuciem. Więc...

   Michael przyglądał się tańczącym, popijając coś z metalowego kielicha. Ciekawe co chodzi mu po głowie. Gdybym miał zgadywać... zapewne rozmyśla o tym, jakie to niezwykłe widzieć jak osoby, które kiedyś walczyły przeciwko sobie, teraz śmieją się i tańczą razem. Różnimy się i mamy dość burzliwą przeszłość... ale jakoś nam się udało. Cóż... skoro wszyscy są w takim dobrym nastroju... to dlaczego by na tym nie skorzystać.

   Wstałem i pewnym krokiem podszedłem do szatyna. Spojrzał na mnie, dopiero gdy zatrzymałem się tuż przed nim. Posłałem mu mój firmowy uśmiech i wyciągnąłem dłoń w jego stronę.

- Zatańczymy.

- ... Doprawdy Lucyferze mógłbyś chociaż dzisiaj oszczędzić mi uszczypliwości.

- Ależ ja pytam poważnie.

- Jestem pewien, że za chwilę ktoś z chęcią się z tobą zamieni. Samael wydaje się dobrym tancerzem.

- Kiedy ja proszę ciebie.

- ... Ja... nie tańczę.

- Michaelu popatrz tylko. Dzisiaj każdy bawi się jak nigdy wcześniej. Nie bądź jedynym, który się ogranicza. Popatrz tylko. Nawet Rafael się uśmiecha.

- Nie potrafię tańczyć.

- Jeśli masz dwie w miarę sprawne nogi, to zapewniam cię, że potrafisz. Więc? No dalej... nie daj się prosić.

- Jeden taniec.

- Doskonale!

   Złapałem jego dłoń i pociągnąłem w stronę wolnej przestrzeni. Anioł ewidentnie czuł się nie na miejscu. Lepiej dla mnie. Będę mógł prowadzić.

   Złapałem go w talii i powstrzymałem uśmiech cisnący mi się na usta, gdy na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia i odrobiny... powiedziałbym, że zawstydzenia. Ach te pruderyjne aniołki... Jakby tu ich nie kochać?

   Zrobiłem pierwszy pewny krok, a Michael natychmiast zareagował. Może i nie miał wprawy w tańcu, ale był doskonałym wojownikiem. A czyż dobra walka nie przypominała czasem brutalnego tańca?

   Prowadziłem go w rytmie melodii, a on doskonale sobie radził. Mimo wszystko nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy spojrzałem w jego poważną, skupioną twarz. Oj tak. Musiał kalkulować w głowie każdy swój krok. Pan perfekcyjny, nawet w tańcu nie pozwoli sobie na pomyłkę.

   Mniej więcej w połowie utworu poczułem, jak się rozluźnia i zaczyna poruszać bardziej naturalnie. Obróciłem nim i ponownie chwyciłem w ramiona a on... zaśmiał się lekko. Piękna melodia dla moich uszu... Jak dawno nie słyszałem jego śmiechu.

Alexis IVWhere stories live. Discover now