Rozdział 64

1.1K 104 50
                                    


   Zamykałem i otwierałem wyrwę między światami. W kółko. Od ponad godziny. Jak to mówią... trening czyni mistrza. Robiłem to jednak raczej na pół gwizdka, gdyż nie do końca byłem w stanie się skupić.

   Niecałe dwie godziny temu dowiedziałem się, że Lucyfer najprawdopodobniej przeleciał Michaela... bo podejrzewam, że to Lucyfer był tym... dominującym. Ta informacja naprawdę nie była mi potrzebna do szczęścia. Ponadto... czy to skończy się wojną?

   W sensie... podejrzewam, że Michael nie był do końca świadomy tego, co robi więc... nawet nie będę miał do niego pretensji, jak zażąda głowy Lucyfera nabitej na pal. Jeśli przez to, że Lucek nie mógł trzymać łap przy sobie, cały mój trud włożony w ten sojusz pójdzie na marne, to osobiście przyniosę Michaelowi ten blond łeb na tacy.

   Ogólnie zastanawiam się, jak trzymają się członkowie Rady po ostatniej nocy. Podejrzewam, że chwilowo umierają i leczą kaca. Chyba że Rafael użył swojej magii. W końcu jest niejako prywatnym uzdrowicielem Rady.

   W każdym razie... nie zdziwię się, jeśli jutro przed Kapitolem będą stać cztery stosy dla tych czterech bałwanów. Hańba Belzebubowi, on miał ich tam kontrolować. A może pokładam w nim zbyt wielkie nadzieje... to w końcu też upadły.

   Ostatecznie jakoś zmusiłem swój umysł do skupienia i spędziłem kilka godzin na poważnym treningu. Nie tylko magii, ale i ciała. Zaczynałem już coraz swobodniej czuć się z moją bronią w ręku.

   W końcu stwierdziłem, że tyle wystarczy i wróciłem do swojego pokoju, wcześniej biorąc szybki prysznic. Gdy wszedłem do pomieszczenia, od razu rzuciła mi się w oczy koperta zostawiona na biurku. Musiał ją przynieść jakiś służący. Było na niej moje imię, więc otworzyłem bez zawahania się.

   Przeczytałem pobieżnie krótką wiadomość. Nie do końca wierzyłem swoim oczom, więc przeczytałem jeszcze raz.

„Rozumiem, że wiadomość ode mnie może cię zaskoczyć, ale proszę, byś dał mi szansę. Przez ostatnie kilka dni wiele myślałam o tym, co zrobiłam. Jutro opuszczam Niebo i nie jestem pewna, kiedy tutaj wrócę, dlatego nie chciałabym zostawiać spraw, tak jak teraz stoją. Byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał spotkać się ze mną dzisiaj o dwudziestej pierwszej w restauracji, w której spotkaliśmy się wspólnie po raz pierwszy. Chcę osobiście przeprosić za to, co ci zrobiłam. Wiem, że zapewne nie chcesz mnie widzieć, ale naprawdę żałuję. Zależy mi na Arielu i wiem, że jesteś teraz ważną częścią jego życia, więc byłabym rada, gdybyśmy mogli ocieplić naszą relację przed moim odjazdem.

Layla"

   Więc... chce się ze mną spotkać... by przeprosić. Zerknąłem na zegar. Miałem pół godziny. Jak się w miarę sprężę, to zdążę. Tylko czy chcę tam iść?

   Z jednej strony jej nie lubię i jest straszną suką. Z drugiej... nie chcę być tym, który odrzuca wyciągniętą dłoń. Ariel powiedział, że wiele przeszła i że warto dać jej drugą szansę... Więc może powinienem to zrobić. W końcu to tylko spotkanie a z tego, co zrozumiałem, zniknie na dłuższy czas z naszego życia. Może lepiej byśmy rozeszli się w dobrych stosunkach. Korona mi z głowy nie spadnie, jak się z nią spotkam.

   Szkoda, że nie ma Ariela. Zapytałbym go o radę. Niestety poszedł obgadać ze swoim byłym szefem powrót do pracy. No nic. Załóżmy, że jestem dzisiaj w miłościwym nastroju. Nie warto robić sobie więcej wrogów.

   Włożyłem buty i płaszcz, ale przed wyjściem zawahałem się chwilę. Ostatnio jak gdzieś wybyłem i nie powiedziałem Arielowi, to dostawał kota. Może napiszę mu wiadomość, żeby nie było. Wziąłem jakąś kartkę i nabazgrałem krótką notatkę.

Alexis IVWhere stories live. Discover now