Rozdział 37

1.3K 104 48
                                        

   Więc... kolejne dwa tygodnie minęły spokojnie. Spędziłem je głównie na ćwiczeniach. Jednak opłaciło się, bo pogłębiłem moje przejście o kolejne dwanaście warstw. Okazało się, że nie jest to aż takie trudne. Właściwie to sam proces pogłębiania był dość prosty i można by powiedzieć, że przebicie się przez każdą kolejną przychodziło łatwiej. Odwrotnie niż się spodziewałem. Byłem pewien, że z czasem będzie trudniej. A tutaj proszę. Proces jest łatwy, jak się go zrozumie i trzeba jedynie ćwiczyć szybkość. Tak więc było nieźle. Obecnie docierałem do czternastej.

   Dzisiaj także potrenowałem trochę z rana i byłem bardzo blisko otworzenia kolejnej warstwy. Musiałem jednak przerwać, bo Rada postanowiła się zebrać. A jako że ostatnimi czasy tego nie robili, to stwierdziłem, że może mają coś istotnego do powiedzenia. Okazało się, że nie.

   Ględzili o tym całym Początku Zimy. Oczywiście dotyczyło to tylko skrzydlatej części Rady. Poprzydzielali sobie, kto będzie, za co odpowiedzialny no i w sumie na tym by się skończyło, gdyby Lucyfer nie zgłosił, że chce coś przedyskutować.

   Jak można było się domyślić, wszyscy mieli nietęgie miny, gdy to usłyszeli. W tym ja. A zwłaszcza Michael. Jednak szatyn nie miał zbyt wielkiego wyboru. Dumnie przyjął cios i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy mówił.

- Oczywiście Lucyferze. Możesz zaproponować temat, który uważasz za godny przedyskutowania i rozważenia przez Radę... słuchamy.

- Więc... chciałbym tu kogoś sprowadzić.

   Przysięgam, że połowa Rady właśnie strzeliła mentalnie facepalma. Lucyfer zawsze, gdy ma jakąś sprawę do przedyskutowania, to kończy się na tym, że kogoś tu sprowadza. Asmodeusz, Mephistopheles, Samael...

   Nie chcę brzmieć jak ta siwa szmata Haniel, ale jak tak dalej pójdzie, to Lucyfer w końcu naprawdę uzbiera sobie w Niebie małą armię.

- Możemy wiedzieć na jakiej podstawie? Sprowadziłeś trzech towarzyszy... nie było mowy o kolejnych.

- Owszem... chciałbym jednak sprowadzić kogoś, nie jako kolejnego członka Rady... no bo jesteśmy w komplecie... Zaznaczę jednak, że JEŚLI jednak zdecydowalibyście się na wymienienie Haniela na kogoś innego to mam wielu kandydatów.

   Haniel chciał chyba powiedzieć Luckowi kilka rzeczy, jednak nie zdążył, bo upadły kontynuował.

- W każdym razie chodzi mi o rozpoczęcie naukowej współpracy pomiędzy Niebem a Piekłem.

   Zadkiel nagle jakby się trochę ożywił. Jego zamglone spojrzenie znikło i pojawił się w nim wyraźny błysk zainteresowania. Nikogo chyba nie dziwiło, że to on zadał kolejne pytanie.

- Co rozumiesz przez naukową współpracę?

- Cóż... moi ludzie posiadają wiele informacji o Piekle, demonach i wielu aspektach, które dla was są niemożliwe do zbadania na własną rękę. Mam dwójkę zaufanych współpracowników, którzy prowadzą liczne badania. Chciałbym, by któreś z tej dwójki przybyło tutaj i wymieniło trochę informacji z waszymi specjalistami. Podejrzewam, że skończy się na tym, że Zadkiel zmonopolizuje jej czas, ale główny zamysł pozostanie. To tylko jedna osoba. Ufam jej i ręczę za nią. Zostanie tu na kilka miesięcy i podzieli się z wami swoją wiedzą. Jeśli się uda i wszystko pójdzie dobrze, możemy to powtórzyć. Nie będzie się wtrącać w sprawy Rady. Jedynie popracuje trochę z waszymi uczonymi. Co wy na to? Kto zgadza się na ten... nie chwaląc się... genialny pomysł?

   Nie zdziwiło mnie to, że ręka Zadkiela powędrowała w górę z prędkością światła. Asmodeusz, Belzebub i Mammon dla formalności także zagłosowali. Jednak pomysł ewidentnie spodobał się wszystkim. Oczywiście z wyjątkiem tego siwego buca.

Alexis IVWhere stories live. Discover now