Rozdział 12

1.5K 120 25
                                        

   Orfiela wyprowadzono przy straży szóstki Virtui i ich przywódczyni. Aż poczułem delikatne deja vu. I nie było to najmilsze skojarzenie.

   Cholera. Wszystko się spieprzyło. Cały misterny plan poszedł się jebać. Orfiel twierdzi, że Haniel jest niewinny... a ja byłem pewien... byłem przekonany, że to on za wszystkim stoi lub przynajmniej bierze w tym udział. A wygląda na to, że to ktoś, kogo nawet nie znamy. Bosko. Po prostu kurwa świetnie.

   Tak naprawdę zeznania Orfiela przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi. Bo w sumie zbyt wiele się nie dowiedzieliśmy. Mimo wszystko zawsze to jakiś punkt wyjścia. Wygląda bowiem na to, że to wszystko, co mi się przydarzyło, jest winą tajemniczego Abaddona To on musiał wysyłać po mnie anioły... i tego demona.

   Cholera... Rada rozmawiała już od dłuższej chwili. Powysyłali swoich ludzi do najróżniejszych zadań. Od sprawdzenia podanego przez Orfiela obszaru w poszukiwaniu kryjówki po przeszukiwanie podziemnych tuneli. Teraz starali się połączyć ze sobą zebrane informacje.

   Więc... wiemy, że Abaddon to tajemniczy mężczyzna, który namówił część Rady do udziału w niejako... zamachu stanu. Namawia ich do przejęcia władzy siłą i chce zmienić zasady, według których Niebo obecnie funkcjonuje. Wygląda no to, że pragnie wojny z upadłymi, aby ich całkowicie zlikwidować. Oprócz tego najwidoczniej chce, by władza była silniejsza i bardziej autorytarna. Ponadto najprawdopodobniej popiera też poglądy Ramiela, a więc chce poszerzyć wpływy aniołów na świat ludzi... sprawić by istoty i ludzie stali się... kim? Niewolnikami? Najprawdopodobniej tak. To... straszne. Jeśli jego poglądy rzeczywiście są tak radykalne, to trzeba go powstrzymać. Natychmiast.

   Ponadto to on musiał uratować Reguela i Cerviela... a więc planował to od setek lat. Musi mieć jakieś dalekosiężne zamiary i dopracowaną taktykę. To nie jest dobra wiadomość. Najprawdopodobniej jest kilka kroków przed nami i nawet jeśli uda nam się powstrzymać część jego działań to z pewnością ma jakiś plan B a może nawet C i D.

   Rada nadal nie wie, gdzie jest moja rola w jego planach... ale ewidentnie chce mnie do czegoś wykorzystać. Może po prostu pragnie tej mojej hipotetycznej mocy po swojej stronie. W sensie... lepiej bym był po jego stronie niż przeciw niemu. Nadal jednak nie wiem, dlaczego tak bardzo się stara. Przecież powinien już zauważyć, że raczej zbyt wielkiego pożytku ze mnie nie ma. Raczej nie zaszkodzę mu bardziej niż chociażby Michael czy Uriel. A mimo wszystko chyba mnie sobie nie odpuścił. Czego on może chcieć? Bo odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że jestem jakimś potrzebnym mu elementem... Tylko potrzebnym, do czego konkretnie? Oto jest pytanie.

   Abaddon wysłał też złotowłosego anioła oraz demona... a więc odpowiada za śmierć moich przybranych rodziców. Może i nie darzyłem ich miłością. Nawet ich nie lubiłem. Jednak to tylko potwierdza, że jest bezwzględną osobą, która za nic ma sobie ludzkie życie.

   Demony wysłane do Nieba okazały się sposobem na osłabienie władzy. To miało sens. W ten sposób obywatele Nieba zaczęli odczuwać strach. Część z nich straciła kogoś bliskiego lub została ranna. Moralne opadły. Nie na długo i nie na wielką skalę, ale jednak. Wierzyli, że Rada utrzyma pokój i dobrobyt, czuli się bezpiecznie i nagle okazało się, że bezpieczni nie są. Ponadto śmierć Michaela zapewne rozbiłaby Radę. Trochę ciężko mi to przyznać jednak on jest jak spoiwo, które łączy tych ludzi o odmiennych poglądach. Z tego, co się orientuję, obywatele go kochają i uważają za największego z wojowników. Tego, który prowadzi ich armię do zwycięstwa. Jego śmierć byłaby szokiem i zdecydowanie wielkim ciosem. A Michael żyje dzięki mnie... więc chyba, nawet jeśli Abaddon mnie sobie odpuścił, to teraz już zapewne mi nie daruje. Nie dość, że zabiłem dwóch jego ludzi... to jeszcze zniweczyłem najprawdopodobniej dość istotną część jego planu. Świetnie.

Alexis IVWhere stories live. Discover now