Jako że nauczyłem się wszystkiego, czego mogłem nauczyć się sam, nie miałem zbyt wiele do roboty w kwestii ćwiczenia magii cienia. Stwierdziłem, że to chyba najwyższy czas udać się do mojego mrocznego senseja.
Ariel natomiast poszedł odwiedzić swojego dawnego mistrza. Będą pewnie wspominać stare, dobre czasy czy coś w tym rodzaju. Oczywiście chciałbym go kiedyś poznać, bo to ważna postać w życiu mojego ukochanego... ale chwilowo Ariel działa mi trochę na nerwy i wolę trzymać się od niego na dystans tak na wszelki wypadek. Staram się nie być zazdrosny... no ale bądźmy szczerzy mam trochę trudny charakter. Znając życie, to zaraz rozkręcę jakąś dramę.
Tak więc ogarnąłem się i zrobiłem coś użytecznego. A przynajmniej w założeniu miało być to użyteczne. Mogłem się domyślić, że nie będzie to takie proste.
Przeszedłem się do upadłych i nie zdziwiłem się zbytnio, gdy zastałem ich w bawialni grających w rozbieranego pokera. Cóż... miałem szczęście, że przyszedłem w miarę początkowym etapie rozgrywki.
Belzebub był... krupierem co nie? Tak się to nazywa? No był tą osobą, która rozdaje karty i nadzoruje rozgrywkę. Asmodeusz radził sobie chyba najlepiej. Był bowiem w całości ubrany. Mammon też nie był w jakiejś opłakanej sytuacji, mimo że siedział bez górnej części ubrań. Lucyfer miał na sobie już tylko spodnie i ewentualnie bieliznę. Tak więc... podejrzewam, że jakbym jeszcze trochę poczekał, to byłbym świadkiem... niezwykłych widoków.
- Czy jakoś specjalnie wam przeszkadzam?
Lucyfer posłał mi zaciekawione spojrzenie.
- To zależy. Czym zasłużyliśmy na odwiedziny?
- Przyszedłem zgarnąć Belzebuba... no... na lekcję... trening... no wiecie. Czary mary, hokus-pokus.
Pan upadłych przyglądał mi się chwilę z dość poważnym i zamyślonym wyrazem twarzy co wywołało u mnie mały... niepokój. Bo Lucyfer zazwyczaj nie myśli... on kombinuje. A skoro na mnie patrzy, to ma to coś wspólnego ze mną.
- Hmm... Nefalemie... pożyczę ci Belzebuba... ale najpierw chodź i usiądź obok mnie.
- Nie jestem pewien czy będę czuł się komfortowo, siedząc obok ciebie, gdy masz na sobie tak niewiele... materiału.
- No przecież nic ci nie zrobię...
- Acha... A po co mam przy tobie usiąść?
- Przyniesiesz mi szczęście.
- ... Tia... Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie mam za dużo szczęścia...
- Cóż odkąd cię poznałem, to wszystko idzie po mojej myśli. Może po prostu twoje szczęście spływa na innych.
- Mimo wszystko nie jestem do końca przekonany.
- Będę trzymał ręce przy sobie.
- ...
- Powiem Belzebubowi, aby przemycił ci coś z ludzkiego świata.
- Okej. Ale niezależnie od wyniku. Chcę tablet i ładowarkę na energię słoneczną.
- Umowa stoi.
Usadowiłem się na podłokietniku fotela Lucyfera. Jednocześnie starałem się wyglądać nonszalancko i nie dać po sobie poznać jak wiele wysiłku wymaga ode mnie niewlepianie gał w Mammona i Lucka. W sensie... jestem prostym facetem... staram się nie ślinić i nie mieć nieczystych myśli... no ale cholera... są w połowie nadzy... i... odrobinkę... przystojni.
Nie patrz Sky! Pamiętaj o Arielu! On też ma taki sześciopak! No ale Lucyfer ze swoją alabastrową cerą wygląda jak piękna rzeźba wykuta w marmurze a Mammon jak jakiś egzotyczny książę ze wschodu i... czy ja dobrze zerknąłem... czy Mammon ma kolczyki w... Okej. Koniec. Najwyżej założę później jakiś wór pokutny czy coś... no tylko troszkę popatrzę... tak dyskretnie. Przecież patrzenie nikogo nie skrzywdzi... a to wszystko i tak wina Ariela, bo od miesiąca mnie zaniedbuje... To przez niego jestem taki... niewyżyty.
![](https://img.wattpad.com/cover/182983294-288-k930708.jpg)
YOU ARE READING
Alexis IV
FantasíaKolejna część przygód Sky'a (pół anioła - pół upadłego) oraz jego 'anioła stróża' Ariela.