Cóż... poprzedniego dnia nie udało mi się dorwać Lucyfera. Głównie dlatego, że przez wysoką temperaturę panującą w łaźni i... parę innych czynników lekko odpłynąłem. Ariel zajął się mną i w sumie ze dwie godziny przeleżałem w łóżku z zimnym ręcznikiem na czole. A później... jakoś tak straciłem mój bojowy zapał i resztę wieczoru, po prostu przegadaliśmy.
Dzisiaj jednak na nowo odzyskałem ducha walki. Dlatego szybkim krokiem zmierzałem w stronę kwater upadłych. Słyszałem odgłosy rozmów, dochodzące z bawialni dlatego bez zawahania się ruszyłem w tamtą stronę.
Wpadłem do pomieszczenia i nagle zapadła cisza... co było dość... no niespodziewane. W sensie... jestem wkurwiony, ale chyba nie aż tak by zaniemówili na mój widok. Cztery pary oczu były zwrócone na mnie, a po chwili zacząłem czuć się wręcz niezręcznie.
- C-co? O co wam chodzi?
Mammon, Lucyfer i Asmodeusz wymienili się spojrzeniami, a na ich ustach pojawiły się podejrzane uśmiechy. Lucyfer i Asmodeusz nagle całkowicie skupili się na zawartości filiżanek, które mieli w dłoniach. Belzebub natomiast wpatrywał się w czubki swoich butów i próbował zlać się z tłem. Dlatego odpowiedział mi Mammon.
- Ależ nic takiego ptaszyno. Może dołączysz do nas na poranną kawę?
- Przyszedłem, by pomówić z Lucyferem.
Z jakiegoś powodu moje słowa wywołały u mojej 'ulubionej' dwójki (czyli Pana Piekieł i fana egzorcyzmów) rozbawienie. Po chwili Lucyfer pozbierał się do kupy i posłał mi rozbrajający uśmiech.
- Czego sobie życzysz? Mów. Z chęcią wysłucham, co masz mi do powiedzenia.
- Wolę porozmawiać na osobności.
Asmodeusz wybuchł śmiechem i poklepał Lucyfera po ramieniu. Ten jednak zignorował towarzysza, a także jego „Powodzenia stary" cokolwiek miałoby to znaczyć. Wstał, odstawił filiżankę i ruszył w stronę balkonu. Podążyłem za nim, ignorując bezczelne spojrzenia pozostałych upadłych. O co im chodzi do jasnej cholery? Co ich tak bawi? Mam coś na zębach? Włosy mi stoją?
Wyszliśmy na duży ogrodzony kamiennymi balustradami balkon. Był większy niż ten przy moim pokoju. Właściwie... ten był większy od mojego pokoju. Miał kształt perfekcyjnego półkola, a widok z niego był piękny. Piękne białe budynki w oddali i nieskazitelny błękit nieba. Niezła sielanka. I pomyśleć, że ten blond włosy mężczyzna wydawał się perfekcyjnie tu pasować ze swoją iście anielską urodą.
A tu taka niespodzianka. Gdybym chciał znaleźć coś, co pasowałoby do jego charakteru, to wybrałbym coś mniej pięknego i spokojnego a bardziej... dzikiego i pewnie nieprzyzwoitego. Z płomieniami w tle. I muzyką metalową. Ta.
Lucyfer stał już oparty o balustradę, dlatego zamknąłem drzwi i zbliżyłem się do niego. Wydawał się w dobrym humorze. W przeciwieństwie do mnie.
- Więc? W czym mogę pomóc nefalemie?
- Dlaczego nie uprzedziłeś mnie, że chcesz sprowadzić tu Mephistophelesa?
- Ponieważ przewidziałem twój sprzeciw. Gdybym cię uprzedził, miałbyś czas, by wymyślić jakieś sensowne argumenty przeciwko mojej propozycji. W ten sposób byłeś zbyt zszokowany, by zabrać głos i osłabić moją pozycję. Potrzebowałem elementu zaskoczenia.
- Myślałem, że mamy układ.
- Bo mamy. Jednak nie przypominam sobie, abym obiecywał, że będę ci wyjawiał każdy mój plan. Czerpiemy obustronne korzyści, ale nie we wszystkim musimy się zgadzać.
YOU ARE READING
Alexis IV
FantasyKolejna część przygód Sky'a (pół anioła - pół upadłego) oraz jego 'anioła stróża' Ariela.