Rozdział 52

1.1K 108 50
                                        

[Rozdział jest dzisiaj, by uczcić moje zaliczone poprawki. Modły do Lucka zostały wysłuchane 🤘

Skoro ja się cieszę to i wy możecie. Miłego czytania. 😸

Ps. Jestem ciekawa waszej reakcji na ten rozdział 😏]

Asmodeusz

   Dimitrij siedział w swoim ulubionym fotelu. Rzadko z niego wstawał. Praktycznie zawsze, gdy wchodziłem do jego kwater, zastawałem go z kolanami podkulonymi do piersi i wzrokiem utkwionym w ogniu płonącym w kominku. Zupełnie jakby płomień miał objawić mu jakąś niezwykłą prawdę. Jakby zdradzał sekrety. Miał na sobie jedynie cieniutką białą koszulę i równie delikatne białe spodnie sięgające ledwie kolan. Dymitrij rzadko zakładał coś poza wygodnymi strojami nocnymi.

   Zbliżyłem się do niego, jednak chyba mnie nie dostrzegł. Nic niezwykłego. Gdy pogrążał się w tym specyficznym stanie zamyślenia, mogłaby przejść obok niego orkiestra, a i tak by nie zauważył.

   Położyłem dłoń na jego ramieniu, a ten drgnął jakby zbudzony ze snu. Zwrócił się w moją stronę z przestrachem w oczach jednak gdy zrozumiał, że to tylko ja, uspokoił się. Nie boi się mnie. Traktuje wręcz... z zaufaniem.

- Jest już późno. Może położysz się spać?

   Chłopiec pokręcił delikatnie głową. Zastanowiłem się chwilę czy jakoś go do tego nie zachęcić. Sen był dla niego dobry. Jednak... wpadłem na lepszy pomysł. Stanąłem naprzeciw Dimitrija i z uśmiechem na ustach wyciągnąłem dłoń w jego stronę.

- Wstawaj... pokażę ci coś.

   Wahał się przez chwilę, lecz w końcu złapał moją dłoń. Pomogłem mu wstać, po czym wyciągnąłem z jego szafy gruby, długi płaszcz obszywany futrem. Pomogłem mu go włożyć. Nie traciłem czasu na szukanie mu odpowiednich butów. Postawiłem przed nim parę obszytych futerkiem białych kapci. Niepewnie je włożył, a wtedy ja chwyciłem jego dłoń i poprowadziłem do drzwi, następnie kolejnymi korytarzami aż doszliśmy do tarasu.

   Owiał nas zimny wiatr, na co Dimitrij skulił się nieco. Dał doprowadzić się do balustrady i dostrzegłem delikatny błysk w jego oczach, gdy spojrzał na rozciągający się przed nim widok.

   Lubiłem Piekło. Ludzki świat też wydawał mi się intrygujący. Przyznam jednak, że czasem tęskniłem za właśnie takimi widokami. Za pięknym białym miastem lśniącym w blasku księżyca. Była już dość późna godzina jednak ulice były pełne świętujących aniołów. Można było dostrzec tańczące na ulicach pary. Muzyka natomiast niosła się tak bardzo, że nawet stąd dało się ją dosłyszeć.

   Dimitrij wpatrywał się w to wszystko w niemym zachwycie. Tak długo żył w ciemności, że to miejsce musi wydawać mu się rajem. Wyglądał przy tym uroczo. Wiatr porwał kilka kosmyków z jego zaplecionego niedbale warkocza. Oczy lśniły mu życiem. A kąciki jego rozchylonych ust uniosły się nieznacznie ku górze.

   Dłonie zaciskał kurczowo na kamiennej poręczy. Musnąłem je delikatnie, a on zwrócił się w moją stronę. Chwyciłem go za dłoń i przyciągnąłem do siebie. Jego oczy wyrażały zagubienie... niepewność... ale nie strach.

   Pozwolił mi poruszać swoim ciałem. Mocniej chwyciłem jego dłoń, objąłem go w pasie. Był niższy ode mnie. Staliśmy tak blisko, że musiał zadzierać głowę do góry, by patrzeć mi w twarz. Uśmiechnąłem się do niego i wykonałem pierwszy krok a on odruchowo razem ze mną. Następnie wykonałem kolejny... i kolejny... w rytm ledwie słyszalnej muzyki. Dimitrij bez wahania dał mi się prowadzić. Krok, krok, obrót... Nie odrywał ode mnie wzroku. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tańczyłem. Zapomniałem już jaką przyjemność mi to sprawiało.

Alexis IVWhere stories live. Discover now