Rozdział 39

1.1K 104 14
                                        

   Pełne skupienie. Sto procent. Tym razem się uda. Na pewno. Muszę się tylko mocno skupić. To łatwe. Wystarczy użyć odrobiny swojej mocy... a później jeszcze trochę... i jeszcze raz... To trochę jak naciskanie spustu pistoletu maszynowego. Magia musi wychodzić jak pociski. Niby są to oddzielne fale, ale różnica między nimi wynosi ułamki sekund. No dalej Sky... dasz radę.

   Otuliłem się magią jak ciemnym, ciepłym kocem. Znalazłem delikatne żyłki linii mocy, odetchnąłem głęboko... i użyłem magii. Raz, drugi, trzeci... dwudziesty. Udało mi się dojść do dwudziestej warstwy... Naprawdę się udało. Teraz tylko udać się do Belzebuba i mogę przejść na kolejny level wtajemniczenia.

   Przyznam, że byłem z siebie całkiem dumny. Udało mi się nauczyć przechodzić z czternastej na dwudziestą zaledwie w tydzień. Ponadto stało się to naprawdę łatwe. Co prawda to tylko pierwszy etap. Muszę się jeszcze nauczyć jak ustabilizować przejście, jak go używać i się w nim odnaleźć. W końcu to taka... teleportacja. Nie mam pojęcia, jak Belzebub zawsze trafia tam, gdzie chce.

   Planowałem potrenować jeszcze trochę, ale moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Do Sali treningowej wszedł Ariel. Posłał mi szeroki uśmiech i ruszył w moją stronę. No kto by pomyślał, że zaszczyci mnie dzisiaj swoją obecnością.

   Ostatnimi czasy spędza większość czasu z Laylą. Nie przeszkadza mi to szczególnie, bo ja swój czas spędzam głównie w tej sali. W sumie i tak byśmy się zbytnio nie widywali.

   Tak więc przez ostatnie siedem dni głównie... spaliśmy w jednym łóżku. Wracaliśmy do pokoju nocą. Zamienialiśmy kilka zdań i zasypialiśmy. Jak stare dobre małżeństwo.

- Czy coś się stało?

- A dlaczego coś miałoby się stać? Czy muszę mieć powód, by cię szukać?

- Niech pomyślę... nie. Jednak mimo wszystko to podejrzane.

- Dostałem wiadomość od Anji. Twoja broń... skończyła ją. Przyszedł, aby ci...

   Ariel nie dokończył tego zdania, bo złapałem go za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia.

- Na co czekasz! Chodźmy!

   Ariel zaśmiał się, ale szybko podążył za mną. Moja broń... gotowa! Czeka na mnie. Już dawno nie czułem takiej ekscytacji i zniecierpliwienia. Nie wątpiłem w to, że Anja stworzyła coś cudownego.

   Na miejscu byliśmy w niecałe piętnaście minut. Wpadłem do kuźni, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia pracujących tam aniołów. Spostrzegłem szatynkę i od razu ruszyłem w jej stronę. Dopadłem do stołu, przed którym stała i zastanawiała się nad jakimś szkicami.

- Gdzie ona jest?!

   Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona, ale po chwili uśmiechnęła się z zadowoleniem.

- Czyżbyś przyszedł zobaczyć swoją broń?

- Gdzie?!

- No już, już... spokojnie. Chodźcie za mną.

    Anja zaprowadziła nas na plac znajdujący się za kuźnią. Było to coś w rodzaju pola treningowego, gdzie najwyraźniej można było wypróbować broń. Wybrukowany plac był otoczony dość wysokim murem. Ustawiono na nim liczne manekin, niektóre drewniane, inne metalowe czy nawet wykonane z kamienia. Część z nich miała ślady od różnego rodzaju broni.

- A teraz poczekajcie tutaj.

    Każda sekunda wydawała się wiecznością. Przestępowałem z nogi na nogę jak jakiś podekscytowany prezentem pod choinką dzieciak... no ale cholera to moja nowa broń! Mój... w zasadzie nowy towarzysz życia! W końcu ma mi służyć do jego końca.

Alexis IVWhere stories live. Discover now