- Wróciłam! - wydzieram się na cały głos, mając cichą nadzieję na obudzenie wszystkich w budynku.
Przekraczając próg kuchni czuję mocną woń budyniu czekoladowego. Tak dawno nie czułam uwielbianego przeze mnie zapachu, że prawie o nim zapomniałam. Prawie. Za sobą ciągnę białą walizkę na kółkach, do której ostatnio spakowałam się w pośpiechu. Nie starczyło miejsca na moje futrzaste poduszki, a bez nich nie śpi mi się tak dobrze.
Zrzucam z siebie skórzaną kurtkę i kładę na blat kuchenny, dostrzegając małą karteczkę obok kuchenki gazowej.
Mam nadzieję, że Australia za bardzo cię nie zmieniła. Dalej kochasz swój budyń, prawda? Wrócę jutro wieczorem.
XXZgniatam papier w dłoni. To smutne, że wracam do domu po prawie miesiącu a jego nawet tu nie ma. Pewnie jest zajęty pracą. Oczywiście, że dalej kocham budyń, też mi pytanie. Zjadam późną kolację. Nie wiem, czy w budynku ktoś w ogóle jest. Wolę się upewnić.
- F.R.I.D.A.Y?
Od razu uzyskuję odpowiedź.
- Tak, panno Stark?
Wzdycham. Nie wiem, czy tak bardzo za tym tęskniłam. Życie w Australii było trudniejsze bez wszystkich tych sprzętów, ale czułam, że coś robię. Tutaj staram się być samodzielna, ale bycie córką miliardera wcale tego nie ułatwia. Nie ma Visiona, bo po moich krzykach od razu by się pojawił, co oznacza, że albo pojawili się kosmici i go uprowadzili, albo są razem na kolejnej misji. Czy Tony jest w ogóle w mieście?
Bardzo doceniam to, że zostawił mi kartkę, a nie SMS, ale to nie to samo co przywitanie mnie w domu osobiście.
- Jestem tu sama? - pytam inteligencję słyszącą każde moje słowo 24/7.
Nakładam sobie ciepłego jeszcze budyniu o moim ulubionym smaku i siadam na wysokim stołku przy jasnym blacie, zaczynając jeść. W pomieszczeniu jest cicho i pusto, a w dodatku za oknami ciemno. Nie czuję wielkiej radości z powrotu, tylko zawód. Nie tak to miało wyglądać. Po kilkugodzinnym locie oczekiwałam odebrania z lotniska, tych kochanych słówek ojca, przytulenia. Będę się musiała zadowolić głosem ze ścian i moimi futrzastymi poduszkami.
- Nie, Millie - F.R.I.D.A.Y. przerywa ciszę, a ja zaczynam jeść szybciej. - Piętro niżej w sypialni numer 217 pan Stark chwilowo umiejscowił Kapitana Rogersa.
- Pan Stark - przedrzeźniam robota. Jak dla mnie głupio to brzmi. - Nieważne, obudzisz go?
- Oczywiście, Millie.
Nie miałam kontaktu z nikim poza Tonym. Mówił, że to zbyt niebezpieczne. Że jeśli nie będę uważać znajdą mnie przez nieostrożne połączenia i zrobią mi krzywdę. Nie wiem, o kogo mu chodziło w tamtym momencie, chociaż wiem, co ma na myśli ogółem. Już nie raz wrogowie Tonego mi grozili, albo robili jakąś krzywdę. Nie raz też szantażowali go za moje życie. Po tym wszystkim nie wiem, czy to takie fajne być córką sławnego wszechmocnego Iron Mana, ciągle w blasku fleszy, bezbronny cel, który mimo ochrony ojca jest stale wystawiany na niebezpieczeństwo.
- Hej - słyszę głos, który towarzyszy mi już od dawna.
Odwracam się i widzę Steve'a, na widok którego uśmiecham się szeroko. Wstaję, a on przytula do siebie moje dwa razy mniejsze ciało. Steve od zawsze bardzo męsko pachniał. Traktuję go jak członka rodziny. Oddałabym za niego życie bez zawahania. To jeden z niewielu ludzi, którym mogę szczerze i bezgranicznie ufać. Nigdy mnie nie ocenia.
- Tęskniłam za tobą! Dalej jesteś taki wielki - wydymam wargę, odsuwając się i kładąc ręce na biodrach.
- A ty malutka - odwdzięcza mi się i odwzajemnia uśmiech. - Jak podróż?
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...