Wyjmuję z torebki butelkę z wodą i odkręcam, przystawiając do ust, podczas gdy Betty obok mnie zapalczywie robi notatki z fizyki. To trochę nie fair, że pod koniec czerwca mamy jeszcze tyle prac pisemnych, w końcu oceny są już wystawione, ale ja akurat nie mam z tym problemu. Siedzimy właśnie na trybunach, kiedy nasza klasa gra w koszykówkę pod czujnym okiem trenera. Nasza dwójka dzisiaj nie ćwiczy, a właściwie to ja mam zwolnienie - ona po prostu nie chce, żebym siedziała sama. Tak w ogóle to nie mam już żadnej przestrzeni, nie ma chwili, kiedy jestem sama, od premiery nie spuszczają mnie z oczu, chociaż tak naprawdę mam ochotę iść do mordercy i powiedzieć mu, żeby to zakończył. Mam tego wszystkiego tak bardzo dość.- Betty - zwracam się do blondynki, wzdychając cicho i starając się nie patrzeć na tą jedną osobę, która nie przez przypadek jest tak dobra w koszykówce. Nawet z trybun, z odległości tych dziesięciu metrów, widać wyraźnie jego umięśnione łydki i przedramiona i ugh. - Czy ja jestem skazana na życiowe porażki?
Nie podnosi spojrzenia znad zeszytu, ale również wzdycha, przestając na chwilę pisać. Opieram głowę na jej ramieniu i obserwuję, jak Flash zawzięcie stara się zabrać Peterowi piłkę, co skutkuje tym, że prawie się wywraca. To nawet śmieszne.
- Wiesz, spodziewałabym się takiego pytania raczej od Parkera - odpowiada z przyjaznym uśmiechem, który prawie nigdy nie schodzi jej z ust. Czasami serio potrzebuję tego jej optymizmu, bo chociaż nie jestem osobą negatywnie nastawioną do życia, zaczynam mieć wątpliwości co do tego, że ktoś tam na górze się za mną wstawia. A ostatnio jest coraz gorzej i gorzej. - Co masz na myśli?
Nie powiem jej przecież dokładnie co się dzieje w moim życiu, bo nawet jeśli wie o Blake'u, tak jak już wszyscy, to jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Reszta moich problemów właśnie podaje piłkę Nedowi, po czym przeczesuje ręką kręcone włosy i po udanym wrzucie do kosza zbija piątkę z przyjacielem. Jest bezpieczniej, kiedy nie ma go blisko mnie, kiedy mogę spokojnie obserwować go z daleka. Tak jest lepiej dla nas obojga. Strasznie przeszkadza mi fakt, że wciąż tak bardzo mi na nim zależy.
- Mam wrażenie, że cokolwiek nie zrobię i tak wyjdzie na to samo. Nie bardzo wiem co robić. I trochę się tego boję.
Betty chowa zeszyt do plecaka, zapina go na suwak i spogląda na mnie uważnie, wciąż robiąc za moją poduszkę.
- Wiesz co ci powiem? - poklepuje mnie przyjacielsko po kolanie. - To wszystko przez tę waszą głupią kłótnię. - Unoszę brew, nie będąc pewna, czy chcę usłyszeć resztę tego, co ma mi do powiedzenia. - Oboje chodzicie przygaszeni przez cały czas, opuściliście się w nauce, unikasz go i patrzysz na niego jakby ci chomika zamordował, Neda też to już denerwuje, więc może pocałujcie się na zgodę i będzie po sprawie.
Przewracam oczami, podnosząc głowę z jej ramienia, a mój wzrok nieumyślnie ląduje na tej samej osobie, która jakby czytała mi w myślach też na mnie patrzy. Natychmiast się odwracam.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...