Zatrzymał się dopiero kilka kilometrów dalej, jakby doskonale wiedział, że podobają mi się piękne widoki ośnieżonego Nowego Jorku. Jestem mu wdzięczna, że zabrał mnie stamtąd. Kolejny raz mnie uratował. Jego kostium skutecznie zasłania każdy kawałek skóry, i chociaż bardzo mnie kusi, żeby podciągnąć maskę, to tego nie robię. Dopiero, gdy lądujemy na jednym z dachów jakiejś fabryki, puszczam go i staję na własnych nogach, z zaintrygowaniem wpatrując się w chłopaka, który staje obok mnie i z początku kładzie ręce na biodrach, jakby chciał dodać sobie odwagi, a po chwili rezygnuje z tej pozycji i drapie się w kark osłonięty aksamitnym materiałem.
Podchodzę do krawędzi i siadam, zwieszając nogi. Obok siebie kładę torebkę, a bohater zajmuje miejsce po mojej lewej. I chociaż nie widzę jego twarzy to wiem, że mnie obserwuje. W dole jeżdżą samochody, spacerują ludzie, o wiele mniej zabiegani niż ci w centrum, a dźwięki ruchu drogowego w tym przypadku nie są denerwujące, a wręcz kojące. Pewnie przez to, że przywykłam do mieszkania w samym środku Manhattanu. Zauważam, że zaczyna prószyć śnieg, i zwracam uwagę na coś, co do tej pory nie przyszło mi nawet do głowy.
- Nie jest ci zimno? - pytam najuprzejmiej jak potrafię, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni i zerkając na ten czerwono niebieski kostium. Wcale nie wygląda na bardzo ciepły.
- Troszkę - wyznaje, z twarzą zwróconą w moją stronę. Rozmawiając ze mną zmienia swój głos, przez co wydaje się starszy niż jest. - Nic mi nie będzie, muszę trzymać formę nawet w zimie.
Kiwam głową parę razy, znów spoglądając w dół. Wysoko. Bardzo wysoko.
- Czyli... - przygryzam wargę, zakładając kosmyk włosów za ucho. Na mojej głowie osadziły się już płatki śniegu. Ja i moje nienoszenie czapek zafundujemy mi chorobę. Trudno, to jest tego jak najbardziej warte. - Czyli nie masz pod spodem ubrań, tak?
- Uhh... N-nie.
- Och - na moje usta wkrada się uśmieszek, nawet nie wiem dlaczego. Mój mózg zaczyna tworzyć złe obrazy. Potrząsam głową, by odpędzić od siebie fantazje o jego klatce piersiowej. - Tak ci pewnie wygodniej - wzruszam ramionami.
Potwierdza krótkim „mhm", składając ze sobą ręce i zaczynając machać łydkami zwisającymi z krawędzi dachu do przodu i w tył. Też odwraca wzrok na przejeżdżające w dole samochody. Białe płatki śniegu opadają na barwny kostium i od razu się rozpuszczają, wsiąkając w materiał. Mam ochotę dotknąć cieniutkich czarnych nitek, łączących się na klatce piersiowej i tworzących małego pajączka. Wygląda naprawdę dobrze.
- Sam zaprojektowałeś kostium? - drapię się po nosie, kątem oka zerkając na chłopaka. Z bliska kostium jest jeszcze ładniejszy i dokładniej widać staranne szycie. Białe oczy aż przyciągają wzrok. Nigdy nie wiesz, w którą stronę patrzy.
- Właściwie to zrobił go twój ojciec - mamrocze pod nosem, przejeżdżając palcami po nadgarstku oplecionym metalową bransoletką. - Ja robię sieci.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...