𝐞𝐩𝐢𝐥𝐨𝐠𝐮𝐞

4.7K 325 531
                                    

wybaczcie jakiekolwiek błędy i miłego czytania❤️

Jutro pierwszy dzień lipca, a ja już oficjalnie mogę stwierdzić, że to lato jest jednym z najgorętszych w całym moim siedemnastoletnim życiu. To moja ulubiona pora roku, bo uwielbiam słońce, ciepło i wakacje, ale upał staje się naprawdę ciut za bardzo uciążliwy, skoro nawet w cieniu ledwo da się wytrzymać. Przechodzę przez przejście dla pieszych, poprawiając czarne okulary na nosie, wymijam paru przechodniów, wyjmuję z kieszeni spodenek telefon i wchodzę do umówionej lodziarni z zaciśniętym gardłem.

Jest już po piętnastej. Dzisiaj od samego rana byłam na nogach, bo Tony miał wygłaszać jakieś przemówienie podczas wręczania stypendiów, a on jak to on na pięć minut przed uznał sobie, że ja też muszę wyjść na środek i powiedzieć kilka słów. Nie było trudno, wystarczyło tylko uśmiechnąć się i rzucić paroma cytatami typu „jesteśmy przyszłością” albo „zmieniajmy świat na lepsze”. Po całej ceremonii długo rozmawialiśmy, ostatecznie podjęłam decyzję w pewnej sprawie, zaskakując go tym lekko, a potem pojechaliśmy do domu się przebrać. Tak, nawet w sukience było mi za gorąco, a zimny prysznic okazał się prawdziwym zbawieniem, chociaż nie na długo – teraz znowu cała się pocę, wachlując od czasu do czasu rękami, pewnie cała czerwona.

Przechodzę między stolikami w środku lokalu, przemieszczając się dosyć szybko, gdyż wolałabym nie zostać rozpoznana, aż pod jedną ze ścian zauważam swoich znajomych, machających do mnie już z daleka. Odmachuję słabo, a gdy jestem już blisko witam się z nimi, opadając na wolne krzesło i od razu sięgając po menu, by złożyć zamówienie na coś z lodem. Zostaję obsłużona wręcz błyskawicznie, bo po dwóch minutach na blacie przede mną stoi lemoniada. Czemu nie wezmę po prostu lodów? Nie wiem, nie mam ochoty na jedzenie. Zresztą może to i lepiej, może w wakacje zacznę jakąś dietę i będę o siebie dbać, ćwiczyć, wrócę do biegania. Może. Może wątpliwie. Może raczej nie. Pewnie nie.

Dość mocno się spóźniłam, bo umówiliśmy się na lody już z dobre dwadzieścia minut temu, ale pewnie nie narzekali, skoro mogli spędzić ten czas we dwójkę. Ned posyła mi uśmiech, którego nie sposób nie odwzajemnić, bawiąc się różową serwetką z logo lodziarni.

- W sumie wolę was takie, jak teraz – odzywa się z pewnością w głosie, na co unoszę lekko brwi z konsternacją. – W sensie, no wiecie, naturalne. Bez makijażu.

Betty wymienia ze mną spojrzenie, gdy zdejmuję z nosa okulary i odkładam na stolik, a potem to samo robię z telefonem.

- Ale ty wiesz, że się nie malujemy, co nie? – pytam nieco rozbawiona.

Spogląda zdumiony to na mnie, to na nią, mrugając powiekami. Chwytam w dwa palce białą słomkę i zaczynam sączyć lemoniadę, od razu czując cudowne orzeźwienie. Fakt, gdyby któraś z nas miała na sobie choć trochę makijażu, pewnie spływałby nam po twarzy jak masło na patelni, a biorąc pod uwagę to, że nie malujemy się na co dzień, nie mamy tego problemu. Nie widzę potrzeby poprawiania czegokolwiek w swoim wyglądzie, Betty też jest śliczna, dlatego można powiedzieć, że mamy pewnego rodzaju... ułatwienie?

- Jak to? To czemu jesteście takie ładne?

Blondynka wybucha cichym, uroczym śmiechem, gdy ja po prostu unoszę wyżej kąciki ust.

- Jak tu go nie kochać – zwraca się do mnie, składając ze sobą dłonie.

Faktycznie, Ned jest jedną z osób których zawsze potrzebowałam, choć o tym nie widziałam. No i dodatkowo on razem z Betty, po prostu nie mogę się napatrzeć na to jak są ze sobą szczęśliwi, jak poprawiają humor sobie nawzajem i wszystkim dookoła. Jeszcze rok temu za nic nie przypuszczałabym, że taka dwójka może stać się dla mnie jednymi z najważniejszych ludzi. Nie sądziłam nawet, że kiedykolwiek znajdę sobie przyjaciół. W sensie, takich prawdziwych.

FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz