Ostatkami sił przebiegam dystans dzielący mnie od drzwi i otwieram je tak gwałtownie, że prawie wypadają z zawiasów. Nie wiem, jak zdołałam dotrzeć tu na piechotę, w dodatku w szpilkach, ale wiem, że nie mogę się jeszcze zatrzymać. Wchodzę do salonu, w którym jest chyba jeszcze brudniej niż zwykle, i rozglądam się panicznie po wnętrzu. Na kanapie nikt nie siedzi, chociaż przed nią na stoliku stoi mnóstwo butelek i puszek. Nie ma po niej śladu. Dla pewności przechodzę jeszcze szybko przez całe pomieszczenie, zaglądam nawet pod stolik, a na koniec sprawdzam wolną przestrzeń za kanapą.
Już wcześniej nie raz widziałam ludzkie ciało po śmierci, jednak widok własnej matki w kałuży skrzepniętej krwi różni się od nich wszystkich. Opadam na kolana, powstrzymując odruch wymiotny, i wydaję zduszony jęk, wpatrując się bezradnie w zwłoki. Blond włosy przesiąkły krwią tak samo jak ubrania. Nie wygląda na to, że walczyła z oprawcą, po prostu spokojnie sobie leży z martwym wzrokiem wpatrzonym w sufit. Właściwie po śmierci wciąż wygląda ładnie, a raczej wyglądałaby, gdyby nie to, że w brzuchu ktoś wydrążył głęboką dziurę. Staram się na nią nie patrzeć, ani nawet o niej nie myśleć, bo już teraz trzęsę się tak, jakbym zaraz sama miała wyzionąć ducha, zwłaszcza, że w środku dostrzegam czerwoną od krwi, małą karteczkę. Siedzę tak kilka minut nie wiedząc, co ze sobą zrobić, niezdolna do ruchu, a potem biorę głęboki wdech i delikatnie nachylam się nad kobietą, by zamknąć jej oczy.
Muszę po kogoś zadzwonić.
Powoli wstaję i odsuwam się jak najdalej, aż pod ścianę obok drzwi. Drżącymi dłońmi wyjmuję telefon, który całe szczęście wzięłam ze sobą na bal i zakrwawionym palcem wybieram pierwszy numer na liście kontaktów, a gdy słyszę głos po drugiej stronie, z moich oczu automatycznie zaczynają wypływać łzy.
- Hej mała, jak się bawisz?
Wypuszczam chaotycznie powietrze, dławiąc się nim przez chwilę i wycierając szybko łzy płynące po policzkach. Muszę jakoś się trzymać i o wszystkim mu powiedzieć. Będzie zły, ale sama już nie daję rady. To w końcu mój tata, pomoże mi.
- Nie j-jestem na balu - zaczynam, ledwo panując nad głosem. To od razu go alarmuje.
- Gdzie jesteś? Zaraz tam będę.
Nie mam pojęcia gdzie jestem. Nie pamiętam tego adresu.
- Nie wiem, j-ja... - przygryzam drżącą wargę, jak najlepiej próbując zachować zimną krew. Wychodzi mi to co najmniej beznadziejnie. - Tony, ktoś zabił moją matkę - mówię głośno do telefonu, a po tych słowach nie jestem w stanie wypowiedzieć już nic innego.
Ojciec zadaje mi milion pytań na sekundę, moje oczy łzawią jeszcze intensywniej, a ciało osuwa się po ścianie na brudną podłogę. Przez tyle czasu starałam się nią zająć, może w końcu stałaby się dobrą osobą, rzuciłaby to całe świństwo w cholerę i zadbała o siebie. Wiem, że w końcu bym ją przekonała i zmieniła. Mogłam coś jeszcze zrobić. Nie zasłużyła na taki los, a tym bardziej na tak okrutną śmierć. To wszystko moja wina. Ludzie w moim życiu zaczynają ginąć, ktoś morduje po kolei każdego, z kim miałam styczność. Na razie to ludzie, którzy w jakimś stopniu mnie skrzywdzili, ale kto wie, może następnym razem padnie na osobę, która przypadkiem potrąci mnie ramieniem na chodniku albo powie coś niemiłego. Może paść na kogoś ze szkoły, na moich przyjaciół, na rodzinę. Już padło na moją matkę. Nie zniosłabym utraty ojca.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...