Rozdział troszkę dłuższy od pozostałych ✓
Patrzę na człowieka siedzącego przede mną na krześle, który zamiast noża w ręku trzyma zdjęcia i pokazuje mi je po kolei. Jest mi bardzo niewygodnie, zimno i bolą mnie już nadgarstki, do tego po budynku rozszedł się nieprzyjemny zapach rozkładanego ciała. Nie pamiętam już, który jest dzień tygodnia ani ile czasu tu jestem, ale wiem, że niedługo nadarzy się okazja do ucieczki. Czuję to.
- To Chuck, mój syn - pokazuje mi zdjęcie małego chłopca o blond włosach i wielkich, błękitnych oczach, który bawi się kolorowymi klockami. - A to - odkłada fotografię i podnosi kolejną, na której Sean, jakaś kobieta i ten sam chłopiec siedzą na plaży. Wyglądają na szczęśliwych - moja rodzina. Chuck i Sarah. To były najpiękniejsze wakacje w moim życiu - uśmiecha się krótko, siedząc wzrokiem swoje wspomnienia. Zabiera zdjęcie i pokazuje kolejne, gdzie maluch z szerokim uśmiechem przytula się do taty. Tego nie komentuje.
Zerkam na Seana i zauważam łzę w kąciku oka. Z początku ciężko było namówić go do samej rozmowy, ale z czasem sam się otworzył. Jestem zła, że mnie tu trzyma, ale nie powiem, że nie rusza mnie jego historia. Miał cudowną rodzinę, życie, a potem ktoś mu to wszystko odebrał i do tego Tony wsadził go do więzienia, zupełnie wtedy niewinnego.
- Śliczny - odzywam się, przerywając ciszę, a mój głos rozchodzi się echem po piwnicy.
Mężczyzna nie patrzy na mnie, tylko odwraca głowę i ręką ociera policzek, po którym spływa łza. Oddycha głęboko, opuszczając dłoń, w której trzyma zdjęcia.
- Twój synek był śliczny - mówię spokojnie, rozluźniając ramiona wbijające się boleśnie w oparcie krzesła. - Żona też.
- Wiem - warczy i patrzy mi w oczy z gniewem, odwracając głowę w moją stronę. Opiera łokcie o uda i pochyla się nisko, po czym opuszcza głowę. Boli go wspominanie rodziny, jednak wiem, że musi odczuć ten ból żeby zrozumieć, że to co robi jest złe. - Powtarzałem jej codziennie, że ją kocham i że będę z nią do samego końca - mówi przez zęby.
- I byłeś - wtrącam łagodnie.
- Nie zasłużyła na to. Ani moja matka, ani synek, ani ja.
- Sean, proszę cię - zaczynam błagalnym tonem, a on podnosi głowę i patrzy na mnie pusto. - Możesz jeszcze się wycofać. Nic nie jest stracone. Tylko mnie wypuść.
- Nie zależy mi już na niczym, więc dlaczego miałbym to zrobić? - przechyla głowę w bok, wykrzywiając usta w grymasie. - Nie mam już nic do stracenia.
- Jeżeli to zrobisz - głos mi się załamuje, ale biorę się w garść i oddycham głęboko. - Jeżeli mnie zabijesz nie będziesz wcale lepszy niż ten człowiek, który zabił twoją rodzinę. Właściwie będziesz taki sam. Pomyśl o tym.
Nic nie mówi tylko patrzy, nie zmieniając wyrazu twarzy, jakby zastygł w miejscu. Zdjęcia dalej spoczywają w jego dłoni.
- Nikt się o tym nie dowie, przysięgam ci. Tylko mnie wypuść.
Poruszam rękoma, a sznury wbijają się bardziej w moje nadgarstki, przez co jęczę z bólu.
- Nie zabiłam ich, Sean! - staram się do niego dotrzeć, krzycząc z frustracji. Jestem tu zdecydowanie zbyt długo. Mój żołądek zaciska się boleśnie, bo dostawałam jedynie wodę. Nie mogłam spać, ledwo drzemałam, a moje ciało boli mnie jakby przejechał mnie traktor. Chcę już się stąd wydostać za wszelką cenę. Nie panuję nad swoimi emocjami do tego stopnia, żeby cały czas siedzieć spokojnie i czekać na śmierć, która ewentualnie nadejdzie. - Jestem niewinna, słyszysz?! Nie zabiłam ich... - jęczę desperacko, gdy jego twarz dalej pozostaje obojętna. - Sean?
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...