PETER
Z moich ust wyrywa się głośny jęk, a palce ze zdenerwowaniem przeczesują włosy, kiedy patrzę jak znika mi z oczu. Nie dam rady za nią iść, a nawet jakbym był w stanie, to Liz właśnie kładzie mi rękę na ramieniu, więc niechętnie na nią spoglądam. Oddycham trochę szybciej niż normalnie przez to co prawie się stało.
- Wszystko w porządku? - pyta się miłym głosem, kciukiem przejeżdżając po moim obojczyku, a potem przechyla głowę w bok. - Zbladłeś - zauważa bystrze, nie zwracając uwagi na to, że przechodzę właśnie kryzys egzystencjalny i w głowie obmyślam coraz to nowe sposoby na skończenie swojego pobytu na tym świecie. - To przez nią, prawda? Coś ci zrobiła?
Wbijam w nią spojrzenie pełne niedowierzania. Jej dłoń przesuwa się na moją klatkę piersiową i jeszcze niżej, jednak szybko odsuwam się o krok, przerywając ten niepokojący dotyk, który w sumie wyprowadza mnie z równowagi. Nie chcę, żeby mnie dotykała. Nie powinna tego robić wbrew mojej woli.
- O czym ty mówisz? - wyduszam przez zaciśnięte gardło i odczuwam pewien rodzaj skrępowania, zapominając kompletnie co mi się w niej kiedyś podobało. Nie jestem pewien czy w ogóle pamiętam co to było. Jakbym wymazał wszystkie wspomnienia z zeszłego roku, no, może poza tym, jak jej ojciec omal mnie nie ukatrupił.
- Przecież każdy widzi, co robi z tobą ta dziewczyna - przewraca powoli oczami, zakładając ręce na piersi, a obok nas przebiega Flash, uderzając mnie przy okazji w tył głowy, do czego w sumie jestem już przyzwyczajony.
Nadchodzi mnie myśl, że może jednak powinienem za nią pobiec. Gadać do skutku, przepraszać i przepraszać aż całkowicie mi wybaczy, odważyć się wreszcie powiedzieć jej, co czuję. Może by mi się udało. Nie wydawało mi się przecież, że właśnie prawie ją pocałowałem. I prawie mi na to pozwoliła.
- Liz, ja naprawdę nie mam ochoty... - pojękuję, znów odwracając wzrok w miejsce, gdzie zniknęła Millie.
- Jesteś przez nią smutny - przerywa mi bez chwili zawahania. - Zachowujesz się jak nie ty, zupełnie ci przy niej odbija. Chcesz jej zaimponować, bo jest córką jakiegoś zarozumiałego, bogatego prostaka, o którym gadają w telewizji?
- Nie, nie! - zaprzeczam od razu, nie mogąc znieść faktu, że tak o niej mówi. I o jej ojcu. Nikt nie ma prawa przy mnie mówić tak o Starkach. - To moja przyjaciółka, czemu tak o niej mówisz? To tobie odbija.
To dwoje najlepszych ludzi jakich poznałem. Inteligentni, charyzmatyczni, bezinteresowni, odważni, aż chce się przebywać z nimi w tym samym pomieszczeniu. Cały czas we wszystkim co robię staram się im zaimponować. Zdaję sobie sprawę, że nie są idealni, mają wielu wrogów, ale ja też, a przecież nie jestem wcale zły. Każdy kto choćby zaistniał w naszym świecie ich ma, ludzie często nienawidzą nas za to co robimy, bo nie robimy tego idealnie, wyrządzamy przy tym szkody, nie zawsze udaje nam się uratować każdego. Bo po prostu jesteśmy inni. Słowa Stark w zdaniu zawsze używam z szacunkiem, ta dwójka imponuje mi bardziej niż ktokolwiek inny, nie wyobrażam sobie świata bez Iron Mana, a teraz też bez jego córki. Pan Stark to dla mnie wzór do naśladowania już od dłuższego czasu, dlatego sam fakt, że ma mój numer i udziela się w moim życiu, wciąż powoduje u mnie zachwyt.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...