Pochylam się na chwilę w celu zawiązania sznurówki w bucie, a kaptur na mojej głowie upewnia mnie w tym, że nikt mnie nie zaczepi. Szybko kończę i idę dalej przed siebie, mijając zabieganych przechodniów, którzy są nieodłączną częścią tego miasta. Podciągam rękawy bluzy, bo i tak jest za ciepło na taki ubiór, a po kilku minutach marszu dochodzę wreszcie na miejsce.
Wszędzie na widoku pałętają się policjanci i policjantki, a gdzieniegdzie również ludzie bez mundurów. Każdy jest zajęty robotą, wszyscy zabiegani i bardzo poważni. Po prawej stronie stoi największe biurko, a za nim siedzi starszy czarnoskóry mężczyzna, wyglądający na znudzonego swoją pracą. Na blacie poza ekranem, klawiaturą i papierami stoi kubek z kawą, zdjęcie małej dziewczynki, prawdopodobnie jego córki, oraz pudełko z cukrowymi, różowymi pączkami. Gdy podchodzę policjant nawet nie podnosi wzroku, ze znużeniem wpatrując się w ekran komputera i stukając powoli w klawisze czarnej klawiatury. Odchrząkuję głośno, jednak to nie zwraca jego uwagi, więc decyduję się odezwać, zdejmując z głowy kaptur i zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Dzień dobry - uśmiecham się uprzejmie i opieram dłonie o biurko, uginając jedną nogę w kolanie. Co jak co, ale humor mi dopisuje.
- W czym mogę pomóc - mruczy pod nosem, sięgając ręką po pączka i wyglądając tak entuzjastycznie jak Happy wiozący mnie do szkoły.
Pochylam się trochę niżej, stukając palcami o ciemne drewno i kątem oka zerkając na plakietkę przypiętą do munduru z napisem Wilson.
- Przyszłam zobaczyć się z facetem, którego wczoraj zamknęliście - informuję go grzecznie.
Uderza w enter i mruga dwa razy, wciąż patrząc na ekran, a reszta policjantów za biurkami robi dokładnie to samo. Naprawdę nie dzieje się teraz nic w Nowym Jorku, żeby ruszyli tyłki na patrol? Szczerze w to wątpię.
- Mhm, pewnie - odpowiada mamrotliwie facet, wzdychając głośno. - To tak nie działa. Najlepiej wróć z rodzicami.
Odchylam głowę lekko do tyłu i powstrzymuję wywrócenie oczami, ale jestem cierpliwa.
- Muszę się z nim zobaczyć - upieram się jednak spokojnym tonem głosu, bo nie mam ochoty na robienie scen na posterunku policji. - Patrick Reynolds - dodaję po chwili, gdy nie otrzymuję niczego w odpowiedzi.
- Kim dla niego jesteś? - mruczy pod nosem, opuszkami palców wciąż uderzając w klawisze, a potem ziewa. - Córką? Kochanką? - unosi leciutko kącik ust.
- Broń Boże - unoszę brwi.
- Coś was w ogóle łączy? - pyta, składając ze sobą dłonie, przeplatając palce i po kolei nimi strzykając.
- Zrzucił mnie z dwudziestego szóstego piętra.
Na mój nonszalancki ton mężczyzna podnosi wreszcie wzrok i zauważa z kim przez cały ten czas rozmawiał. Przez chwilę wpatruje się we mnie zdziwiony, a potem usadawia się wygodniej na fotelu, opierając łokieć o blat i drapiąc się za uchem.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...