[7] 𝐭𝐡𝐮𝐧𝐝𝐞𝐫 𝐚𝐧𝐝 𝐦𝐢𝐬𝐜𝐡𝐢𝐞𝐟

6.9K 438 485
                                    

- Ludzie, patrzcie! Walczą!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Ludzie, patrzcie! Walczą!

- Zginiemy!

- Co się dzieje?!

Sięgam do torebki i wyciągam z niej paralizator, który teraz mam ze sobą przy każdej okazji. Ignoruję krzyki i wybiegam na deszcz, zostawiając w środku swoje rzeczy i Petera. Oczywiście biegnie za mną, a drzwi kawiarni zatrzaskują się za nami z podmuchem wiatru, uruchamiając dzwonek sygnalizujący przybycie klienta. Błyskawica uderza kilkadziesiąt metrów dalej, ale doskonale widać, że nie jest to zwyczajne zjawisko meteorologiczne. Postać wywołująca tą potężną burzę jest mi doskonale znajoma, a osoba unikająca ciosów też zapadła mi w pamięć po ataku na Nowy Jork. Chłopak łapie mnie za ramię i namawia, żebyśmy wracali do środka, ale wyrywam się i ruszam sprintem w kierunku, z którego dochodzą grzmoty.

- Zaczekaj, nie!

Na ulicy walają się poprzewracane przez burzę auta, ale poza tym jest zupełnie pusto. Wiatr wieje mocniej niż wcześniej, a deszcz rozmywa mi widzenie, jednak nie rezygnuję z interwencji. Może nie powinnam się wtrącać, ale Thor zawsze przegrywa ze swoim bratem z sentymentu. Ciemnowłosy odskakuje w bok i rzuca sztyletem, który wbija się w pierś boga. Tylko go to rozjusza. Bierze zamach młotem i rzuca z całej siły, ale bożek kłamstw teleportuje się, a Mjölnir wraca do ręki właściciela.
Odwracam się w biegu, ale po Peterze nie ma ani śladu, zupełnie jakby wyparował.

- To niezły ochroniarz - mówię do siebie, chcąc choć na chwilę zapomnieć, że pakuję się w śmiertelne niebezpieczeństwo. Mocno zaciskam palce na paralizatorze, zatrzymując się około dziesięciu metrów od celu. W całym zamieszaniu pozostaję niewykryta, więc wykorzystuję okazję i zakradam się od tyłu, idąc na prostych nogach i nie zważając na to, że lepiej byłoby chociaż się schylić.

- Daj spokój, nie zrobiłem nic złego - warczy czarnowłosy, kiedy blondyn znowu próbuje trafić w niego młotem. - To było tak dla żartu.

- Żartu? - niedowierza Thor. - Bracie, czy ty zdajesz sobie sprawę ile zła wyrządziłeś?

Bóg kłamstwa używa swoich mocy i na moich oczach powiela swoją sylwetkę, tworząc sobowtóry. Nie spuszczam wzroku z prawdziwego mężczyzny i podnoszę paralizator w dłoni, drugą ręką pomagając sobie wycelować. Nie udaje mi się jednak, gdyż błyskawica uderza w samochód obok. Auto podlatuje na chwilę w powietrze i leci w moją stronę, ale w ostatniej chwili coś je powstrzymuje i wraca na swoje miejsce. Moim oczom ukazuje się poznany już superbohater, który swoją siecią właśnie uratował mi życie.

- Cześć - wita się szybko, a sekundę później już znika mi z oczu, kierując się zapewne w stronę toczonej walki.
Wzdycham z ulgą i patrzę, jak Spider-Man oblepia bożka kłamstw siecią. Jednak nie działa to na dłuższą metę i po chwili walka dalej trwa.

- Nie wtrącaj sie, młody - woła Thor w stronę gościa w kostiumie. - Radzę sobie.

- Właśnie widzę.

FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz