PETER
Staram się zawiązać krawat, ale wychodzi mi to okropnie, jak wszystko zresztą.
Okej, może wyszły mi włosy, ale to akurat najprostsze zadanie przy przygotowaniach do balu. Głównie stresuję się tym, że zacznę się jąkać jak idiota, a gdy przyjdzie co do czego, to się przed nią ośmieszę. Typowy Peter Parker. Może jednak trzeba było iść we trójkę. Stres by mnie tak nie zjadał.
Odnajduję drugiego buta pod łóżkiem i kończę się ubierać, po czym uruchamiam YouTube, bo sam sobie z tym krawatem nie poradzę. Gdyby tylko ciocia May tu była, ale nie, jak na złość ona też nie może mi dziś pomóc. Dzisiaj w szkole Millie zaproponowała, by podwiózł nas Happy, który chyba o dziwo się zgodził, co ja przyjąłem z ulgą, bo gdyby nie to byłbym spalony. Przechodzę szybko do łazienki, bo rezygnuję wreszcie z zawiązania tego głupiego krawata, i przyglądam się sobie w lusterku nad zlewem, układając jeszcze kosmyk włosów, który pomimo żelu zdołał się wyślizgnąć i opadł na czoło. Przez moją głowę przechodzi myśl, że mój oddech też musi być idealny, więc zaczynam dokładnie szczotkować zęby. Przygładzam klapy marynarki i do głowy przychodzi mi genialny pomysł. Dobiegam do szafy ze szczoteczką w ustach i wyciągam z niej czarną muszkę. To nie jest aż takie trudne, a też eleganckie. A ja mam coraz mniej czasu. Ona będzie wyglądać jak anioł zesłany z nieba, więc jako partner muszę spełnić oczekiwania i wyglądać chociaż w miarę przyzwoicie.
Wracam do lusterka, zaczynam wiązać muszkę i wpatruję się w swoje odbicie niepewnie. Okej, może nie jest tak źle. Garnitur od pana Starka prezentuje się lepiej, niż bym sobie wymarzył, za co jestem mu ogromnie wdzięczny. Czasem zastanawiam się, czy on nie chce żebyśmy byli razem, czy jednak się do mnie przekonuje. Ale karcę się w myślach, bo to i tak nie zależy od niego. No, w pewnym stopniu. Wszystko zależy od tego, co czuje jego córka.
Opłukuję jeszcze usta, odkładam szczoteczkę i opieram się dłońmi o zlew.
- Okej, Peter - mówię do swojego odbicia, które wygląda, jakby zaraz miało wygłaszać jakąś mowę dla całego miasta. Stres jest wielki. - Poradzisz sobie - wypuszczam powietrze przez usta, biorąc się w garść. - Najpierw poprosisz ją do tańca, wtedy obejmiesz, a potem porozmawiacie, kto wie, może nawet pozwoli chwycić się za rękę.
Wpatruję się w samego siebie i stwierdzam, że nie jestem taki przekonujący za jakiego się uważałem. To brzmi po prostu żałośnie.
Sięgam po flakonik perfum na specjalne okazje i chwilę się zastanawiam, ale ostatecznie połowa zawartości zostaje przeze mnie zużyta. May je wybierała i stwierdziła, że „nie są ani duszące, ani przesadzone", więc chyba powinno być dobrze. Mam nadzieję, że pachnę wystarczająco męsko. Jeszcze raz biorę grzebień i przeczesuję włosy, a potem dodatkowo myję dokładnie ręce. Teraz tylko nie zabrudzić białej koszuli i reszta jakoś pójdzie.
Rozlega się dzwonek do drzwi.
Zastygam w miejscu, przerażony i niegotowy na to, co mnie czeka. Walka ze złem, jasne, czemu nie, ratowanie miasta przed kosmitami czy innymi wariatami, do zrobienia. Ale szkolny bal z dziewczyną? To jest dopiero wyzwanie.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...