- On cię zabije.
Odpycham się lekko od automatu, przygryzając dolną wargę, która jeszcze przed chwilą dotykała jego ust, a mój wzrok pada na zaczerwienione policzki chłopaka przede mną, który spogląda na mnie z góry jakby był najszczęśliwszy na tej planecie. Przyznaję, też chce mi się uśmiechać, teraz kiedy okazało się, że coś do mnie czuje, bo to jest takie... takie... no takie, no właśnie takie. Nie wiem jakie. Układam zdrową rękę na jego piersi, nie bojąc się już, że mu się to nie spodoba, a gdy widzę jak na mnie patrzy opuszczam głowę, chowając tym mały uśmiech. Jest między nami bardzo przyjemnie, bo nie jesteśmy spięci ani nic z tych rzeczy, i po prostu wiem, że jemu podobało się to tak bardzo jak mi. Fakt faktem, jest super, fajnie, romantycznie, ale ja mówię poważnie. On go zamorduje jeśli się o tym dowie. Nie mogę mu na to pozwolić, bo wtedy sama bym chyba umarła.
- Trudno - odpowiada jakby z ulgą, a ja kręcę głową, mając na uwadze jego cholerne bezpieczeństwo, bo ktoś musi. Nie jest nieśmiertelny.
- Nie rób tego więcej - mówię dosyć stanowczo, odpychając w tył jego klatkę piersiową. Przy okazji, wiem, że Blake jest potężny, bla, bla, bla, ale jeśli choć tknie go palcem, to sukinsyn padnie martwy zanim zdąży wypowiedzieć moje imię, już ja tego dopilnuję. I tak nagrabił sobie tym, co zrobił Tony'emu. - Mówię poważnie, przestań się szczerzyć... - podnoszę na niego wzrok, używając karcącego tonu, jakbym mówiła do dziecka. - Tutaj nie ma okien, więc chyba jesteśmy bezpieczni, ale...
- Zostaniesz moją dziewczyną?
Marszczę brwi, powstrzymując się przed walnięciem go w czoło.
- Gorzej ci? - pytam, nie oczekując nawet, że mi odpowie. Ten jego rozmarzony uśmiech może wpędzić nas w kłopoty i to niemałe. - Masz myśli samobójcze? Nie, nie zostanę twoją dziewczyną.
Wypuszcza drżący oddech, przejeżdżając pytającym wzrokiem po mojej twarzy, jakby nie rozumiał o co mi chodzi, jednocześnie wciąż przeżywając całym sobą to, co przed chwilą miało miejsce. Wiem to, bo jest rozdygotany, nie potrafi zetrzeć z ust malutkiego uśmieszku, chociaż wyraźnie posmutniał, do tego zaczyna ze zdenerwowaniem miętosić brzeg swojej granatowej koszulki. Mi trochę miękną kolana gdy go takiego widzę, ale nie pokazuję sobą tego jak to na mnie podziałało. Cały czas w głowie powtarzam sobie „nie patrz mu na usta, nie patrz mu na usta...", a to trudne do wykonania, no bo jakby ktoś nie wiedział, Peter jest cholernie uroczym i przystojnym chłopakiem.
- Czemu nie chcesz? - głos którego używa jest jeszcze mniej pewny, cichszy i mam wrażenie, że też prawie drży. Znów po prostu kręcę głową. - Przecież ty... - Jego oddech staje się już zupełnie nieregularny. - Przecież my... my właśnie...
- Jestem najgorszym materiałem na dziewczynę w dziejach ludzkości - odpowiadam rzetelnie, zdobywając się na jak najdojrzalszy wyraz twarzy. - Pewnie, że chcę, inaczej bym cię nie całowała, głuptasie. - Jak najszybciej odwracam wzrok na szpitalną ścianę. Mam nadzieję, że siedzący pod salą za zakrętem jakieś dwadzieścia metrów dalej niczego nie słyszą. - To po prostu niemożliwe.
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...