PETER
Powoli robi się ciemno. Po Millie mógł przyjechać Happy albo ktoś inny, ale wolała się przejść. Nie dziwię się, sam chciałbym mieć trochę swobody po całym życiu spędzonym w wieży z kilkoma dorosłymi. Wchodzimy w jedną z bocznych uliczek w celu udania się do Avengers Tower na skróty. Blondynka cały czas nawija i wypytuje mnie o moje zainteresowania, a ja z chęcią odpowiadam na wszystkie pytania, pomijając tylko fakt, że zwalczam super złoczyńców. Wystarczy spojrzeć na jej uśmiech i sam mam ochotę się szczerzyć.
- Więc mieszkasz z ciocią.
- Tak.
- Zupełnie sam? Tylko z nią?
- No... Tak.
- Dajecie sobie radę? Podziwiam was. Ja czasem ledwo wyrabiam jako córka miliardera. W sumie mam wokół siebie sporo ludzi, ale zazwyczaj... I tak jestem sama.
- Teraz nie jesteś sama - wkładam ręce do kieszeni jeansów i czuję na sobie radosne spojrzenie. - A pan Stark...
- To tak dziwnie brzmi - parska śmiechem, a ja po chwili do niej dołączam.
- Twój tata dobrze się spisuje?
Zastanawia się przez chwilę, stawiając ostrożnie kroki w kolorowych butach, idealnie pasujących do sukienki. Obserwuję mimikę jej łagodnej twarzy.
- Prawie nigdy go nie ma, chociaż nie narzekam - wzrusza ramionami. - I tak go kocham. Zawsze był, kiedy go potrzebowałam i wiem, że mogę na niego liczyć, cokolwiek by się nie działo.
- Hej! Co my tu mamy!
Odwracamy się w połowie uliczki i widzimy zbliżających się mężczyzn. Kątem oka widzę, jak blondynka cała się spina. Są ubrani jak typowi bandyci, z którymi mam do czynienia na co dzień.
- Zgubiliście się, młody? - otaczają nas od dwóch stron, odcinając drogę ucieczki. Większość z nich nie ma broni, ale dwóch trzyma w ręku kij bejsbolowy. Myślę szybko jakby tu ich pokonać nie używając mocy, bo wtedy bym się ujawnił. - Nie pogniewasz się, jeśli zabierzemy twoją dziewczynę na mały spacerek?
- Wyciągaj kasę, mała.
Millie patrzy na oprawców z lekkim obrzydzeniem i czeka na mój ruch. Czuję, że jest przestraszona, chociaż nie chce tego okazywać. Jeden z mężczyzn podchodzi do niej i ściska za ramię. Muszę działać.
Uderzam typa w bark, a on odskakuje od dziewczyny z zaskoczeniem. Jego koledzy zbliżają się z zamiarem dokopania mi, ale mam co do nich inne plany. Chwilę zajmuje mi walka z napastnikami, ale w końcu wszyscy odbiegają w popłochu i znikają nam z pola widzenia. Mam lekko przyspieszony oddech.
- Nic ci nie zrobili? - podchodzę do blondynki i sprawdzam jej stan fizyczny.
- To było zajebiste! - chwyta się za czoło i uśmiecha się szeroko. - Powaliłeś dziesięciu kolesi, nie użyłeś nawet broni...
CZYTASZ
FRIENDLY ➵ spider-man fanfiction✔
Fanfiction❝ZŁAŹ Z MOJEGO SUFITU!❞ Gdzie dzieciaki bawią się w bohaterów, dorośli załamują ręce, a złole z Nowego Jorku przegrywają za każdym razem. No, prawie za każdym. [PART ONE] ej nie zniechęcaj się pierwszymi rozdział...