Rozdział 4 - Urodziny Evie

260 12 0
                                    

Mal pov*
Biegłam na urodziny Evie. Nienawidzę się spóźniać, ale dzisiaj to nie jest moja wina naprawdę. Ani Quinn jeżeli tak myślicie. Kiedy w końcu wbiegłam wszyscy już byli.
- Przepraszam Evie... Musiałam...
- Odpuść sobie Mal i idź do Quinn. - odpowiedziała Evie nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem. Za to Mama mnie obdarzyła. Wyglądała na wściekłą, ale sama nie wiem czemu. Ostatnio nie zrobiłam niczego, co mogło by ją wkurzyć. Chyba... Tak myślę..
- Nie byłam z Quinn.
- Co za wyjątkowa sytuacja. - powiedziała Uma a ja spojrzałam na nią.
- Zazdrosna jesteś czy co?
- O nią? Czemu miałabym być?
- Nie wiem to Ty jesteś.
- Odpuść sobie Mal. - powiedziała Evie a ja skienęłam głową i podałam jej prezent.
- Wszystkiego najlepszego.
- Ona ma na Ciebie zły wpływ nie widzisz tego? - zapytała Uma a ja prychnęłam. - I co prychasz jak koń?
- Spóźniłam się, bo widziałam jak jakiś koleś chcę skoczyć z mostu i namówiłam go aby tego nie robił. O nie! Jaka ja jestem okropna! Zabij mnie! - powiedziałam udając przejęcie. Widziałam spojrzenia po sobie a ja spojrzałam na Mamę opierając rękę na biodrze.
- Jesteś żałosna.
- Dzięki Mamo. Od razu lepiej jak mnie ludzie obrażają.
- Stwierdzam jedynie fakt.
- Co znowu zrobiłam? Nie wiem...
- Nie wiesz tak? - zapytała podchodząc do mnie bliżej. Była wściekła tak jak dawno jej nie widziałam. Próbowałam sobie przypomnieć, ale naprawdę nic nie przychodziło mi do głowy. W końcu złapała mnie za fraki i przycisnęła do ściany.
- Nie wiem o co Ci chodzi, ale wal... Proszę wyżyj się.
- Ja wiem!
- Co wiesz?
- Że mnie oszukałaś! - powiedziała pchając mnie do tyłu z taką siłą, że spadłam na kanapę.
- A dokładniej? - zapytałam masując głowę.
- To, że to nie Quinn zerwała z Tobą przyjaźń!
- Aaaa dowiedziałaś się... Przyznaje, że nie spodziewałam się tego.
- Dlaczego mnie okłamałaś?
- Tak jakoś. - powiedziałam podpierając się na łokciach.
- To nie jest odpowiedź!
- Zabiłaś by mnie!
- O czyli jednak potrafisz myśleć! - powiedziała a ja wstałam i podeszłam do niej.
- Nie wkurzaj się tak to było lata temu.
- To było lata temu. - zaczęła mnie przedrzeźniać -Czemu to zrobiłaś?
- Nie zrozumiesz.
- Masz rację nie zrozumiem jak mogłaś coś tak koncertowo zniszczyć.
- No właśnie to się zgadzamy.
- Wiesz ile mogłaś osiągnąć przyjaźniąc się z Quinn.
- Widzisz to jest Twój problem.
- Mój problem?
- Zależy Ci tylko na tym co mogłam osiągnąć jako jej Przyjaciółka. A nie obchodzi Cię zupełnie to co ja czuję.
- Nie lubiłaś jej?
- Nie... To nie o to chodzi.
- To o co? No co Ci się w niej niepodobało.
- Nie powiem.
- Tak? - zapytała znów przystawiając mnie do ściany.
- Chcesz wal... Przyzwyczaiłam się.
- Przyzwyczaiłaś się? To brzmi jakbym była jakimś tyranem domowym.
- A nie byłaś? - zapytałam już totalnie zapominając gdzie i z kim jestem. Zapominając, że nie jesteśmy same.
- Parę razy Cię walnęłam nic więcej.
- Parę razy mnie walnęłaś? Kobieto Ty omal nie zatłukłaś mniej na śmierć kiedy miałam 9 lat!
- Było mnie nie denerwować!
- Co takiego zrobiłam?
- Byłaś miła dla Carlosa!
- Miła? Znasz definicje tego słowa?
- Oczywiście, że znam.
- Powiedziałam mu sto lat w urodziny.
- Czy ja kiedykolwiek powiedziałam Ci sto lat w urodziny.
- Nie wiem czy wiesz, ale wcale dobrze o Tobie nie świadczy to, że odpowiedzią jest nie.
- Nie pyskuj!
- Tylko o to Ci chodzi?
- Obudziłaś mnie z popołudniowej drzemki.
- Miałam 9 lat i 40 stopni gorączki.
- No! Wytłukłam z Ciebie chorobę!
- Omal mnie nie zabiłaś! Gdyby nie Uma i jej Mama umarłam bym rozumiesz co do Ciebie mówię?... Uratowały mi życie.
- Może tak by było lepiej! - krzyknęła Mama a mi zabrakło języka angielskiego w gębie. Patrzyłam na nią nie mogąc uwierzyć, że mówi na serio. Ale mówiła na serio. Wymusiłam uśmiech i pokonując łzy powiedziałam.
- Wiedziałam, że kiedyś to powiesz... Doczekałam się.. - obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku drzwi. Nikt za mną nie zawołał, nikt za mną nie pobiegł. Nic. Sama nie wiem gdzie miałam iść. Chciałam być sama. Poszłam sobie na Wyspę i usiadłam na jakimś dachu. Po chwili ktoś się do mnie dosiadł. Nie musiałam się domyślać kto to, bo tylko jedna osoba mogła by tutaj przyjść. - Weź idź z tąd Quinn.
- A co zaklepałaś sobie ten dach czy co? - zapytała przysuwając się bliżej mnie a ja na nią spojrzałam. Paliła.
- Rzuć papierosy to niszczy płuca.
- Chcesz jednego? - zapytała wystawiając mi paczkę przed twarz.
- Nie palę.
- Niewiesz co tracisz. Masz ogień?
- W sercu. - powiedziałam przystawiając rękę do mojego serca a ta lekko się zaśmiała.
- Wiedziałam... Dobra sama mam.
- To po kiego się pytasz?
- Chciałam jakoś zacząć rozmowę... Co jest?
- Nic nie jest.
- Mal... Znam Cię.
- Pokłóciłam się z Mamą, Evie i Umą.
- Pokłóciłaś się z Mamą i tymi dwiema idotkami.
- Nie mów tak o nich... To moje Przyjaciółki.
- Tak i o co się pokłóciłyście się?
- O Ciebie...
- O mnie?...
- Taa... Z Umą i Evie... A z Mamą... W sumie też o Ciebie.
- Widzisz... Mam na Ciebie zły wpływ. - zaśmiała się a ja spojrzałam na nią. Właśnie paliła i uśmiechała się do mnie.
- Daj już tego peta.
- No stara Mal wraca. - powiedziała podając mi papierosa a potem zapalniczkę. - Nie poparz się.
- Postaram się. - zaśmiałam się podpalając papierosa. - No patrz udało mi się.
- Gratulację Mal. - zaśmiała się Quinn. Nie paliłam od tej awantury z Umą po śmierci Lokiego. Zapomniałam jak to jest. Nie jest aż tak źle. Jeden papieros w te i we wte nie zrobi mi żadnej różnicy w końcu wiem jak działa uzależnienie a nawet się wtedy nie uzależniłam. Po za tym lepiej papieros niż jakieś ćpanie? Bo od tego już wogule łatwo się uzależnić,  ale  ja się nie uzależnie. Bo w końcu jestem Mal! Gadałyśmy tak z Quinn jeszcze chwilę. Może ona na serio się zmieniła? Nie rozumiem jak Uma i Evie mogą wierzyć, że mam je gdzieś. Przecież nie mam. To moje Przyjaciółki i żadna Quinn tego nie zmieni.

Następcy- Walka Mal      Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz