Rozdział 7 - Łap Kreweta!

285 12 3
                                    

Uma pov*
Ben chciał jakieś spotkanie. Poszliśmy więc do tego jego zameczku, ale nie było tak jak zwykle.
- Księciuniu?! Księciuniu gdzie jesteś?!
- No i gdzie ten Ben? - zapytał Harry. Wzruszyłam ramionami i weszłam do jakieś sali.
- Ben?! - zapytałam a zaraz potem poczułam stal przy gardle. Przełknęłam ślinę.
- Co tu się dzieje? - zapytałam nie mogąc się odwrócić.
- Nie wiem... Ktoś chyba nas nie lubi. - dodał Harry. Byłam niemal pewna, że ten też ma miecz przy gardle.
- Spokojnie... Nic Wam nie zrobimy... Jeszcze. - usłyszałam dość znajomy głos.
- Zifon? - zapytałam prawdopodobnie syna Izmy.
- Tak to ja...
- Puśćcie ją! - krzyknął Harry a ja walnęłam gościa w żebra i pomogłam  Harremu. Byśmy sobie poradzili gdyby nie Zifon. Bo rzucił coś tam a ja zasnęłam.

Mal pov*
Siedziałam na Wyspie. No i ten... Myślałam... Chyba mają rację. No to teraz zobaczymy co się dzieje. Do czyjej głowy wejść? Może do Evie, bo mam jakieś ale przeczucie.
Oni wiedzieli gdzieś, w zamku chyba w  jakiejś jadalni lub coś. Jedna rzecz mi się nie podobała. Ta, że wszyscy mieli przy gardle mieczyk.
- To czego chcesz Zifon? - zapytał Jay.
- No wiesz... Załatwiam pewne sprawy.
- Dalej masz jakieś problemy do Mal? Sorry, ale tu jej nie ma. - odparł mu Carlos.
- A mi już na Mal nie zależy. Chcę być Królem.
- Nie Ty pierwszy nie ostatni.  - odparł mu Ben.
- Chyba jednak ostatni.
- Evie to ja... Graj na czas, zaraz będę. - powiedziałam. Tak nauczyłam się. Jestem genialna.... Wracając ta rozejrzała się po bokach.

Wyszłam z jej głowy. O Ty... Dobra a więc muszę iść. Hmmm. No to skoro ten akurat ma ludzi i to pewnie nie jakiś lamusów to sama tam nie pójdę. Poszłam więc po piratów Umy. Pomoc zawsze się przyda. Zwłaszcza, że nie mogę używać moich mocy.
- Hej Mal! - przywitali się jednocześnie. Co za synchronizacja. Ja bym nie potrafiła.
- No hej... Macie czas?
- No dawaj. - nakazał jeden z nich.
- Wiecie... Uma, Harry i Gil mają widocznie dużo wrogów i wiesz... Taki jeden chcę ich zabić... Pomożecie mi?
- Są w niebezpieczeństwie? - zapytał tym razem ktoś inny.
- No są... Zifon chcę ich zabić.
- Zifon? Syn Izmy?  - zapytał jeszcze ktoś inny. Boże no chyba mówię jasno i kralownie prawda?
- Tak on... Ale szybko, bo nie mam zbytnio czasu... Pomożecie mi?
- Za Ume! - krzyknęli jednocześnie. No synchronizacje to oni mają. Pewnie ćwiczyli. Tak wogule to fajnie, że za Ume a nie za innych. Dobra dość.
- A więc kierunek Auredon!  - krzyknęłam i razem ruszyliśmy do Auredonu. No i dobrze... Kiedy doszliśmy to ja, genialna ja załatwiłam jakieś stroje aby nas na razie nie poznał. Bo gdybym ja tam tak po prostu weszła to już by było bez nich. Ogólnie to miałam dwa miecze, bo 1 dla Umy jeżeli nam się uda. A więc weszłam a ten geniusz myślał, że jesteśmy z nim. Znaczy na początku nie był pewny i wystawił miecz w moim kierunku.
- Udowodnij, że jesteś z nami. - powiedział a ja weszłam mu do głowy. Po chwili wymierzając sobie mentalnego plaskacza ukłoniłam się.
- Za nowego Króla. - powiedziałam. O Ty... On nie mógł naprawdę wymyślić niczego, ale to niczego lepszego? Stanęłam więc za nim i lekko skinęłam głową do Piratów. Wyjęłam miecz i przystawiłam mu miecz do gardła.
- Co Ty robisz? - zapytał Zifon.
- Nic nie mów. Odwołaj ich.
- Pożałujesz tego...
- Bardzo możliwe. A teraz wszyscy Twoi ludzie za mną.
- Nic mi nie zrobisz...
- Pewny jesteś? - zapytałam przystawiając miecz bliżej.
- Dobrze! Dobrze... Zostawcie ich... Ustawiacie się za nią. - nakazał Zifon. Tak więc kiedy moi Przyjaciele byli już bezpieczni zauważyłam jak 1 z tych jego psełdo ludzi mnie atakuje. Obróciłam się więc broniąc się przed jego atakiem i zostawiłam samego Zifona. Odepchnęłam od siebie gościa i broniłam się przed atakującym Synem Izmy. Mając chwilę wyjęłam 2 miecz i rzuciłam go Umie.
- Łap Kreweta!
- Kreweta? Mal serio? Nie nudzi Ci się to? - zapytała łapiąc miecz.
- O Mal... Co zaklęć Ci zabrakło?
- A Tobie mózgu? Przecież to oczywiste, że przegrasz.
- Nie jestem tego pewien.
- A to niby czemu?
- Kogo jak kogo, ale Ciebie chyba srebrny miecz zaboli.
- Słucham? - zapytałam... On? On wie, że srebro może mnie zabić? Nie... Czemu miałby wiedzieć... Skąd miałby wiedzieć?
- Naprawdę Mal?... Widziałem jak w wieku 9 lat... Dostałaś srebrny pierścionek a następnego dnia wmawiałaś wszystkim, że go zgubiłaś a Twoja ręką miała oparzenia III Stopnia... Naprawdę myślisz, że nikt tego jej połączy?
- Oj Zifon nie zgrywaj mądrachy. Pierścionek naprawdę zgubiłam a rękę miałam poparzoną, bo chciałam w nocy obciąć Tacie jego płonące włosy. - przypomniałam sobie moją starą wymówkę.
- Tak brednie to Ty możesz mówić Mamuni albo Umie... Ja widziałem jak ten pierścień wypalał Ci skórę.
- Śledziłeś mnie?
- Nie... Jasne, że nie... Tfe ja? - powiedział a ja uniosłam brew ku góry. - Dobra tak trochę to śledziłem. Ale myślałem, że coś między nami jest.
- Miałam 9 lat.
- Tak wiem myliłem się... ,,Nigdy nic między nami nie było ".
- Szybko to ogarnąłeś.
- Myślisz, że nic Ci nie zrobię?
- Na moje urodzinki.
- Miałaś urodziny jakieś 2 tygodnie temu.
- Tak wiem... Prawie nie umarłam.
- Szkoda...
- Gościu Ty weź się rozejrzyj. Twoi zwolennicy przegrywają. Więc sam się poddaj, albo ja sama to załatwię. - powiedziałam a ten rozejrzał się po bokach. Potem wściekły mnie zaatakował. Ale też koleś to chyba nawet miecza trzymać nie umie. Tak więc pokonałam go i po chwili przyszli strażnicy i zabrali Zifona. Obróciłam się do moich Przyjaciół i złapałam jakiś pierścionek który leciał w moją stronę.
- Naprawdę srebro Cię zabija? - zapytał Jay.
- Skórę mi wypala. - powiedziałam odrzucając mu pierścień pokazując moją spaloną skórę.
- Auu. - powiedział jedynie Carlos.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytała Uma.
- No, bo by Ci smutno było, że mi pół ręki rozwaliłaś. - wyjaśniłam a ta się uśmiechnęła.
- Nadal myślisz, że jesteś zła? - zapytał mnie tym razem Ben.
- Mam co do tego wątpliwości. - odparłam z uśmiechem! Może nie jestem taka zła?

Następcy- Walka Mal      Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz