Rozdział 17 - Szpital

834 30 0
                                    

Mal pov*
Nie mogąc za bardzo chodzić postanowiłam że pójdę nas jezioro które było mega blisko. Gdy tylko położyłam się przy brzegu moje oczy powróciły do normalnego stanu. A ja poczułam ten straszny ból. Bolało mnie chyba wszytko. W począwszy od tej głupiej ręki przez żebra aż do tej rany na brzuchu. Muszę iść do lekarza. Ale nie dam rady wstać. Najbardziej bolał mnie ten brzuch. Poleże sobie  jeszcze chwilę tutaj. Myślę że dość długą chwilę. Może nawet bardzo długą. Nie wiem ile tu leżałam. Myślałam o wszystkim. O moja Matce, o tym co im powiedziałam. Może trochę przesadziłam. Nie. Nie przesadziłam. Powiedziałam im najprawdziwszą prawdę. Nagle usłyszałam głos.
- Mal! Mal! - to była Evie. Gdy tylko mnie zobaczyła od razu do mnie podbiegła.  
- Mal! Wszytko dobrze? A mój Boże!... Przecież ty krwawisz.... Jay! Carlos! Chodźcie tu szybko!
- Nie drzyj się tak. Nic mi nie jest. - powiedziałam i chciałam wstać jednak mi się nie udało. Po chwili przyszli Jay i Carlos. Jay wziął mnie na ręce a Carlos przytulił Evie. Resztę pamiętam jak przez mgłę. Po chwili zemdlałam. Z bólu i wykączenia.

Evie pov*
Poszliśmy z Mal do mojego domu. Jay zaniósł ją do jej pokoju i położył ją na jej łóżku. Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Umy.

Rozmowa*
- Halo. Co jest Evie?
- Znaleźliśmy ją. Jest u nas w domu.
- Daj nam 5 minut. Zaraz będziemy.
- Poczekaj! Musicie załatwić jakiegoś lekarza. Mal jest ranna.
- To trzeba ją zabrać do szpitala. Jak najszybciej. Za chwilę będziemy. - powiedziała i się rozłączyła. Usiadłam na łóżku obok rannej przyjaciółki. Złapałam jej bladą rękę i spojrzałam na nią. W sumie to cała była blada. Przyjrzałam się dokładniej jej wszystkim raną. Wszędzie miała jakieś małe ranki i zadrapania. Miała też parę siniaków. Przeniosłam wzrok na jej brzuch. Jej ubranie było całe we krwi. A jej koszulka była rozcięta. Tak jak jej skóra. Najprawdopodobniej jej Matka zacięła ją swoimi pazurami. Auuuu! To musi ją boleć. Jej ręka jest pewnie złamana. Jak ona tyle wytrzymuje? Jak ona wogule tyle wytrzymała? Poczułam jakąś rękę na moim ramieniu.
- Wiem że ona da radę. Nie przejmuj się mną Carlos. - powiedziałam nawet się nie odwracając.
- Nie musisz udawać. To bardzo dobrze świadczy o Tobie że się martwisz. Świadczy o tym że masz serce i że jesteś wspaniałą przyjaciółką.
- Dzięki Carlos.
- Dla Ciebie wszystko.
- Musicie flirtować akurat w takiej chwili? - spytał  Jay.
- Aaa tak. Sorry. - przeprosił mój chłopak. Mój chłopak. Tak długo na to czekałam. Gdyby nie ona... Pewnie dalej bym się okłamywała. Po chwili zaczęła się budzić.

Mal pov*
Otworzyłam moja oczy. Na szczęście nie było jakoś mega jasno więc nie było problemu. Przyjrzałam się zmartwionej twarzy Evie.
- Spokojnie nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. - powiedziałam i chciałam się do niej uśmiechnąć. Jednak wyszedł mi grymas. Dalej byłam na nich zła ale widziałam że się martwi.
- Jak się czujesz? Znaczy... Ja... Przepraszam... - powiedziała lekko zażenowana.
- Czyżby wielka Evie Chemistey się jąkała? 
- Zamknij się Feary.
- Nie musisz się o mnie martwić. Bywało gorzej.
- Serio? Bywało gorzej? No to niezłe masz życie.
- Podejdź do mojej szafki. Gratuluję. Teraz ją otwórz. Wspaniale. Wyjmij portfel i weź pieniądze za półki którą Ci wisze. Idealnie. A teraz zamknij szafkę. Masz talent.
- Wystarczyło by po prostu portfel mam w szafce. Ale dzięki. - powiedziała i uśmiechnęła się w moją stronę.
- Jesteśmy! - usłyszałam krzyk Umy. Po chwili już wszyscy tu byli. - Idziemy do szpitala. - zwróciła się tym razem do mnie.
- Też się cieszę że Cię widzę.
- Mal! Rozmawiałaś z Zeusem? - spytał mój ojciec.
- Oh przepraszam wielmożny panie. Powinnam była spytać Cię o zgodę. Wybacz. Upadła bym na kolana, ale no wiesz nie mogę nawet usiąść. - mówiłam z udawanym żalem.
- Ja Ci wszytko wytłumaczę.
- Nie dzięki. Nie trzeba. Niech zgadnę chciałeś mnie chronić co? Spoko znam już ten tekst. To co jedziemy? - spytałam ignorując Ojca. Spróbowałam wstać, jednak to nie jest dobry pomysł. Auuuu! Dlaczego to tak boli? Widziałam że Ojciec chciał jeszcze coś dodać, ale Celia mu przerwała.
- Nie rozumiem tego. Na tamtym dachu walczyłaś z Matką i nie wyglądałaś na ranną a teraz? Nie możesz nawet usiąść.
- Już Ci mówię. Jak możesz zauważyłaś lub nie tam na dachu moje oczy świeciły na zielono. Jednak na chwilę gdy z nią rozmawiałam moje oczy były normalne. Pamiętasz? Kiedy jestem zdenerwowana, lub chce użyć moich mocy bez czarów to one świecą. Dzięki temu mogę na przykład podwyższyć swoją siłę w zależności ile jej potrzebuje. To również ogranicza odczuwanie bólu w ... No... W dość dużym stopniu. Walcząc a nią straciłam dużo energii. Dlatego potem jej miałam siły już aby to ukrywać. Rozumiesz?
- Chyba tak.
- Dobra koniec tych głupich pogaduszek. Jedziemy do szpitala.
- Wedle rozkazu pani kapitan. - dzięki ich pomocy pojechałam do szpitala. Nie mówiłam z nimi za dużo. Nie miałam na to ochoty. Zszyli mi rane na brzuchu, nałożyli gips na rękę i kazali odpoczywać.
Wow! Nie! W życiu bym o tym nie pomyślała. Dobrze że mamy naszą kochaną służbę zdrowia. Gdyby nie ona... To nie wiem co bym zrobiła! Serio szanuję. Podziwiam ich. Naprawdę. To moi idorzy.

Następcy- Walka Mal      Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz