Nie sądziłem, że wyduszenie z Harry'ego cokolwiek będzie bardzo ciężko. Pięć razy wracałem do rozmowy o liście zakupów, ale za każdym razem dostawałem tę samą odpowiedź. "Nie ma nowy Louis, mam własne pieniądze". Musiałem działać po swojemu i kiedy w środę wieczorem, Harry siedział z laptopem w kuchni, czekałem w salonie aż pójdzie gdziekolwiek. Wiedziałem, że przeglądał produkty na jakiś stronach i miałem nadzieję, że niczego nie zamówił. Byłbym ugotowany. Najwyżej sam coś bym dobrał. Musiałem dokupić mu parę sportowych rzeczy. Nie sądziłem, że Harry wiedział co to dres i trampki. Zawsze chodził w swoich sztybletach, koszulach i tych cholernie ciasnych spodniach. Jego tyłek aż sam się prosił, abym go dotknął. To powinno być karane! Usłyszałem kroki i spojrzałem na Harry'ego, który rozmawiał z kimś przez telefon. Kierował się do góry. Kiedy zniknął za ścianą, zeskoczyłem z kanapy i pognałem do kuchni. Laptop leżał na blacie, był odpalony i co najlepsze — były tam strony, na które polowałem. Ha! Uśmiechnąłem się do siebie i zwinąłem szybko sprzęt i pobiegłem do łazienki na dole. Miałem zbyt mało czasu. Wprowadziłem swoje dane, numer karty, który wcześniej sobie spisałem do telefonu, adres i kliknąłem, kupuj. Powtórzyłem to przy trzech innych stronach. Spisałem rozmiar koszulek i spodni. Z butami mogłem sobie poradzić. Wyszedłem z pomieszczenia i odłożyłem szybko jego laptopa na miejsce, w którym był wcześniej. Uciekłem z miejsca zborni do salonu. Usiadłem obok Liam'a.— Co zrobiłeś?
— Nic! Zamówiłem tylko ubrania.
— On cię zabije — powiedział i zaczął się śmiać. Spojrzałem na niego urażony. — Wiesz, że słyszałem waszą kłótnię oto.
Obróciłem się w stronę schodów, gdzie usłyszałem kroki. Zrobiłem duże oczy i wstałem. Wyminąłem go i chwilę później byłem przy swojej sypialni.
— Tomlinson! Zaśmiałem się i schowałem się w pokoju, zakluczając drzwi.
— Jeden zero! Wygrałem ten mecz! — Krzyknąłem i zaraz usłyszałem kroki na schodach. — Mówiłem, że zawsze wygrywam.
— Kiedyś wyjdziesz z tego pokoju, wtedy cię dorwę!
— Nie doczekanie! Jestem twoim szefem! Nic nie możesz zrobić!
— Super! Wypchaj się! Mam nadzieję, że te ubrania będą ci dobre!
Prychnąłem pod nosem. Bardzo dobrze wiedziałem, że i tak je założy Mogłem się nawet oto założyć z Liam'em.
— I Harry! Przygotuj się na to, że będziesz chodzić ze mną na siłownię! Przyda mi się towarzystwo do ćwiczeń — powiedziałem, będąc pewny tego, że był pod drzwiami. — W końcu wiesz co i jak.
— Co? Ja nigdy nie byłem na siłowni!
Otworzyłem drzwi ze zdziwienia. Stał oparty o ścianę. Czy on sobie żartował?
— Robisz mnie w balona? Słuchaj, wyglądasz tak, jakbyś chodził na siłownię cztery razy w tygodniu.
— Nigdy nie byłem i nie zamierzam. Może powinienem, ale jestem zbyt leniwy.
Wzruszył ramionami. Boże, chroń mnie. Wyglądał jak pieprzony model. Rozchyliłem usta, aby czasami tego nie powiedzieć. Oparłem się o ścianę, tak samo, jak on.
— Będziesz ze mną chodzić na siłownię. Ćwiczyć.
— Robić zdjęcia.
— Harry, nie wkurwiaj mnie. Będziesz ze mną ćwiczyć.
Westchnął i poprawił swoje loki. Nawet przy takiej czynności wyglądał idealnie. Czy on kiedykolwiek wyglądał źle? Miałem ochotę wziął go, teraz i tu. Wziąłem głęboki wdech, aby się uspokoić.
— Jak sobie zrobię krzywdę, to ty będziesz mi opłacać leczenie.
Podniosłem ręce w geście kapitulacji i zaśmiałem się z jego miny.
— Będzie fajnie! Uwierz mi, nie można sobie zrobić krzywdy na siłowni.
— Serio? Nie wiesz, jaką mam kondycję i koordynację ruchową. Nie dość, że uszkodzę siebie to jeszcze otoczenie, a może nawet ciebie.
Prychnąłem na jego słowa. Nie mogło być tak źle.
— Jeden raz, dobra? Chociaż spróbuj!
— Jeżeli sobie coś zrobisz, to osobiście cię zabiję. Obiecuję to.
Spojrzał na mnie ostatni raz i obrócił się na pięcie. Zszedł po schodach na dół, a ja wypuściłem wstrzymywane powietrze. Musiałem działać bardzo szybko. Mogłem przez niego zwariować. Wróciłem do pokoju i chwyciłem swój kalendarz. Jeszcze tydzień i powitamy Londyn. Tam czekał mnie wywiad i jeden trening. Przy okazji chciałem też odwiedzić rodzinę. Wszystko za jedną drogą. Wyjrzałem z pokoju, kiedy usłyszałem kroki. Harry szedł z laptopem w ręku, a w drugiej miał telefon przyłożony do ucha. Miał zawziętą minę i nawet mnie zauważył, że mu się przyglądałem. Zmarszczył brwi i zatrzymał się przed drzwiami.
— Pieprzyć to, Niall. Nie wiem. — Westchnął i spróbował otworzyć drzwi. — Tak! Jezu, jesteś mocno nieznośny i wkurwiasz. Mówiłem twojej siostrze, że niestety nie mogę przyjść, a ona zapomniała fotografa na własny ślub! Ona zrobiła to specjalnie. — Zaśmiał się i pokręcił głową. — Nie ma nowy. A rób, co chcesz! Doskonale wiesz, że mogę ci pożyczyć aparat i ty... Nie przerywaj mi! Ty możesz robić zdjęcia, a potem mi je dać do odróbki. Zresztą, rób, co chcesz i nie próbuj nawet do niego dzwonić. Nie uda się i tyle. Kończę Niall, cześć.
Zakończył połączenie i wszedł do pokoju, nawet na mnie nie patrząc. Zmarszczyłem brwi i też zamknąłem drzwi. Chwilę później po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk przychodzącego połączenia. Pokręciłem głową i chwyciłem telefon. Nic mi nie mówiły te cyfry, ale zdecydowałem się odebrać.
— Halo?
— Dzień dobry, z tej strony Niall Horan, asystent Harry'ego. Dzwonię w jednej sprawie — powiedział i zamilkł. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. — Znalazłem pana numer w dokumentach Hazzy pański numer. Chodzi o...
— O sobotę, tak. Słyszałem tę rozmowę.
— To prawda, że Harry ma napięty grafik?
— Cóż... Miałem w planach przeleżeć całą sobotę, więc Harry ma wolne — powiedziałem i o mało co nie zacząłem się śmiać. Jak ja kochałem wkopywać ludzi. — Słyszałem rozmowę, więc Harry ma wolną całą sobotę i niedzielę.
— Naprawdę? Ratuje mi pan życie.
— Louis, nie pan.
— Dobrze, Louis. W takim razie... Możesz przyjść razem z Harry'm. Na sto procent ucieszy się z twojego towarzystwa.
— To rodzinne i...
— Nie, nie. Nie nalegam, ale proszę to przemyśleć.
— Dobrze, będziemy razem. O której?
— Wyślę szczegóły w SMS-ie! Do zobaczenia!
Rozłączył się, a ja uśmiechnąłem się do siebie. Uwielbiałem wkurzać ludzi. Nie musiałem długo czekać na wiadomość od Niall'a oraz na głośny krzyk Harry'ego i jego wtargnięcie do pokoju. Uśmiechnąłem się z wyższością, kiedy patrzyłem na jego wściekłą twarz.
— Nie zrobiłeś tego!
— A owszem zrobiłem. Dobrze, że mam garnitur w szafie. A ty masz jakiś?
— Zabiję was, normalnie was zabiję!
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Czułem dziwną satysfakcję z tego. Dwa zero dla mnie.
CZYTASZ
Love game → larry ✔
FanfikceHarry nie znał się na piłce nożnej. Jedynie wiedział, jak ją kopnąć, aby siebie samego nie uszkodzić. Nigdy się tym nie interesował i nie zamierzał. Wolał to co robił - wybieg, muzyka i aparaty. Nie. On nie był modelem. Był fotografem, który zarabia...